2

3.2K 191 19
                                    

Z chatki przez nie domknięte drzwi wypadało światło i nawet z tej odległości słyszałem krzątanie Jennish. Wysiadłem z samochodu i w kilku krokach pokonałem dystans, a następnie pchnąłem drzwi

— Gdzieś się wybierasz? — odezwałem, widząc swoją żonę ubraną w płaszcz. Stała przy oknie wypatrując czegoś lub kogoś w lesie.

— Masz ostatnią szansę, Leiho. Wypuść mnie, a będziesz miał szansę, by znowu zniknąć.

Odwróciła się i spojrzała na mnie, jakby widziała pierwszy raz w życiu. Cofnęła się o krok.

— Masz kwiaty? — całkowicie o nich zapomniałem. Zacisnąłem zęby robiąc krok w jej stronę.

Odrzuciłem bukiet i wziąłem twarz Jennish w swoją dłoń. Byłem wkurzony, tak cholernie wkurzony, że aż zapragnąłem poczuć na języku jej krew, a w uszach krzyki.

— Co zrobiłaś? Odpowiadaj.

— To co musiałam. Jesteś chory, bardziej odkąd ostatni raz się widzieliśmy. Ściągasz mnie na dół, nie czuję się przy tobie bezpiecznie. Nikt o mnie nie zadba, jeśli ja sama tego nie zrobię. Skontaktowałam się z panem R., lada moment powinien się tu pojawić.

— Myślisz, że dbasz o siebie, ale jak to zrobić. Nic co teraz powiem nie zmieni tego co myślisz, ale w tej chwili nic mnie to nie obchodzi. Idziemy. — puściłem jej twarz i złapałem za rękę, ale wyrwała ją.

Nie miałem czasu na jej bezmyślne wygłupy, przerzuciłem ją sobie przez ramię i  wyniosłem z chatki. Uderzała pięściami o moje plecy wrzeszcząc wszystkie możliwe przekleństwa. Zamilkła po tym, jak ją podrzuciłem.

— To bolało, psycholu. — syknęła.

— Przynajmniej na moment się zamknęłaś. — posadziłem ją na tylnym siedzeniu i skułem kajdankami, co wywołało kolejną falę przekleństw.

— Powinieneś naprawdę zginąć. — splunęła mi prosto w twarz. Jeszcze nikt mnie tak nie poniżył, zabijałem za mniejsze przewinienia, ale nie mogłem tak tego zostawić. Uderzyłem ją dłonią w głowę, która, jak na sprężynie odbiła się do tyłu zderzając się z zagłówkiem, gdyby nie on, prawdopodobne złamałaby sobie kark.

Straciła przytomność, a wszystkie emocje z jej twarzy zniknęły.

— Wreszcie cisza.

Wyglądała, jak moja dawna Jennish podczas snu. Nie wiem, jak długo jej się przyglądałem, ale wystarczająco długo, by ludzie pana R. zbliżyli się do mnie niebezpiecznie blisko sądząc po ryku ich silników

Przekląłem pod nosem i w kilku krokach ruszyłem do strony kierowcy. Odpaliłem samochód i ruszyłem z cichym łoskotem.

Leiho nawet nie wie, jak bardzo Jennish się zmieniła.

Jak wrażenia?


Słodka udrękaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz