14 M1

1.7K 145 8
                                    

Poczułem ostry ból na twarzy,  który sprawił, że natychmiast otworzyłem oczy. Znajdowałem się w ciemnym i chłodnym pomieszczeniu. Z każdą chwilą coraz bardziej stawałem się świadomy sytuacji wokół siebie. Środek nasenny powoli opuszczał moje ciało, sprawiając, że  byłem świadomy każdego otrzymanego ciosu.

— Witam z powrotem. — przede mną pojawił się Vasco, ubrany jedynie w sprane szare spodnie dresowe. 

— Wypuść mnie. — powiedziałem chłodno, nie odwracając wzroku od jego twarzy. 

— Nie po tym, jak cię złapałem. Musimy poważnie porozmawiać.

Nie odpowiedziałem. Siedziałem na drewnianym krześle rozluźniony i czekałem na jego kolejny ruch. Kierowanie się emocjami bardzo rzadko przynosi przyjemne efekty. Wiem to z własnego doświadczenia. Przez chwilę niemal chciałem go zachęcić do ataku,  ponieważ nadal tęskniłem za bólem.  Zapomniałem o nim i o tym co ze sobą niósł. 

Obserwowałem powolne ruchy Vasco zamierzającego  się do ciosu. Nie zamknąłem oczu, gdy jego pięść uderzyła mnie w brzuch, jedynie mimowolnie napiąłem mięśnie tej partii ciała. Ból nie był tak mocny jak oczekiwałem.

— W co ty grasz, Krzyku?

— Wiesz w co. Na samym początku powiedziałem ci czego chcę i od tego czasu nic się nie zmieniło, a gdy będę wolny możesz oczekiwać kary za podniesienie na mnie ręki.

Opuścił ręce wzdłuż ciała i zrobił krok w moją stronę. Widziałem w jego oczach, jak stara się mnie przejrzeć. Odkąd zawiązała się między nami nić współpracy przeciwko Panu R. nie raz widziałem, jak staranie starał się zdobyć informacje o moich zamiarach, które według niego ukrywałem. Przez ten cały czas nie potrafił pojąć, że nic nie obchodzi mnie on, ani możliwość przejęcia jego miejsca w hierarchii. Był jedynie jednym z moich środków do zniszczenia pana R, który dotychczas przynosił mi więcej korzyści niż szkód. To, że nie oszukuję nie znaczy, że jestem bezbronny to znaczy, że jestem o wiele bardziej niebezpieczny.

— Możesz mnie zabić, ale obydwoje wiemy, że stracisz wszystko. Odkąd jestem przy tobie twoja pozycja wzrosła, jesteś bardziej szanowany i masz więcej zleceń. — odezwałem się po chwili.

— I może jeszcze mam Ci dziękować, że to wszystko co mam jest twoją zasługą? Pozwól, że to zrobię. — jego głos był podszyty milionem emocji czekającymi na  wolność. 

Ciosy spadały na mnie z każdej strony. Żelazne łańcuchy trzymały mnie w uścisku pozwalając jedynie przyglądać się temu co się dzieje. Nie mogłem nawet drgnąć palcem u ręki lub nogą. Zamknąłem oczy, nie wydając z siebie żadnego dźwięku podczas, gdy moje ciało wyło od obrażeń. Reagowałem każdym zmysłem. W uszach brzmiały urywane oddechy Vasco i chromot, gdy jego pięść spotykała się z moim ciałem. W powietrzu unosił się zapach potu i krwi. Przed oczami pojawiły się dziwne kształty. W ustach czułem żelazny smak krwi, a jej ulatniające się  ciepło czułem na brodzie. 

Może niektórzy nie powinni się wiązać. To ich niszczy. 

Ciekawe czy Leiho kiedykolwiek skłamał?

Witajcie w pierwszej części maratonu, mam nadzieję że rozdział się spodobały, wręcz nie mogę doczekać się waszych komentarzy. Kolejny rozdział pojawi się o 11.00 i gdy pojawi się co najmniej 85 gwiazdek.

Słodka udrękaWhere stories live. Discover now