54

1.3K 104 7
                                    

Gabriel po chwili zaczął krzyczeć i machać rękami. Jennish przez kilka kolejnych minut bezskutecznie próbowała go uspokoić. Gdy wreszcie jej się udało włożyła go do nosidełka.

— Muszę wracać do motelu. Jeśli chcesz...

— Wracasz ze mną i Gabrielem. Jest deszcz, a do najbliższego miasta dość daleko. Do tego jest późno. Dobrze wiesz, że to nie jest dobra decyzja.

Mimo zmęczenia znalazła w sobie jeszcze trochę złości.

— Wyobraź sobie, że przez te kilka miesięcy od narodzin Gabriela potrafię zadbać o siebie i dziecko. Miałam zamiar wezwać taksówkę. Nie jestem aż tak głupia, by nas narażać.

— W takim razie wróć ze mną. Obiecuję, że będę was chronił.

— O mnie nie musisz się martwić.

***

Zegar wskazywał na popołudniową godzinę. Sam z trudem powstrzymałem ziewanie mimo wczesnej godziny. Po zaparkowaniu garażu zerknąłem na tylne siedzenia. Jennish zasnęła, a odgłos ulewy i nawoływanie Gabriela jej nie zbudziło.

— Mógłbyś zamilknąć? Twoja mama chyba dawno nie spała.

W odpowiedzi dostałem jedynie kolejny krzyk, co zbudziło skutecznie Jennish, która rozbudzona rozglądała się dookoła. Zamknąłem bramę garażową ochraniając nas przed zimnym wiatrem i hukami błyskawic.

— Zatrzymałeś dom. — powiedziała, wychodząc z samochodu.  Wziąłem od niej Gabriela. 

Trzęsła się z zimna, gdy szliśmy głównym korytarzem do jej dawnego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło odkąd była w nim ostatni raz. Gdy zrozumiałem, że nie wróci zamknąłem go na klucz, a dziś znowu miałem go otworzyć. Włączyłem ogrzewanie, ale minie dłuższy czas nim będzie jej lepiej. 

— Jesteś zmęczona, powinnaś pójść spać. Później porozmawiamy co dalej.

— Wszystko jest dobrze. Przejdziemy do twojego gabinetu? Z tego pamiętam powinien być tuż za rogiem. 

 — Niech będzie. 

— Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. —  odezwała się w pewnym momencie. Zerknąłem na nią. Patrzyła w stronę mojego pokoju, gdzie  przez  uchylone drzwi można było dostrzec biały damski biustonosz. Musiałem przeoczyć go, gdy naprędce odprawiałem nieznajomą z rana. Cholera, to nie było tak jak myśli.

—  Już jej nie ma. — odparłem i zamknąłem do końca drzwi.

W gabinecie postawiłem Gabriela na kanapie. Jennish wyciągnęła z torby słuchawki bezprzewodowe i nałożyła go chłopcu klikając w międzyczasie coś na telefonie. Po chwili usiadła.

— Gabriel uwielbia odgłos samochodów wyścigowych odkąd usłyszał je pierwszy raz w telewizji. To moja ostatnia opcja, gdy potrzebuję chwili dla siebie. Więc mówmy.

—  Na początku powiedziałaś, że ktoś was ściga. Za pewne  nie wiesz kim oni mogą być, co utrudnia ich poszukiwanie. Wyślę w teren swoich ludzi, a wy musicie tu zostać. Oboje, jeśli mam was chronić. 

Patrzyłem na uśmiechnięte dziecko, które było całym światem Jennish i powodem dla którego mnie opuściła i wróciła, gdy sytuacja ją do tego zmusiła. Miałem nadzieję, że nie jest w żadnym razie do mnie podobny. Jennish nie zasługuje na więcej cierpienia. Jeśli moi  wrogowie wiedzą o Gabrielu to z pewnością wie o nim pan R., który z pewnością będzie chciał go dopaść. Gabriel jest bezcenny. Ma w spadku dziedzictwo amerykańskiej mafii po dziadku, ale i ojcu. Stanowi ogromną kartę przetargową, a inni chcieliby go mieć tylko ze względu na czyny jego ojca i dziadka. Gabriel to jeden z najwyższych rangą aniołów, a mój syn dostał jego imię. Jennish jednak miała poczucie humoru. 

— Pokaż siniaki.

W odpowiedzi tylko bardziej naciągnęła rękawy i poprawiła kołnierz golfa. Wstałem i usiadłem obok niej.

—  Za niedługo znikną.

— Mam maść, która ci pomoże.  Wszystkie rzeczy, które zostawiłaś nadal są w twoim pokoju.

Po chwili ciszy odpuściła i ściągnęła golf zostając tylko w krótkiej koszulce. Spięła się, gdy dotknąłem obrażeń na szyi. Przyśpieszył mi oddech, gdy poczułem ciepło jej skóry. Była miękka tak jak zapamiętałem. W ostatniej chwili powstrzymałem się od przyciśnięcia ust do jej pulsującej żyły. Musiało wystarczyć mi to, co mam. Żadna kobieta, z którą sypiałem przez ostatnie miesiące nie miała takiego głosu, determinacji i ust jak matka Gabriela. Fakt, że tylko Jennish potrafiła na mnie tak działać nie zmienia tego, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego.

Słodka udrękaWhere stories live. Discover now