37. Herbatka Różana

5.5K 757 1K
                                    

Następnego dnia każdy obudził się nieco później niż zwykle. Llian nie należała do wyjątków; ziewała szeroko, oparta o ścianę za swoim łóżkiem, a ze swoich posłań wymownie przyglądały się jej przyjaciółki. Gdy wszystkie nieco się ogarnęły, usiadły wspólnie na łóżku Llian, by porozmawiać. Georgia i Phoebe opowiedziały jej o tym, jak one przeżyły bal, jednak obie były najbardziej zainteresowane tym, co szatynka miała im do przekazania.

- Ale najciekawiej to chyba ty miałaś, co? - Georgia trąciła Llian łokciem, a ona oparła twarz na obu rękach.

- Czy możemy po prostu wrócić do wczorajszej nocy...? - zapytała, ziewając po raz kolejny.

- Llian, ty nawet nam nie zdradziłaś, co tam robiliście do końca - zauważyła Phoebe.

- No nic się nie stało, nic nie robiliśmy takiego, ale... - Nie dokończyła, bo westchnęła głęboko. Wciąż jeszcze do niej nie docierało, że bal już przeminął bezpowrotnie...

- Oho. Llian mocno wzięło - stwierdziła Phoebe.

- Najwyższy czas, nie sądzisz? - dodała rozbawiona Georgia.

- Przestańcie... - wymamrotała Llian, choć nie przestawała się uśmiechać. - Po prostu... Było cudownie.

Georgia nie była usatysfakcjonowana tą odpowiedzią.

- Ale Llian, ty nam nie mydl oczu jakimś było cudownie, tylko mów, czy się całowaliście czy coś?

- Nie, jeju... - Llian wyprostowała się i wstała. - Muszę iść do Cedrika i z nim pogadać, tyle wam powiem.

Dziewczyna liczyła, że spotka go gdzieś w pokoju wspólnym, bo zwyczajnie nie wyobrażała sobie pójść do Wielkiej Sali na śniadanie. Posiłek wydawał się wtedy czymś tak prozaicznym, głupim, oderwanym od tego snu, w którym żyła od minionej nocy...

Choć naturalnie nadal trwały ferie, ubrała koszulę, sweter i spódnicę od mundurka, bo nie miała tamtego dnia głowy do wybierania strojów. Ogarnęła włosy, wiedziała jednak, że nie wyglądała zbyt dobrze, bo oczy miała podkrążone, a twarz w ogóle zmęczoną. Mimo tego wyszła w końcu z dormitorium, nieco zdenerwowana, a jednocześnie podekscytowana nadchodzącą rozmową.

Pokój wspólny, choć siedziało w nim kilkanaście osób, był naprawdę cichy i spokojny, a rozmowy przerywane były ziewaniem. Llian stanęła przed drzwiami prowadzącymi do dormitoriów, rozglądając się...

I znalazła go.

Cedrik siedział w fotelu i czytał, a z daleka dało się zauważyć, że książka była o morskich stworzeniach. Zdziwiło ją to, bo sam mówił, że na razie chce odpocząć i nie zajmować się drugim zadaniem... Nie miała pojęcia, że dla niego tamta lektura była tylko wymówką.

Podeszła do niego ostrożnie, czując coraz większe ciepło w policzkach.

- Liczyłam, że cię tu znajdę - powiedziała, a dopiero wtedy Diggory uniósł głowę i ją zauważył. Od razu odłożył książkę, nie patrząc nawet za bardzo gdzie.

- Też na to liczyłem - przyznał z uśmiechem, wstając. - Idziemy na śniadanie?

- A możemy najpierw pogadać? Znaczy, chodzi o to, że...

- Jasne - przerwał jej Cedrik, zanim mogłaby się wytłumaczyć. - Tylko może... Nie tutaj - dodał, rozglądając się po pokoju,

- Tak... Tylko gdzie? W kuchni to spokoju też nie zaznamy.

- W łazience prefektów mieliśmy ostatnio sporo spokoju - zauważył Cedrik, a choć Llian wciąż była zdania, że nie powinna tam być, to tamtego dnia nie protestowała.

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now