10

2K 162 10
                                    

Widziałem zaciekawiony i karcący wzrok Amandy. Była ciekawa moich poczynań, wiedząc, że nie miałem prawa wyjść z tego żywy.

— Jesteś tam? — Pan R. był wkurzony do granic możliwości. Można powiedzieć, że z przytupem wyrzuciłem go ze swojej strefy komfortu.

— Przy telefonie.

— Nie miałeś najmniejszego prawa przychodzić do mojego domu uprowadzać Terrisy. Potrafię zadbać o swoją żonę.

Słuchałem kolejnych gróźb przyglądając się Jennish i mojej matce rozmawiających sobie w najlepsze. Śmiały się i to sprawiało, że...czułem ból. Odwróciłem głowę i oddaliłem się od nich nie mogąc znieść tego widoku.

— Oddaj mi ją, dopóki jeszcze sam nie wkroczyłem do gry.

— Zrobiłem to dla jej dobra.

Nastąpiła cisza, która odbijała się echem w moich uszach. Wiem, że walczy ze sobą, by nie przekroczyć granicy, ale nie rozumiałem dlaczego.

— Masz dobę. — powiedział wreszcie. — Mam nadzieję, że wiesz co robisz Leiho. — dodał i się rozłączył.

Spojrzałem na ciemnący ekran telefonu, jedynym światłem w pokoju ogarniętym mrokiem, który gasł. Przetarłem twarz lewą ręką i usłyszałem odgłos otwieranych drzwi.
Wyprostowałem się i odłożyłem telefon na parapet.

— Leiho? — To była Terrisa.

— Jestem, jestem.

Powoli robiła krok za krokiem aż wreszcie pokój ogarnęło światło z żarówki powieszonej na suficie. Zamknęła za sobą drzwi i spojrzała na mnie z troską. Usiadła na skraju kanapy i poklepała miejsce obok siebie.

— Proszę, usiądź. — zrobiłem co mi kazała. Wzięła mnie za prawą rękę i zaczęła ją pocierać, gdy na nią spojrzałem, zrozumiałem że zaciskałem ją w pięść. — Rozmawiałeś z panem R. — To nie było pytanie, a ja nie miałem zamiaru nic mówić. Westchnęła. — Wiem, że jest łagodnie mówiąc szorstki i groźny, ale jest też troskliwy.

— Jest zaborczy. — dodałem.

— Owszem, ale jest w nim też coś takiego co sprawia, że można poczuć się bezpiecznie. Nie wiem dokładnie co dla niego robiłeś, ale wiem, że miałeś tą  namiastkę pewności, że jeśli coś by się stało on ci pomoże.

— Nie rozumiem dokąd zmierza ta rozmowa.

— Chodzi mi o to, że zawsze możesz na mnie liczyć. Pan R. nigdy nie spełni swojej prośby. — dotknęła mnie jego policzka. — A wiesz dlaczego? Bo wie, że co wtedy zrobię, a on się tego cholernie boi, dlatego go wkurzyłeś moim uprowadzeniem. Kochanie, mój mały syneczku, kocham twojego ojca, ale jeszcze bardziej kocham ciebie. Cały czas się zastanawiam, czy wprowadzenie go do twojego życia było najgorszą decyzją jaką podjęłam. Wierzę z całego serca, że nie, bo wyobraź sobie, że miałbyś tego co masz teraz, mnie i Jennish.

— Widziałem, że dobrze wam się ze sobą rozmawiało.

— Bardzo dobrze, znałam ją tylko pobieżnie, ale bardzo się cieszę, że mogłam ją lepiej poznać. Poszła spać i coś mi mówi, że nie będzie potrafiła sama zasnąć. Bądź gentlemanem i pomóż jej. Dobranoc Leiho— mrugnęła do mnie i wyszła z pokoju zostawiając mnie samego.

— Dobranoc, matko.

Słodka udrękaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz