61

1.2K 95 5
                                    

Czując ciężar obrączki nie byłam pewna, czy to nie jest przypadkiem ciężar kajdanek, które ponownie mnie zniewolą. Nie mogłam oderwać od niej wzroku, patrząc jak światło się od niej odbija. Nie mogłam nie zauważyć, że Leiho również miał swoją. Miałam nadzieję, że to, co właśnie czuję to nie są niewidzialne macki, które zaciskają mi się na gardle i odcinają dopływ powietrza.

- Liczę, że nie stchórzysz jak ostatnim razem i będziesz dobrym ojcem dla Gabriela. On go potrzebuje, a ja ciebie nie zastąpię. 

- Rozumiem, że od teraz koniec ze wstawaniem o dogodnej dla mnie porze.

- Moi rodzice kontaktowali się z tobą?

- Nie, tak samo jak pan R.

Pokiwałam smutno głową. 

- Wiedziałeś, że tak to się wszystko skończy?

 - Miałem ogromną nadzieję.

Ta chwila przypominała niemal idealny moment na zakończenie naszej historii, a to, co przyjdzie później mogłoby być jedynie długie i szczęśliwe, ale to tak naprawdę nie było jeszcze to. W bajkach bohaterowie są spokojni,  gdy pokonali wszystkie smoki.

Wstałam i oparłam się o Leiho. Nasze palce splotły się ze sobą, gdy nagle rozległ się głośny alarm. Odskoczyłam od Leiho i spojrzałam na niego pytająco. Nie zerknął na mnie tylko pobiegł na piętro. Ruszyłam jego śladem , czując coraz większy ciężar w piersi, gdy stanęliśmy pod moim pokojem, gdzie był Gabriel. Zakryłam usta dłonią stojąc za Leiho. W dłoni już trzymał swój ulubiony nóż i powoli otwierał drzwi. Alarm nawet nie moment nie ucichł. W głowie kreowały się rozmaite scenariusze co się dzieje w środku.  

- Leiho? - szepnęłam. Oświetlił pokój, ale poza nim i Gabrielem próbującym przekrzyczeć alarm nie było nikogo innego. Od razu minęłam Leiho i pobiegłam do synka. - Leiho, spójrz. - wzięłam kartkę, która leżała na nim. - Co to znaczy "czy to dziecko jest warte wojny?" 

Atmosfera w pokoju natychmiast zgęstniała. Ktoś włamał się do twierdzy Leiho i mógł skrzywdzić Gabriela, a to znaczyło, że istniało już żadne miejsce, w którym będzie bezpieczny. 

- Nie wiem, Jennish. - wziął ode mnie kartkę i patrzył na słowa wypisane niedbale czarnym markerem. - Ale to znaczy, że już wiedzą, że istnieje mój następca i pana R. - Spójrz na mnie. - odwrócił mnie do siebie. - Dowiem się, co tu się dzieje. - dotknął kciukiem mojej dolnej wargi. - Nie skrzywdzą Gabriela jest zbyt ważny. 

- Za niedługo każdy będzie chciał go dopaść.- wzięłam syna w ramiona, który po wyłączeniu alarmu zaczął zasypiać. 

- Myślę, że wpadłaś w pułapkę. Napad na Hawajach miał cię sprowadzić do mnie.

- Dlaczego? 

Odpowiedź na to pytanie była rozwiązaniem całej zagadki.


Powoli wraca postać, która już pojawiła się w tej historii. 

Jak wrażenia?    

Słodka udrękaTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon