26. Herbatka Miętowa

4.1K 619 184
                                    

Za oknami zrobiło się już dawno ciemno, a kominek w pokoju wspólnym wygasał, gdy Llian w końcu zamknęła swoją książkę, a także książkę Cedrika tuż przed jego nosem.

- Dosyć tego. Już niczego lepszego się nie dowiemy, a ty też musisz się wyspać.

- No, przydałoby się... - Cedrik ziewnął, rozciągając się. Llian mimowolnie przyjrzała się jego napinającym się pod koszulą mięśniom i nie mogła nie pomyśleć, że był to przyjemny widok po tylu godzinach pracy. Uśmiechnęła się lekko, po czym wstała, by pozbierać liczne książki, które rozrzucili na kanapie i stoliku.

- Trzymaj się jutro - powiedziała, kładąc egzemplarz Fantastycznych zwierząt i jak je znaleźć na Hodowanie smoków dla przyjemności i dla zysku. - Chociaż ja wierzę w ciebie... Nie bez powodu cię ta Czara wybrała, prawda?

- Będziesz oglądać? - zapytał Cedrik, również wstając.

- Co to za pytanie? Będę sprawdzać, czy mnie słuchałeś. - Llian zaśmiała się, wskazując na kolejną książkę w swojej dłoni. - Wyśpij się.

- Dziękuję za wszystko, Llian.

- Nie, to ja dziękuję - odparła, wskazując głową na pustą filiżankę po rumianku. - I przepraszam.

- Ale nic się takiego nie stało. Każdy ma czasem gorszy dzień, nie? - Cedrik wzruszył ramionami, jednak Llian pokręciła głową, kładąc już ostatnią książkę na szczyt niemałego stosu, który powstał na stole.

- Och, ty nawet nie wiesz... - Westchnęła, podnosząc z ziemi swoją torbę. - Mam tylko nadzieję, że... - Urwała, gdy zdała sobie sprawę, co chciała powiedzieć.

- Że...? - Cedrik spojrzał na nią wyczekująco, a ona zawahała się.

- Że będziesz bardziej zdecydowany, Ced - powiedziała wreszcie. - Dobranoc. - Po tym prędko odeszła do dormitorium, nie dając mu szansy na dopytanie, o co jej chodziło.

🍵

Następnego dnia wszechświat uwziął się na Llian, a przynajmniej ona tak uważała. W ten jakże ważny dzień przyszła jej miesiączka, co więcej, nie spała od rana z nerwów. Przeanalizowała z Cedrikiem setki faktów o smokach, lecz co chwilę myślała o tym, że przecież na pewno coś przeoczyli, a jak znała życie, akurat to okaże się przydatne...

Skręcało ją w brzuchu przez cały czas, nie wiedziała już nawet, czy z nerwów, czy z krwawienia. Nie wyobrażała sobie nawet, co w tamtej chwili czuł Cedrik, który, z tego co wiedział, za moment miał zmierzyć się ze smokiem, lub nawet kilkoma. Jednego była pewna: musiała z nim porozmawiać przed tym wszystkim.

Ostatnią chwilą na to było śniadanie. Llian złapała go jeszcze na korytarzu nieopodal pokoju wspólnego, gdzie szedł sam, wyjątkowo zadumany.

- Cedrik, zaczekaj! - zawołała, a on zatrzymał się i odwrócił.

- O, cześć. - Chłopak spróbował posłać jej uśmiech, widać było jednak, że przyszło mu to z trudem.

- Ja nie chcę zajmować ci wiele czasu, ale... - Złapała go za koszulkę obiema rękami. - Proszę, błagam cię... Skup się na rozwiązaniu zadania, jakiekolwiek by ono nie było i nie chojracz.

Cedrik, jakby wbrew sobie, zaśmiał się.

- Tak zrobię, obiecuję - powiedział, lecz jego rozmówczyni nie wyglądała na przekonaną. Spuściła głowę, nie puszczając jego koszulki

- Teraz już nie wiem, czy to dobrze, że się w to wpakowałeś... To nie będzie jak upadek z miotły.

- Nie ma odwrotu. Dam z siebie wszystko - odpowiedział tak, jakby bardziej próbował do tego przekonać siebie niż ją. - A wiesz, że ładnie dziś wyglądasz? - dodał nagle, za co dostał niedowierzające spojrzenie. Llian, wyniszczona nerwami i miesiączką, nie była w stanie przyjąć komplementu.

- Nie czaruj mnie, tylko te smoki cholerne - powiedziała, po czym klepnęła go w ramię. - No. To ten... Chodźmy na śniadanie. Choć ja chyba nic dziś nie zjem.

Droga do Wielkiej Sali nie minęła im jednak zbyt spokojnie, bo co moment ktoś podchodził do Cedrika, by życzyć mu powodzenia. Llian słuchała tego jednym uchem, a wypuszczała drugim, nieustannie próbując się uspokoić.

Lekcje tamtego dnia zostały skrócone do południa, by cała szkoła mogła zejść do specjalnie stworzonej na wydarzenie areny. Cedrik został tam zaprowadzony o wiele wcześniej, dlatego Llian schodziła tam z Georgią, Phoebe, Patrickiem, Anthonym, Malcolmem i Maxine. Chłopcy byli w wyśmienitym humorze, lecz oni nie mieli pojęcia o smokach...

- Jak się czujesz? - zapytała Georgia, siadając z przyjaciółką na miejscach najbliższych arenie wyłożonej skałami głazami, tuż przy ogromnych drzwiach, które prowadziły do nieznanego im miejsca, naprzeciwko sędziów.

- Po mięcie - lepiej. Ale okres to teraz mój najmniejszy problem - odparła Llian, nieustannie skanując wzrokiem całą arenę i trybuny. Obok miejsca dla sędziów, którymi byli dyrektorzy wszystkich szkół oraz nieobecni jeszcze pan Crouch oraz Ludo Bagman, znajdował się namiot dla zawodników. Choć jego wejście było zakryte, Llian nieustannie wracała do niego wzrokiem, chcąc wyłapać chociażby skrawek swojego przyjaciela, jednak bez skutku.

Spojrzała z powrotem na arenę, a wtedy zobaczyła, że znajdowały się tam smocze jaja... A jedno z nich złote, szczególnie wyróżniające się. Llian przełknęła ślinę, luzując swój żółto-czarny szalik.

- Zaziębisz się, stara - stwierdziła Phoebe, która sama była zakryta od stóp do głów, choć zdecydowanie nie było aż tak zimno.

- Co ty, jest mi tak gorąco, że na czole możesz mi coś usmażyć - odparła Llian, ściągając swój szalik na dobre.

- Panie i panowie! - rozległ się głos Dumbledore'a. - Oto przed nami pierwsze zadanie Turnieju Trójmagicznego! Zadaniem uczestników będzie zdobycie złotego jaja... Które będzie bardzo dobrze strzeżone.

Po tym rozległ się potężny ryk, który dochodził zza drzwi. Llian zobaczyła stojących przy nich dwoje czarodziejów - kobietę i mężczyznę - a ze swojego miejsca mogła zauważyć, że byli pokryci bliznami po oparzeniach, zasumowała więc, że byli smokologami. Kobieta trzymała różdżkę przed sobą, wycelowaną prosto w drzwi, za którymi coś się szamotało, próbowało wydostać...

- Na górze gotowi! - krzyknęła, patrząc nad drzwi, gdzie znajdowało się jeszcze kilku smokologów. - Na trzy, Charlie! - krzyknęła do mężczyzny, który stał po drugiej stronie. On skinął głową.

- Raz, dwa... Trzy!

Machnęli różdżkami, drzwi otworzyły się, rozległ się ryk jeszcze głośniejszy niż wcześniej, a na arenę wtargnął pierwszy ze smoków - srebrnoniebieski, ziejący błękitnym ogniem...

- Szwedzki krótkopyski... - wydusiła Llian bez zastanowienia, czując, że gdyby nie siedziała na drewnianej ławce, to straciłaby grunt pod nogami. Jeszcze nigdy wcześniej nie widziała smoka z tak bliska, i jakoś nie marzyło jej się do niego zbliżać, choć wyglądał niesamowicie. Nie potrafiła zrozumieć, jak dwoje smokologów na dole dało kreaturze po prostu obok nich przejść.

- Panie i panowie, szwedzki krótkopyski! - zawołał tym razem Ludo Bagman, na co Georgia i Phoebe spojrzały na przyjaciółkę ze zdziwieniem.

- Llian, od kiedy ty się tak znasz na smokach? - zapytała rozbawiona Georgia.

- W zasadzie to od wczoraj - odparła, nie odrywając wzroku od bestii, która ryknęła ponownie. Tamten smok musiał być wściekły.

- Jako pierwszy ze swoim smokiem zmierzy się reprezentant Hogwartu, Cedrik Diggory! - zawołał Bagman, a następnie wybrzmiał gwizdek. Llian złapała Georgię za rękę, a Phoebe ścisnęła ramię szatynki.

- O mój Boże...

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now