Obudziłam się w jego objęciach przed południem. Sypialnia była otulona światłem wpadającym przez okno i ciszą, która zdawała się granicą między tym pokojem, a resztą świata.
Zdjęłam z siebie jego ręce i po cichu usiadłam starając się go nie obudzić. Leżał na boku, tyłem do okna i wydawał się taki spokojny. Zacisnęłam palce w pięść powstrzymując się przed przeczesaniem jego włosów.
— Coś się stało? — powiedział, nie otwierając oczu. Jego głos nie był ani trochę senny.
— Dzień dobry.
— Dzień dobry. — usiadł i spojrzał na mnie. Teraz jego włosy były jeszcze bardziej zmierzwione i kuszące. Zbliżyłam się do niego i szybko pocałowałam go w usta. Natychmiast odpowiedział łapiąc mnie za biodra i sadząc na sobie. Jego ciało było tak ciepłe, że nie mogłam się o niego nie oprzeć. Jego język w moich ustach działał na mnie pobudzająco w każdym aspekcie. Wątpiłam bym potrzebowała czego więcej na dobudzenie. To nie był leniwy pocałunek, ale taki, który przypomina kopnięcie prądu. W małej dawce działa jak kofeina, w większej jest zabójczy. Objęłam go za kark, a palce wplotłam w gęstą czuprynę.
Nagle ciszę i odgłos naszych przyśpieszonych oddechów przerwało pukanie do drzwi. Leiho spiął się pod moimi palcami i zdjął mnie z siebie. Przyłożył palec do ust i cicho otworzył szufladę nocną po swojej stronie łóżka. Szeroko otworzyłam oczy na widok pistoletu. Ubrał spodnie i gestem nakazał mi zostać w łóżku. Wyszedł zamykając za sobą drzwi. Nie powinna mnie dziwić jego ostrożność, mimo że była uzasadniona, ale tak było.
Nasłuchiwałam odgłosów, ale cały czas odpowiadała mi cisza. Okryłam się ciaśniej kocem i odczekałam chwilę nim wstałam. Nacisnęłam na klamkę i lekko je uchyliłam.
— Wracaj do pokoju, Jennish. — usłyszałam stanowczy głos odwróconego do mnie plecami Leiho. W drzwiach wejściowych stał Vasco z zapalonym papierosem w ustach.
— Witaj, Jenn. — kiwnął mi głową. Leiho cały czas trzymał ręce na broni. Widziałam, jak drgnął słysząc zdrobnienie mojego imienia.
— Wracaj do środka. — głos Leiho wydawał się na granicy.
Zamknęłam drzwi i przyłożyłam do nich ucho licząc, że coś usłyszę.
— Wracając do setna sprawy...
— Wiedziałeś, gdzie mnie posłałeś wczoraj i jakie będą tego konsekwencje.
— Nie miałem innego wyboru, a tylko ty mogłeś to zrobić. Słyszałem, że trzeba było cię na końcu zatrzymać.
— Ja zabijam, nie straszę. Przez to, że przeżył masz na karku jego szefa, który chce mnie znaleźć i dopaść ciebie. Dobrze wiesz, że mimo wszystko trzeba się z nim liczyć. Do tego dochodzi niespodziewana wizyta pana R. w mieście.
— Jeśli jesteś ze mną, masz moją ochronę. — usłyszałam oddalające się kroki. — Nie wiedziałem, że to wszystko słyszała jego dziesięcioletnia córka za ścianą. Musiał ją dobrze schować. Dziękuję, że się przy niej powstrzymałeś i pewnie było ci ciężko. Do zobaczenia . — dodał ciszej Vasco.
Usłyszałam zamknięcie drzwi i pewnie powinnam się przesunąć, ale nie potrafiłam. To, co usłyszałam zupełnie mnie sparaliżowało.
— Nieładnie jest podsłuchiwać. — odparł Leiho po drugiej stronie drzwi sypialni.
Dość mocny rozdział, za długo było spokojnie.
Jak wrażenia i kto czekał ?
Chciałabym zaprosić was na romans biurowy, który od jakiegoś czasu piszę na Wattpadzie "Ucieknij ze mną". Wpadnijcie i dajcie znać w komentarzu co myślicie.
![](https://img.wattpad.com/cover/253143468-288-k395455.jpg)
YOU ARE READING
Słodka udręka
RomanceZasady się zmieniły poza jedną "wróg mojego wroga jest przyjacielem". Czy tego chciałem, czy nie znalazłem w swoim życiu kogoś na kim mi zależy, a gdy ta osoba jest w niebezpieczenstwie poruszę niebo i ziemię, by ją ochronić i zniszczyć jej wrogów...