53

1.2K 109 11
                                    

Kilka miesięcy później 

LEIHO

Opatrunek na ramieniu zsunął się przy przenoszeniu teczki odsłaniając świeże szwy, pamiątkę po ostatniej akcji. Deszcz bębnił o szyby, a budynek w którym przebywałem potęgował te dźwięki. Każdy krok lub szelest w tym pustym budynku rozrastał się do krzyku.  Nie potrafiłem dłużej mieszkać ze swoimi wspólnikami. Wolałem towarzystwo samotności przy niej nie musiałem niczego ukrywać.  

- Kociaku, wracaj do łóżka. - leniwy głos kobiety zza mnie doszczętnie zniszczył ciszę, którą smakowałem. Obróciłem się w kierunku drzwi,  gdzie stała kobieta o ciemnych włosach, niebieskich oczach, w których czaiły się iskierki. Założyła moją wczorajszą koszulę,  a jej dłonie powoli dotykały materiału przypominając o ostatniej nocy. Nie znałem jej imienia, ale musiała być zdrowo szurnięta skoro jej się podobało. Za oknem niebo przecięła błyskawica,  która rozświetliła gabinet i odsłoniła siniaki na ciele bezimiennej.  Z powrotem skupiłem się na przerwanym zajęciu. Słyszałem jej kroki, gdy się zbliżała. 

- Nie radzę. 

- Myślałam, że w nocy wyleczyłam Cię ze złego humoru. Kto to? - kobieta wzięła z biurka jedyne zdjęcie jakie było w tym budynku. - Bardzo podobna do mnie . 

Wyrwałem jej ramkę z rąk i odłożyłem na swoje dawne miejsce. Stanąłem przed nią i nachyliłem się. Byłem wkurzony, bo tej kobiety nie powinno tu być. Bo przypomniała mi o kimś,  o którym nie powinienem myśleć. Bo jestem zrąbany wprowadzając do swojego łóżka osobę bardzo podobną do kogoś z mojej przeszłości. Bo czułem się brudny. 

- Wynoś się. Miałem zamiar wezwać taksówkę, ale najlepiej będzie jak sama to zrobisz. Nie oddawaj koszuli, mam ich wiele. 

Widziałem jak się oburza i chce zrobić coś niewłaściwego, ale instynkt mądrze jej podpowiedział, że lepiej tego nie ujawniać. 

Telefon w kieszeni spodni zawibrował od przychodzącego połączenia. Odprowadziłem kobietę do drzwi pozwalając jej uprzednio zabrać swoje rzeczy.

— Słucham, Nickolas.

— Leiho, musisz przyjechać do rezydencji. Zdarzyła się bardzo ciekawa sytuacja. Masz gościa.

Jazda do rezydencji z powodu niebezpiecznych warunków wydłużyła się niemal dwukrotnie. Zaparkowałem prawie pod samymi schodami, a deszcz z każdą chwilą się nasilał. Już miałem chwycić za klamkę, gdy drzwi same się otworzyły, a w progu stał pan tego domu.

— W salonie. Będziecie sami. — rzucił jedynie i wpuścił mnie do środka. Nie rozumiałem co się dzieje, a przez telefon nie chciał zdradzić nic więcej.

Salon na pierwszy rzut oka wyglądał na pusty. Dopiero później zauważyłem postać siedzącą i trzęsącą się przy kominku. Zamknąłem za sobą drzwi.

— Kim jesteś?

Jedynym źródłem światła był blask ognia. Postać zamarła i zwiesiła głowę.

— To nie jest ważne. — słysząc ten głos poczułem, jakbym trafił do koszmaru. To była ona, a jej głos był zmęczony.

W kilku długich krokach pokonałem dzielącą nas odległość. Nie widziałem jej od ponad pół roku, ale nadal była piękna. Wychudzona, opalona, zmęczona, ale nadal piękna i bez ciążowego brzucha.

— Dlaczego wróciłaś?

Wyciągnęła ręce w kierunku ognia, chłonąc jego ciepło i zwlekając z odpowiedzią.  Chciałem jej dotknąć, by upewnić się, że to naprawdę ona.

— Nie chciałam wracać. Bóg jeden wie, że jeśli istniałaby inna opcja to bym ją wybrała. Tam, gdzie mieszkałam było mi trochę ciężko, ale dawałam radę. Jednak w pewnym momencie zaczęło być niebezpiecznie, a plotki głosiły, że twoi wrogowie zaczęli mnie szukać. Byłam nękana telefonami o zastrzeżonym numerze aż wreszcie zostałam zaatakowana w nocy. Podobno z przesłaniem dla ciebie — wskazała palcem na starszego siniaka, który zaczynał się na policzku i biegł przez szyję. — I to sprawiło, że postanowiłam tu przyjechać. Nie martwię się o siebie, bo dla mnie już nie ma nadziei, ale o Gabriela.  Mojego syna. Na nim im zależało.

Musiałem przytrzymać się ściany, bo czułem, że lada moment stracę przytomność. Nie tego się spodziewałem tu przyjeżdżając.

— Gdzie on jest?

— Chcesz go zobaczyć? — nagle jej głos stał się ostry.

— Tak.

Przez chwilę tylko na mnie patrzyła, a po chwili wstała. Była słaba i lekko wychudzona. Podpierała się o meble kierując się do bocznego pokoju. Otworzyła drzwi i włączyła światło. Przeszła na koniec pokoju, gdzie stało nosidełko.

— Czekaj przy drzwiach. — wróciłem do drzwi.

Wróciła niosąc w ramionach śpiące dziecko. Chłopca o ciemnych włoskach i tulącego się do swojej mamy. Miał lekko rozchylone usta, a rzęsy rzucały cień na policzki. Jennish patrzyła na niego z miłością, jakby nic poza nim nie istniało.

— Mogę go dotknąć?

— Tylko go nie obudź. Rzadko zasypia. — na dowód czego miałem sińce pod oczami.

— Kiedy ostatnio spałaś?

Zrobiła krok, a ja delikatnie dotknąłem jego rączki. Była ciepła, malutka i taka krucha. Gabriel obudził się i spojrzał na mnie swoimi dużymi i ciemnymi oczami.

— Czego ode mnie chcesz?

— Chcę byś go chronił, bo ja nie potrafię. — odparła, a po jej twarzy spłynęło kilka łez.

Słodka udrękaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon