13

2K 135 12
                                    

Leiho 

Czekałem, nie odwracając wzroku  od mężczyzny stojącego przed drzwiami lokalu na przedmieściach. Było późne popołudnie, a lada moment według planu  powinna przyjechać ciężarówka z dostawą alkoholi. To była szansa, której nie mogłem zmarnować. Kiwnąłem głową jednemu z ludzi Vasco, tym samym dając znak, by przeszedł na drugą stronę ulicy. Plan Vasco polegał na przejęciu jednego ochroniarzy strzeżących wejścia do baru, który po kilku "namowach" wprowadziłby do domu pana R. nową osobę. Jednak nikt poza mną i nim, nie wie o co naprawdę toczy się stawka, i choć Vasco starał na siłę się ją zrozumieć to wiem, że nigdy mu się nie uda. Miałem zamiar zmodyfikować początkowe zamiary jego planu.

Zacisnąłem palce na chłodnej i lekko szorstkiej kolbie broni schowanej pod marynarką. Zacząłem odliczać w myślach od dziesięciu w tył, gdy zauważyłem nadjeżdżającą ciężarówkę.

Od dawna nie czułem na palcach świeżej krwi, a na samą myśl nóż otwierał się w kieszeni. Zacisnąłem zęby, walcząc z pragnieniem pozbawienia życia przypadkowej osoby. Musiałem to zrobić, inaczej nigdy nad sobą nie zapanuję.

— Pięć. — mruknąłem pod nosem, widząc, jak człowiek Vasco szykuje się do napadu i czeka na mój znak. 

— Ty chyba naprawdę nie rozumiesz, kim jestem. — odwróciłem się, słysząc wściekły ton nikogo innego jak Vasco.

Stał oparty o mur, a całym sobą pokazywał gniew, który się w nim kłębił.

— Mam misję do wykonania. — odparłem i odwróciłem, wracając do przerwanej czynności.

— Ty sobie ze mnie żarty stroisz. — ponownie usłyszałem jego głos,  tym razem chwilę przed tym, jak przyparł mnie do muru. Zacisnął palce na kołnierzu marynarki, a blizna na jego twarzy stała się wyraźniejsza. Wykrzywił usta w wściekłym grymasie. Był ode mnie silniejszy i miałem zamiar to wykorzystać. W amoku złości nie zorientował się, jak sięgam po nóż, dopóki nie wbiłem mu go w ramię. 

Warknął i puścił mnie. Poprawiłem marynarkę i uśmiechnąłem się do siebie w myślach, gdy wyciągnął z ramienia nóż i rzucił go za siebie. Poczułem dreszcz podniecenia widząc stworzący się strumyk krwi. — Zapomniałeś kim jestem, ale chętnie Ci  przypomnę. — Zrobił zamach na moją głowę,  ale zawczasu cofnąłem się o krok. Przyjemnie było walczyć. — Nie sądziłem, że będziesz tak podobny do pana R., patrzył jedynie na własne cele niepatrząc za siebie. Zadzwoniłem do ciebie i nie zgadniesz kto odebrał, prawda? Jennish. Twoja żona miała telefon, który dałem tobie, bym mógł się z tobą skontaktować.

— O co ci chodzi? — zrobiłem krok, uderzając go w splot słoneczny. 

— O to, że ja nie pozwalam się wodzić za nos. — powiedział i zagwizdał. Poczułem ukłucie w karku, a gdy go dotknąłem wyczułem cienką igłę. — Dobranoc książę mafii.  

Nie mogłam się powstrzymać i musiałam dziś wstawić zamiast w poniedziałek.

Ostatnio naprawdę szaleję z nowymi rozdziałami, a zastanawiam się nad maratonem.

Jak wrażenia po rozdziale? Ciekawi was co się stanie z Leiho?

Słodka udrękaWhere stories live. Discover now