44

1.5K 117 11
                                    

Gdy tu wrócisz mnie nie już nie będzie, a jeśli kiedyś się zobaczymy jedno z nas będzie martwe. Potrzasnęłam głową znowu byłam sama.

Odgłos moich kroków niósł się po długim korytarzu. Nie musiałam się obracać, by wiedzieć, że już zniknął w jednym z pokoju. Zacisnęłam palce w pięść i powoli ruszyłam w dół schodów. Przy drzwiach wejściowych leżały kluczyki do samochodu. Poruszałam się, jak we śnie. Moje kroki były spokojne, stanowcze. Wzięłam samochód i wyszłam, ani razu nie oglądając się za siebie. Nie byłam do końca świadoma tego co robię, a teraz nie był czas na to, by myśleć o czymś innym niż teraźniejszość. Usiadłam za kierownicą odpaliłam silnik i ruszyłam przed siebie.

* **

Żal i płacz paliły mnie w gardło, gdy zostawiałam kolejne miasto za sobą. Benzyny starczyło mi jeszcze na ponad sto kilometrów. Obok, na siedzeniu, leżała torba z pieniędzmi z lombardu za naszyjnik. Telefon od ponad trzech godzin wypluwał wiadomości i przychodzące połączenia, które uporczywie ignorowałam. Skrzywiłam się, gdy samochód zaczął coraz głośniej warczeć. Zaczęłam żałować, że tak wcześnie wymieniłam samochód Leiho na starszy i o wątpliwej wiarygodności o niedawnym przeglądzie. Musiał tylko dojechać na lotnisko. W skrytce znalazłam fałszywy paszport, dowód osobisty i prawo jazdy dla siebie i mojego męża. Nie wiedziałam czemu tam się znalazły, ale te, które nie należały do mnie zapewne już utopiły się w bagnie, do którego go wrzuciłam.

Powoli nie potrafiłam powstrzymać myśli, które mnie przytłaczały.

— No dalej. — mruknęłam pod nosem. Według sprzedawcy w lombardzie od najbliższego lotniska dzieliło mnie już niewiele drogi. Z ulgą przyjęłam widok znaku drogowego kierującego na lotnisko. — Teraz może być już tylko lepiej.

Byłam wściekła na siebie za łzę, która splunęła mi po policzku. Po godzinie jazdy i znalezieniu wolnego miejsca na parkingu powoli wysiadłam z samochodu. Zacisnęłam zęby nie pozwalając sobie na to, by się rozkleić. Jeszcze nie. Tylko chwila gry i będę mogła krzyczeć, płakać i drzeć szaty. Lotnisko nie było duże, ale większe od moich wyobrażeń. Udałam się do kas i kupiłam bilet w jedną stronę, której samolot odlatywał za godzinę. Przeznaczenie rzuciło mnie na Hawaje. Zostało mi już niewiele pieniędzy.

Kasjerka nie zadawała pytań, zapewne już wiele razy przeżywała podobnych sytuacji. Czekała tylko na to, by wrócić do domu i zjeść ciepły posiłek. Pomyślnie przeszłam kontrolę. Do tej pory nikt mnie zatrzymał, nie wiedziałam nikogo znajomego, ani nikogo kto należałby do ludzi mafii. Wszyscy mnie ignorowali i to była najlepsza rzecz tego dnia.

Otępienie całkowicie mnie opuściło, gdy usiadłam na wygodnym fotelu, który zaniesie mnie w nieznane nowe życie. Zamknęłam oczy, czując jak samolot odrywa się od ziemi. Zaczęły nękać mnie wątpliwości, które uciszyłam. O jeden raz za dużo. Na szczęście zmęczenie szybko uciszyło rozrastający się chaos w moim sercu i umyśle. Zacisnęłam palce pieniądzach, które schowałam pod bluzką i zasnęłam. Byłam taka zmęczona, złamana i przez jedną chwilę pomyślałam o tym, by to zakończyć, ale teraz nie mogłam myśleć tylko o sobie.

Słodka udrękaWhere stories live. Discover now