66

1.2K 95 3
                                    

Rano obudził mnie dzwonek u drzwi. Spojrzałem wokoło i zauważyłem, że słońce już na dobre wzeszło na niebo. Kolejny dzwonek uświadomił mnie, że muszę się zbierać i spotkać się gościem,  którego nie zapraszałem. Jennish mruknęła coś pod nosem i obróciła się na drugi bok. Pierwszy raz byłem tak mocno wyczerpany skoro zaspałem. Wstałem i ruszyłem do drzwi.

—  Dzień dobry. — przede mną stała elegancka i trochę przestraszona kobieta. — Jest może moja córka, Jennish? — dopiero po chwili dotarło do mnie kim jest osobą przede mną. Zacząłem zauważać ich podobieństwo, ale i to nie zmieniało faktu, że ktoś musiał powiedzieć jej gdzie mieszkam.

— Dzień dobry, jeśli mogę spytać, jak pani tu dotarła? 

— Przywiózł mnie mąż razem ze swoim wspólnikiem. 

Spojrzałem za nią i zobaczyłem dwa samochody, jeden musiał należeć do jej męża natomiast drugi mógł należeć tylko do jednej osoby. 

— Mamo, co ty tu robisz? — głośny i zaskoczony głos Jennish zza mnie idealnie odzwierciedlał emocje,  gdy otwierałem drzwi. Zerknąłem na nią i lekko uśmiechnąłem się widząc,  jak szybko stara się wygładzić włosy i ubranie. Wyglądała jakby przyłapała ją na gorącym uczynku. Zapragnąłem ją pocałować. 

— Od kiedy dowiedziałam się, gdzie przebywasz musiałam cię odwiedzić. Tak długo cię nie widziałam. Zbyt długo. 

Jennish zrobiła powolny krok i zaprosiła matkę do środka. Zaprowadziła ją do salonu i obiecała zaraz przynieść kawę. Stałem z boku przyglądając się jak ściskają się i uwalniają emocje. 

— Mamo, chciałam ci kogoś... — złapałem Jennish ostrzegawczo za ramię,  dając jasno do zrozumienia, że Gabriel ma pozostać tajemnicą. 

— Nie będę dłużej ukrywać. — głos matki Jennish natychmiast się zmienił. Zacząłem się domyślać, że nie jest potulną kobietą jak jej mąż i po kim Jennish odziedziczyła determinację. — Pan R. nie bez powodu przybył do mojego domu kilka godzin temu. Powiedział mi i ojcu, gdzie teraz mieszkasz. Dodał coś,  co sprawiło, że natychmiast wyjechaliśmy. — zerknęła na mnie nim z powrotem skupiła wzrok na córce. — Jennish, kochanie, podobno jestem babcią. 

— Teraz muszę mu go pokazać. — szepnęła moja żona z pobladłą twarzą.  Odwróciła się i szybkim krokiem poszła po syna. Usiadłem na kanapie powoli rozumiejąc co ta wizyta naprawdę znaczyła. Pan R. zaprosił mnie do rozmowy. Miałem ochotę kogoś zabić. 

— To Gabriel. — nim się zorientowałem zobaczyłem Jennish ze śpiącym dzieckiem na ramionach.  

— Wygląda jak ty, gdy byłaś mała. 

— Bardzo chciałam byś go kiedyś poznała. 

Nie chcąc odkładać pewnych spraw na później, wstałem i udałem się na spotkanie. Nie mogłem nie zauważyć, że dzisiejszy poranek obfitował w spotkania miedzy pokoleniowe. Mogłem się jedynie domyślać, jakie żądania wysnuje pan R.  

Słodka udrękaWhere stories live. Discover now