Rozdział 28

4.2K 94 26
                                    

Dzisiejsza noc była dla mnie bardzo ciężka, ponieważ ból nogi spowodował, że nie mogłam zasnąć i wałkowałam się z boku na bok. Dopiero nad ranem kiedy zmęczenie dało się porządnie we znaki moje oczy udały się na spoczynek.

Wstałam  przed południem, a raczej zostałam obudzona przez głośne krzyki i śmiechy dzieci, które wydobywały się z ogrodu i wpadały do mojego pokoju przez otwarte okno. Zaciekawiona tym co spowodowało ich euforię założyłam szlafrok i postanowiłam wstać z łóżka, aby podejść do balkonu i zobaczyć co tam się dzieje. Było to dla mnie nie lada wyzwanie, bo kostka w dalszym ciągu bolała co uniemożliwiło mi stanięcie na niej, dlatego na jednej nodze udało mi się doskoczyć do okna.

W ogrodzie dzieci oraz Domenico z Massimem grali w piłkę. Rozłożyli bramki i podzielili się na dwie drużyny. A poznałam to po tym jak Luca strzelił gola i cieszył się z ojcem, a pozostali rozkładali tylko ręce na znak, iż trudno się stało z utraty gola. Nie dawali jednak za wygraną i następny punkt zdobyła moja córką. Biegła jak szalona w kierunku Dona i rzuciła mu się na szyję zadowolona, a on przytulił ją do siebie,  pocałował w policzek, a potem jeszcze  posadził ją na ramionach i biegał triumfalnie trzymając jej malutkie dłonie.

Ten widok skradł moje serce i jednocześnie spowodował w nim ogromny ścisk. Zawsze tak się działo, gdy widziałam jak bawili się razem, ale dziś wyjątkowo nie mogłam oderwać od nich oczu. Moje poharatane serce, reagowało na to szybszym biciem, a po ciele rozlewała się fala ciepła.

Oboje wyglądali słodko radując się i wrzeszcząc chyba z całej siły jaką w sobie mieli. Więc jak mogłabym być obojętna, na coś takiego?

Ciągle zastanawiało mnie jak facet, który potrafi być tak okrutny i bezwzględny może mieć takie wspaniałe podejście do dzieci. Nie mogłam tego pojąć w żaden sposób. Nie sądziłam, że będzie wstanie zaakceptować Stellę ze względu na fakt kto jest jej ojcem. Ale Massimo sprawiał wrażenie jakby w ogóle mu to nie przeszkadzało. Nie widział, że ich obserwuję, więc  niczego nie udawał i był sobą w stosunku do niej. Tak jak  wtedy gdy widziałam go pierwszy raz z Lucą, tak teraz ma ten sam beztroski wyraz twarzy wygłupiając się ze Stellą. Nie mogłam przestać się przyglądać, będąc pełna podziwu tego jak doskonale się dogadują. Czarny nie mówił jej po imieniu, dla niego była księżniczką i tak ją nazywał.

Znowu byłam rozdarta wewnętrznie, ponieważ z jednej strony cieszyłam się z ich dobrej relacji, a z drugiej trochę mnie to niepokoiło. Bałam się, że przywiążą się do siebie za bardzo co skomplikuje sytuację. Stella straciła ojca i obawiałam się, że może chcieć zastąpić go kimś innym i na tę osobę wybierze właśnie czarnego. Do głowy przyszła mi myśl, że przecież to nie będzie trwało wiecznie i kiedyś stąd wyjedziemy. Ale co jeśli moja kruszynka polubi go tak bardzo, że  nie będzie chciała go zostawić, tym bardziej, że jest tutaj też jej przyjaciel. Nie wiedziałam co robić, czy pozwolić im na tak bliskie i częste kontakty, czy może zabronić im wspólnego spędzania czasu. Jak mam postąpić? Biłam się z myślami, z których wyrwało mnie wejście Olgi.

- Widzę, że już nie śpisz. Co robisz? – zapytała podchodząc do mnie.

- Obserwuję nasze pociechy – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem.

- Czy oby na pewno tylko pociechy?

- Szczerze to chyba nie tylko – przejechałam dłońmi po twarzy nie wiedząc sama co o tym wszystkim myśleć.

- Tak sądziłam. Chodź pomogę ci dojść do łóżka. Miałaś przecież leżeć. – Przyjaciółka pomogła mi przejść przez pokój i usiadłyśmy na moim łóżku i oparłyśmy się o wezgłowie. – Oj Lari, Lari widzę, że masz problem. Opowiadaj co się dzieje.

- Nie wiem kochana. Naprawdę nic z tego nie rozumiem.

- Pogubiłaś się. To normalne po tym co przeszłaś i jeszcze ten przyjazd tutaj i spotkanie Massimo. Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe – powiedziała i wzięła mnie za rękę w geście wsparcia.

- Nie jest i nawet nie wiesz jak bardzo brzydzę się sobą.

- Ale dlaczego?

- Czuję się tak jakbym zdradzała Nacho – przyznałam na głos, to co zaczynało mnie dręczyć, przez uczucia jakie się we mnie wzbierały, gdy byłam blisko czarnego.

- Czekaj, czekaj...chcesz mi powiedzieć, że...

- Oszalałaś?! – przerwałam jej, gdy zorientowałam się jak to zabrzmiało i jak Olo mogła to odebrać. – Nie o to chodzi... Ale gdy jest blisko ledwo mogę się opanować, żeby nie zrobić czegoś głupiego.

- Raz już zrobiłaś – stwierdziła unosząc ramiona.

- Co ja mam zrobić? – zapytałam zrezygnowana, bo już dawno nie byłam tak pogubiona w swoich uczuciach.

- Nic nie rób.

- Ale mi pomogłaś, naprawdę dzięki wielkie.

- Chodzi mi o to, żebyś zostawiła to swojemu biegowi. Zobaczysz na jakie tory cię to zaprowadzi – doradziła, co wydawało się być słusznym podejściem do sytuacji. – Tylko nie wskakuj mu od razu do łóżka – dodała.

- Chyba zwariowałaś jeśli myślisz, że to zrobię.

- Mam nadzieję, że tego nie zrobisz tylko sprawdzisz czy jest szansa, aby było z tego coś więcej, niż tylko seks.

- Ale Nacho... Olga ja nie mogę...

- Nacho nie żyje! – podniosła głos. – Pogódź się  z tym wreszcie. Nie możesz tak żyć zastanawiając się co by zrobił, czy pomyślał – powiedziała, a ja po jej słowach zaczęłam płakać.

- Ale ja go kocham.

- I kochać będziesz, ale to nie znaczy, że masz być sama i zamykać się na nowe uczucie. Ja nie mówię, że to musi być Massimo, bo sama ci go odradzałam, ale kurwa... Lari jak ty na niego patrzysz. Gołym okiem widać, że nie jest ci obojętny.

- To prawda, ale nie dam rady się przez to przebić. Gdyby on i Nacho nie byli rywalami to może wtedy mogłabym brnąć w to dalej... Olga to chodzi o szacunek do niego.

- A czego ty byś chciała dla Marcela? – spytała, ale nie bardzo wiedziałam o co jej chodzi.

- Nie rozumiem.

- Gdyby sytuacja była odwrotna, chciałabyś aby był sam, czy wolałabyś, aby był szczęśliwy nawet z twoim największym wrogiem.

- To co innego.

- Nie moja droga, to dokładnie to samo. Co byś dla niego wybrała? – Nie muszę się zastanawiać nad odpowiedzią, bo doskonale wiem, czego bym chciała dla męża.  Chciałabym, aby poszedł dalej, aby poznał kobietę, która przejmie na siebie obowiązek wychowania Stelli... Kobietę, która zastąpi jej matkę.

- Oczywiści, że chciałabym aby ułożył sobie życie nawet...

- No widzisz. Masz odpowiedź na swoje pytanie.

- Sama nie wiem.

- Słuchaj, nie śpiesz się. Zobaczysz jak to się wszystko potoczy. Masz czas, nikt cię nie goni i nie każe podejmować żadnych decyzji z dnia na dzień – powiedziała, na co tylko westchnęłam, bo co innego w tej chwili mogłam zrobić. Przez chwilę obie zamilkłyśmy, po czym Olo dodała. – Podziwiam cię wiesz?

- Dlaczego?

- Wybaczyłaś mu, prawda?

- Myślę, że tak – przyznałam, bo naprawdę tak czuję.

Pogodziłam się z tym co zaszło między nami i postanowiłam mu tego nie wypominać. Myślę, że w głównej mierze przekonał mnie tym, iż uwierzyłam mu, że nie zabił Nacho. Przez kilkanaście miesięcy,  byłam przekonana, że to jego sprawka, mimo tego, że wyparł się tęgi, a młody to potwierdził. Jednak, gdy rozmawiałam z nim, gdy przyjechałam, zrozumiałam, że zbyt pochopnie go oceniłam. Może to dziwne, ale jestem przekonana, że czarny nie zabił Nacho.

- Ja bym nie potrafiła – stwierdziła Olo.

- Dużo było w tym mojej winy – przyznałam, bo niestety nie byłam całkowicie w porządku w stosunku do Massimo, ktory wówczas był moim mężem. – Może to ułatwiło mi sprawę.

- Nie możesz uważać, że jesteś winna gwałtu.

- To nie tak – zaprotestowałam natychmiast. – Massimo próbował ze mną rozmawiać, po operacji, ale nie chciałam. Wiedział, że miedzy mną a kolorowym do czegoś doszło, lecz moje tajemnice sprawiły, że zaczął więcej pić i ćpać... Wiem, że gdyby nie był pod wpływem kokainy nigdy by mnie nie skrzywdził.

- To nie jest usprawiedliwienie.

- Możliwe, ale każdy zasługuje na drugą szansę. Ty przebywasz z nim więcej czasu. Sama mówisz, że się zmienił.

- To prawda, ale... – pukanie do drzwi przerwało wypowiedz Olgi.

To czarny.

Nie spodziewałam się, że przyjdzie sprawdzić co u mnie. Nasze dotychczasowe spotkania były raczej przypadkowe, a teraz sam ośmielił się, żeby do mnie zajrzeć i porozmawiać. Byłam lekko zakłopotana, ponieważ nie zdążyłam się jeszcze ubrać i umalować. Nie wiem dlaczego właśnie to przyszło mi do głowy, przecież nie raz widział mnie naturalną i zawsze podobał mu się ten widok. Olga zauważyła moje zdenerwowanie i mimiką twarzy mówiła: ogarnij się.

- Mogę na chwilę? – zapytaj, widząc przyjaciółkę rozwaloną na moim łóżku.

- Tak – zgodziłam się i posłałam kobiecie przepraszające spojrzenie.

- Zostawię was samych – powiedziała i wygramoliła się z posłania, a potencja wyszła.

- Jak się czujesz? Może chcesz coś zjeść, albo pić?

- Nie, dziękuję. – Mężczyzna podszedł bliżej nic nie mówiąc, więc zaczęłam. – Widziałam jak graliście.

- Niestety zostaliśmy pokonani, ale rewanż mamy już umówiony – odpowiedział i usiadł na przeciw mnie, na brzegu materaca.

- To miłe, że zgodziłeś się towarzyszyć Stelli.

- A co w tym dziwnego?

- Nie sadziłam, że ją polubisz, bo... – przerwał mi.

- To nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Masz cudowną córkę i jest bardzo do ciebie podobna. – Ciekawe po czym tak stwierdził, bo wszyscy uważali, że Stella to wykapany  ojciec. Zresztą ja też tak sądziłam, bo nie miała żadnych moich rysów twarzy.

Nie wiedziałam co mu odpowiedzieć, ale na szczęście nie musiałam nic mówić, ponieważ otworzyły się drzwi i do sypialni zawitała moja dziewczynka, która przybiegła w jednym momencie i usiadła mi na kolanach, a potem przytuliła się na chwilę.

- Mamo graliśmy w piłkę, ale niestety Luca z tatą nas pokonał – powiedziała jak tylko się ode mnie odsunęła.

- Następnym razem z pewnością ty wygrasz – pocieszyłam ją, gładząc jej delikatny policzek.

- No pewnie. Wujek Massimo obiecał, że będziemy trenować żeby im dokopać.

-Naprawdę? I użył dokładnie takich słów? – zapytałam rozbawiona sposobem jakim mówiła.

- Tak, a co?

- Księżniczko to miała być nasza tajemnica,  zapomniałaś? – Massimo był równie rozbawiony co ja.

- Mama nikomu nie powie, prawda?

- Prawda kochanie, prawda.

- Daj paluszek – powiedziała do mnie Stella, a potem zwróciła się do czarnego. – Wujku ty też.

- Ale po co? – dociekałam o co jej chodzi.

- W przedszkolu jak coś obiecujemy to zawsze na paluszek. Nie moooożna potem nic nikomu powiedzieć. – Podaliśmy więc najmniejsze palce Stelli, aby złączyła je ze swoimi.

- Mamo, zapomniałaś  dać jeszcze wujkowi! – Spojrzałam na niego i nie wykonałam żadnego gestu, ale Stella chwyciła moją dłoń i położyła na dłoni Massima. Od razu poczułam jak przeszył mnie prąd.

Nasze twarze zastygły, ponieważ oboje poczuliśmy jak dotyk naszych ciał na siebie działa. I gdyby nie obecność Stelli nie wiem jakby się to skończyło. Po rozmowie z Olgą nabrałam trochę dystansu do tego co uważałam wcześniej. Swoją drogą to zdziwiła mnie jak dojrzałej rady mi udzieliła. Przeważnie obracała wszystko w żart, ale umiała wyczuć kiedy potrzebuję poważnej rozmowy i pomóc mi w dokonywaniu trudnych decyzji.

- No, mamo!!! – szturchała mnie córka, aby ponaglić mnie do wykonania swojej prośby.

Zrobiliśmy to o co prosiła i nasze ręce stworzyły połączony krąg. Niby to nic takiego, ale dla Stelli znaczyło bardzo wiele i dla nas chyba też, bo oboje nie mogliśmy oderwać od siebie wzroku. Bliskość czarnego działała na mnie na każdej płaszczyźnie. Jak przez półtora roku nie odczuwałam żadnego popędu seksualnego, tak teraz czuję go na każdym kroku, gdy tylko Massimo znajdzie się w zasięgu ręki.

Nagle rozległ się dzwonek telefonu Dona, który wyrwał mnie z moich myśli. Brunet puścił moją dłoń i sięgnął do kieszeni i wyjął komórkę. Spojrzał na wyświetlacz i dostrzegłam, że był niepocieszony, że ktoś ośmielił się przerwać nam tę miłą chwilę.

- Praca, muszę odebrać – powiedział z grymasem.

- W porządku – przytaknęłam, bo przecież nie musiał mi się tłumaczyć.

Mężczyzna pocałował Stellę w głowę i palcem przejechał po małym nosku, a ona uśmiechała się do niego tak szeroko, że było widać brak jej górnych jedynek, które niedawno wypadły, a potem wyszedł.

Byłam zaskoczona tym co zrobił, że otworzyłam usta ze zdziwienia. Był taki naturalny i nawet nie zwrócił uwagi czy ja nie będę miała nic przeciwko. Wykonywał ten gest każdego dnia z Lucą i może nawet nieświadomie uczynił go na Stelli.

Wielki Don, który ma słabość do dzieci i przy nich staje się zupełnie kimś innym niż jest w rzeczywistość sprawia, że zaczynam czuć ciepło w środku. A zwłaszcza gdy wykonuje takie gesty w stosunku do mojej córki.

O Massimo można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest zepsuty do szpiku kości. Mimo tego, że jest gangsterem i zajmuje się wieloma nielegalnymi interesami to nigdy nie podejmował czegoś co rani nieletnich, a nawet hojnie wspierał różne organizacje charytatywne, które zajmowały się przemocą wobec dzieci i wychowywanych w biedzie.
Teraz wiem, że nie robił tego tylko dla rozgłosu o czym pewnie wszyscy myśleli, ale dlatego, że chciał i nie akceptował wyrządzania krzywdy najmłodszym. On po prostu kochał dzieci i taka była prawda.

Boże... Co on musiał czuć po stracie naszego syna? Skoro obdarzył tak wielką miłością dzieci młodego, to swojego potomka by chyba ubóstwiał... Musiało być mu ciężko... Bardzo  ciężko... Dlaczego nie umieliśmy ze sobą rozmawiać? Może gdybyśmy nie odwrócili się wtedy od siebie nasze życie wyglądałoby inaczej...

Lauro, przestań! – ganiam się w myślach.

Przecież mam córkę... Dzięki temu co się stało mam przy sobie wspaniałą dziewczynkę, którą nosiłam dziewięć miesięcy pod sercem i która skradła je od chwili, gdy tylko się o niej dowiedziałam. A teraz kradnie serce czarnego.

- Wiesz, mamo fajny jest wujek Massimo.

- Naprawdę go lubisz?

- Tak. Wujka Domenico też lubię i ciocię Olgę i Lucę i nawet Arianę jak nie ciągnie mnie za włosy.

- Ja też ich lubię, skarbie – przyznałam z uśmiechem.

- Fajnie, że ich odwiedziliśmy – powiedziała i  położyła główkę na mojej piersi i zaczęłam ją głaskać, bo Stella bardzo to lubiła.

Moje przypuszczenia się potwierdziły i nie wiedziałam jak z tego wybrnę. Czarny i Stella zbliżali się do siebie i obdarowywali coraz większą sympatią. Bałam się, aby uczucia mojej córki nie zostały ponownie zranione. Nie wiem czy chcę, aby oboje się tak angażowali. Moja księżniczka jest jeszcze mała i boję się, że pokocha Dona jak ojca, a potem znów będzie musiała przeżywać rozłąkę na nowo. Nie planuję tu zostać... Chcę tylko przeczekać ten trudny okres.

Związek z Massimem nie wchodzi w grę. Mimo przeróżnych uczuć, które mi  towarzyszą nie mogę  tak zaryzykować. Miałam w sobie wiele wątpliwości. Chwila gdy byłam gotowa zostawić to losowi minęła i znów zamknęłam się w sobie.

Powinnam cieszyć się, że moje dziecko jest  dobrze traktowane i otoczone ludźmi, którzy o nią dbają... Szukałam wytłumaczenia i chyba znalazłam... Mój  lęk jest chyba spowodowany tym, że możemy zapomnieć o Nacho...

Gdy Massimo jest blisko mam wrażeniem, że cały świat staje w miejscu i jesteśmy tylko my. Przestaję wtedy racjonalnie myśleć i zatracam się w jego oczach. Co ja mam zrobić? Jak postąpić? Te pytania wracały do mnie setki razy dzisiejszego dnia.








Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now