Rozdział 7

4.6K 98 18
                                    

Wysiadając z samochodu dostałam wiadomość od Domenico, że operacja właśnie się  zakończyła i przewożą Olo  na oiom. Byłam bardzo zmartwiona jej stanem, ale skoro będzie na oiomie to znaczy, że lekarzom udało się ją uratować. Ta myśl podtrzymywała mnie na duchu i dodawała wiary, że przyjaciółka wyjdzie z tego i pomału będzie dochodzić do zdrowia. Nie dopuszczałam do siebie innej możliwości. Olo musiała wygrać tę walkę.
Musiała wygrać walkę o życie swoje i dziecka. Nie widziałam innej możliwości.

Przed salą siedział młody. Podbiegłam do niego, aby jak najszybciej powiedział mi wszystko co wie.

- Jakie są rokowania? Wiesz już coś? – zapytałam gdy mężczyzna miał wzrok wbity w szybę przed sobą.

- Jej stan jest ciężki, ale stabilny – odpowiedział nie racząc mnie nawet jednym spojrzeniem. Domenico jest wypompowany. Jakby opuściły go resztki sił.  Domyślam się, że to przez ostatnie godziny, w których był zupełnie sam, nie otrzymując żadnego wsparcia. – Doktor Martinez powiedział, że musimy zaczekać i obserwować najbliższe godziny, ale kazał być dobrej myśli...

- Łatwo mu mówić – prycham, opadając na krzesło obok. – Siedzieć  i bezczynnie czekać, ale na co? Na kolejny krwotok, albo jeszcze coś innego?! – burczę rozdrażniona, że nikt nie chce dać nam stu procentowej pewności, że Olo sobie poradzi i pomału będzie nabierać sił. Tylko tyle chcę usłyszeć. Czy to tak wiele?

- Uspokój się i daj mi dokończyć – rzucił odwracając twarz w moją stronę. – Powiedział również, że jej stan jest lepszy niż przed operacją co daje większe szanse, iż wyjdzie z tego. Po jutrze jeśli wszystko będzie dobrze spróbują ją wybudzić ze śpiączki  farmakologicznej.

- Dlaczego od razu od tego nie zacząłeś!? Tak się cieszę. Wiedziałam, że Olo się nie podda – wyznałam kładąc dłonie na piersi i poczułam jak moje serce zaczyna się uspokajać. W całym tym zamieszaniu nie zauważyłam, że przyśpieszyło swoje bicie od nadmiernego stresu. – A co z dzieckiem? – dopytałam, gdy zorientowałam się, że Domenico nie odniósł się do stanu zdrowia swojej pociechy.

- W porządku. Lekarze uważają, że nic mu nie zagraża, ale trzeba kontrolować wszystkie parametry dla pewności.

- To wspaniałe wiadomości – odetchnęłam z ulgą i rozpłakałam się ze szczęścia, a następnie przytuliłam Domenico, by pozwolić aby zeszły z nas wszystkie skrywane emocje.

Mężczyzna też był wzruszony i na pewno odetchnął z ulgą, że jego żona i dziecko wyzdrowieją. Mi również ogromny kamień spadł z serca. Bałam się tego co tu usłyszę,  ale na szczęście są to dobre wiadomości. Jeszcze nie dawno lekarze nie dawali żadnych szans, a teraz jest ona bardzo duża. W prawdzie nie mówią jeszcze tego z całą pewnością, bo najbliższa doba będzie najważniejsza, ale są dobrej myśli co pozwala nam sądzić, że kobieta wyjdzie z tego. Doktor Martinez to prawdziwy geniusz chirurgii więc skoro on tak mówi to znaczy, że musi być dobrze. Domenico ściągnął go specjalnie z Rzymu, bo to najlepszy specjalista we Włoszech.

Siedzieliśmy w ciszy przez kilka minut, szlochając patrząc w szybie Sali mojej przyjaciółki. Oboje chcieliśmy być teraz przy niej i trzymać ją za ręce, ale niestety nie było to możliwe dla jej bezpieczeństwa. Rozumieliśmy to choć ciężko było się z tym pogodzić, ale ich zdrowie było najważniejsze.

- Jak się czujesz? – Domenico nagle  zapytał spoglądając na mnie.

- Dobrze. Jestem tylko trochę zmęczona. A Ty?

- Ja też, ale pytałem jak się czujesz po spotkaniu z moim bratem. Mam nadzieję, że nie chciał ci nic zrobić?

- Nie, wszystko w porządku. Zresztą nie miałam nawet czasu, żeby się nad tym zastanawiać.

- Co teraz zrobisz? Nacho chyba nie jest zachwycony z obrotu sprawy, prawda? – podpytywał, jakbym miała opracowany już cały plan, choć nie mam żadnego oprócz tego, który wymyślił mój mąż, a do którego ja z pewnością się nie dostosuję.

- Chce żebym jutro wracała. Wynajął już nawet samolot – przyznaję, gdyż wiem, że mogę zaufać młodemu.

- Może tak będzie lepiej – odpowiedział, a ja zmarszczyłam brwi, nie wiedząc do czego zmierza. Przecież sam spodziewał się, że będę chciała tu być, a teraz co? – Nie zrozum mnie źle, ale sądzę, że Massimo na pewno będzie chciał się z tobą spotkać, a twój mąż raczej nie byłby z tego zadowolony – dodał widząc zapewne moją twarz. Młody miał rację, cholernie dużo racji. Sytuacja była beznadziejna. Jeśli tu zostanę czarny może coś kombinować, a kolorowy oszaleje ze złości, wiedząc, że nie może mieć na to wpływu.

- Zgadzam się z tobą, ale chcę zostać do momentu, aż się wybudzi.

- Zrobisz jak zechcesz. Nie sądzę aby ci coś groziło z jego strony, ale lepiej jakbyście się nie spotkali.

- Wiem, ale już za późno – zamilkłam na  chwilę po czym dodałam. – Wydaje mi się, że żałuje i że to jest szczere, ale nie mogę mu wybaczyć. Mam nowe życie, męża, córkę i nie chce wracać do tego co było.

- Rozumiem. Boje się, że przez spotkanie z tobą znowu się załamie. Miałem nadzieję, że nie dowie się o twojej obecności.

- Ja też – powiedziałam i zaczęłam poważnie zastanawiać się nad słowami młodego.

Co jeżeli ponownie się zobaczymy i tym razem nie będzie taki spokojny, albo będzie pod wpływem kokainy. Może znowu mnie porwie i będzie chciał zgwałcić. Przestraszyłam się tych myśli i wszystkich możliwości, które mogą się wydarzyć. Z drugiej jednak strony rozmawiałam z nim, widziałam jego spojrzenie. Nie było w nim chęci zemsty czy nienawiści tylko wstyd i żal ze swojego postępowania. Może przez dwa dni uda mi się na niego nie wpaść. Zresztą teraz nigdzie nie będę jeździć tylko kierunek szpital-dom. Tak jest najbezpieczniej.

Spędziłam w szpitalu cały wieczór. Gdy wróciłam do hotelu było już ciemno. Miałam jeszcze porozmawiać z Nacho i wszystko ustalić, ale było już dość późno i marzyłam tylko o ciepłym prysznicu i śnie. Rozebrałam się, weszłam do kabiny i puściłem ciepłą, a nawet gorącą wodę.

Przymknęłam powieki i starałam się wyciszyć oraz odprężyć po całym dniu w stresie. Chciałam pomyśleć o czymś przyjemnym. O czymś co pozwoli mi się zresetować i nabrać sił na kolejny długi i ciężki dzień.

Przywołałam wspomnieniami Stellę i nasze zabawy na plaży, lalkami czy inne gry. Uwielbiałam spędzać z nią czas i pomagać jej w poznawaniu świata. Byłam dumna i szczęśliwa, że mogłam patrzeć i podziwiać jak rozwija się każdego dnia. A świadomość,  że mam w tym swój udział napawa mnie dumą.

Nie proszenie w moje myśli wkradł się obraz pierwszej kąpieli z czarnym, jego nagie ciało, które jest powalające i które zrobiło na mnie piorunujące wrażenie. Pamiętam co wtedy czułam i jak wielką ochotę na niego miałam. Sama nie wiem jak udało mi się  powstrzymać, aby nie rzucić się na niego.

- Lauro opamiętaj się, masz męża – powiedziałam do siebie mając wyrzuty sumienia, że zamiast o kolorowym myślałem o Donie.

Stałam pod strumieniem wody i rozmyślałam co mam zrobić. Jak wybrnąć z tej sytuacji, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Nie wiedziałam jak wpłynąć na Nacho, aby zgodził się na kółka dni bez pretensji. I nie wiedziałam co zrobić, by więcej nie natknąć się na Massimo. Szczerze mówiąc miałam w podświadomości, że czego bym nie zrobiła, by go uniknąć i tak spali to na panewce.

Gdy wyszłam z łazienki postanowiłam zadzwonić do domu. Być może Nacho jeszcze nie śpi i uda  nam się ustalić co z moim dalszym pobytem na Sycylii.

- Część kochanie – przywitałem się zanim zdążył cokolwiek powiedzieć. – Nie obudziłam Cię?

- Oczywiście, że nie, czekałem, aż się odezwiesz – odpowiedział spokojnie na co się uśmiechnęłam, gdyż uwielbiałam gdy był opanowany... Stanowczy, ale opanowany. To jedna z cech którą mnie uwiódł. – Co z Olgą?

- Operacja się udała i chyba będzie dobrze.

- Czyli możesz wracać skoro wszystko w porządku.

- Chciałabym zostać jeszcze dwa dni. Pojutrze będą wybudzać ją ze śpiączki. Chcę się z nią zobaczyć, aby wiedziała, że byłam przy niej. Co ty na to? – zapytałam przeczesując wilgotne włosy.

- Sam nie wiem. Boję się o ciebie.

- Wiem, ale obiecuję, że będę chodziła wszędzie tylko z ochroną.

- Najlepszą twoją ochroną jestem ja, ale nie mogę się tam pokazać tak po prostu bo to mogłoby wywołać wojnę między... – urwał nie chcąc kończyć tego co miał na myśli, ale doskonale wiedziałam o co mu chodzi.

- Między waszymi mafiami, prawda?

- Tak, dlatego najlepiej jeśli wrócisz jak najszybciej.

- Jak tylko Olga się wybudzi wracam od razu. Bardzo mi  zależy, aby w tej chwili być przy niej.

- Niech będzie – odpuścił, choć po ciężkim westchnieniu jakie z siebie wydusił wiedziałam, że nie jest mu łatwo. – Nie chcę się z tobą kłócić, bo i tak wiem, że zrobisz jak zechcesz.

- Dziękuję, jesteś kochany – powiedziałam zadowolona, przesyłając mu całusy. – Jak Stella? Pyta o mnie?

- Tylko wtedy gdy jest w domu, dlatego większość czasu spędza u Amelii.

- To dobrze. Stęskniłam się już za wami.

- My za tobą też. Mam nadzieję, że solidnie wynagrodzisz mi rozłąkę? – zasugerował chrapliwym głosem.

- Oj tak. Tego możesz być pewien – zaśmiałam się. – A teraz idź spać, bo nakręcisz się za bardzo i będziesz musiał radzić sobie sam – dodałam rozbawiona.

- Podobnie jak ty – odpowiedział, a ja już wyobrażałam sobie jego cwaniacki uśmiech.

- Do usłyszenia jutro kochanie – pożegnałam się i zakończyłam połączenie. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem fizycznie i psychicznie, dlatego od razu położyłam się spać.


Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now