51. Herbatka Owocowa

2.8K 404 95
                                    

Kwiecień przywitał Hogwart o wiele cieplejszą, przyjemniejszą pogodą, choć noce wciąż jeszcze były zimnawe. Odbyła się też kolejna lekcja teleportacji, dla Cedrika i Llian ostatnia - oboje skończyli już siedemnaście lat, więc zamierzali podejść do testu w pierwszym terminie. Temat Callie Irving i Weasleyów wrócił też do nich ze zdwojoną siłą, gdy w trakcie tamtej lekcji Ślizgonka się rozszczepiła, a wtedy już wszyscy zobaczyli, że obaj bliźniacy idą po tym za nią do skrzydła szpitalnego.

- Czy ktoś wraca w ogóle na Wielkanoc do domu? - zapytała Georgia od razu po zakończeniu ostatnich zajęć przed przerwą, czyli zaklęć. I choć wszyscy uczniowie podekscytowani byli perspektywą kilku wolnych dni, nikomu nie spieszyło się jednak do domu.

- Po co wracać, jak tu się dzieje turniej? - odparł Anthony, idąc na czele puchońskiej grupy zmierzającej do Wielkiej Sali. - Szansa jedna na milion, że możemy go oglądać, oczywiście, że nikt nie wraca. Ja się nawet zakumplowałem z jednym gościem z Durmstrangu.

- I dobrze, spędzimy razem trochę czasu, bo ostatnio to za dużo było tych wypracowań... Możemy wieczorem w coś pograć - zaproponowała Llian, a wtedy Cedrik natychmiast ją objął, mówiąc:

- O nie, nie, nie, słońce, nie dzisiaj.

- Nie? - zapytała zdezorientowana Llian, poprawiając ułożenie swojej torby na ramieniu, które wtedy zakrywała już dłoń Cedrika. - A czemu niby nie?

Chłopak nachylił się, by mówić prosto do jej ucha nieco zniżonym głosem.

- Mówiłaś, że podoba ci się ta moja inna strona.

Wtedy na twarz Llian natychmiast wstąpił mały, nieco zawstydzony uśmiech.

- No tak... - Spojrzała na niego nieznacznie. - I co w związku z tym...?

- No... To dziś wieczorem zapraszam cię na robienie czegoś, co nie jest do końca zezwolone.

Coś niczym dreszcz przeszło ciało Llian, która przystanęła z zaskoczenia, przez co cała grupa zostawiła ich w tyle.

- Ced, teraz to się boję - przyznała po części zdezorientowana, a po części niewyobrażalnie podekscytowana.

- Musisz mi zaufać. - Wzruszył ramionami. - Mogę ci tylko zagwarantować, że zadbałem o owocową herbatę... W każdym razie, dziś wieczorem jesteś zajęta - dodał, przyprawiając ją o motyle w brzuchu. Do Cedrika było to niepodobne, by podejmował takie decyzje bez konsultacji z nią, ale w tamtej chwili nie miała absolutnie nic przeciwko temu.

- A powiesz mi cokolwiek? Nie wiem, chociaż co powinnam ubrać? - zapytała, kiedy wznowili spacer do Wielkiej Sali.

- Coś... Ciepłego możesz - odparł po chwili zastanowienia. - Tylko tyle ci powiem.

- Tajemniczy się zrobiłeś.

- Inaczej nie będziesz miała niespodzianki.

Cedrik skutecznie zagnieździł się w myślach Llian na następne kilka godzin. Dziewczyna nie mogła przestać zastanawiać się nad tym, co planował i poprosiła nawet przyjaciółki o rady co do swojego wyglądu. Skończyło się na tym, że zrobiła makijaż, a swoje kręcone włosy pozostawiła rozpuszczone w przeciwieństwie do częstego związywania ich kokardą.

Słońce zaczynało powoli zachodzić, gdy Cedrik ją zawołał, a następnie wyszedł z nią z pokoju wspólnego Puchonów zaczął prowadzić przez zamek. Niczego nie chciał jej zdradzić, nawet wtedy, gdy naprawdę kwestionowała potrzebę wchodzenia na sam szczyt Wieży Astronomicznej, co zajęło im dobrą chwilę. Gdy się już jednak tam znaleźli, Llian złapała się za serce.

- O cholera... Jaki widok stąd jest... - wydusiła i natychmiast podbiegła do barierki, by przyjrzeć się temu wszystkiemu lepiej. - I jeszcze ten zachód... Boże, jak tu pięknie.

Cedrik już chciał ruszyć za nią, jednak przystanął na moment i pozwolił sobie przez chwilę obserwować ją z boku. Serce zabiło mu szybciej; uwielbiał w niej to, że potrafiła docenić takie małe rzeczy jak chociażby tamten widok, i że zawsze podchodziła do wszystkiego z radością, której sam czasem nie potrafił w sobie odnaleźć. Czy to nie byłoby piękne, spędzać życie z kimś tak pozytywnym, którego uśmiech lśnił nawet w oczach?

- No co tam stoisz? - zapytała Llian, wybudzając go na moment z zamyślenia. - Chodź, popatrz, jakie słońce piękne - dodała, a on z uśmiechem do niej podszedł. - Ale tęskniłam za wiosną... - Ułożyła głowę na barierce, po raz kolejny wzdychając z zachwytu.

Cedrik tym razem miał okazję przyjrzeć się jej twarzy skąpanej w pomarańczowawym świetle zachodzącego słońca, otulonej brązowymi lokami, w tym jednym opadającym niesfornie gdzieś na jej oko. Ponownie poczuł, jak rosło mu serce. Llian nie była najpiękniejszą dziewczyną w Hogwarcie, ale na Merlina, w tamtej chwili dla niego mogłaby być nawet boginią.

Po chwili Llian zdała sobie sprawę, że czyjś wzrok był stale na niej zawieszony, dlatego ostatecznie spojrzała na Cedrika z uniesionymi brwiami.

- Co?

Chłopak już otwierał usta, by jej odpowiedzieć, jednak ostatecznie pokręcił głową.

- Nie, nie, miałem ci nie słodzić.

Llian przewróciła oczami, natychmiast się prostując. Ciekawość zaczęła zżerać ją od środka - teraz już po prostu musiała usłyszeć, co chciał powiedzieć.

- Oj, Ced, nie bierz tak tego do siebie... - zaczęła, podchodząc do niego, by położyć mu ręce na torsie. - To taka metafora była tylko...

- Nie, nie, nie. Najpierw inne rzeczy mamy do załatwienia - mówił nieugięty, po czym odszedł na kilka sekund i wrócił do niej... Z miotłą w ręce?

- Zaraz... Chcesz gdzieś lecieć? - zapytała zdezorientowana, zwłaszcza, że sądziła już, że ich randka odbędzie się po prostu na szczycie wieży.

- Chyba nie boisz się ze mną lecieć, co?  - zapytał Cedrik z zawadiackim uśmiechem, spoglądając na miotłę. - Nieskromnie powiem, że wiesz, szukający ze mnie niezły, choć nie wiem, na ile mi się przyglądałaś, jak jeszcze były mecze.

Tamte słowa wywołały u niej lekkie zawstydzenie, bo prawda była taka, że przyglądała mu się wielokrotnie. Jak mogła nie? Był ich kapitanem, no i od zawsze był przystojny, na kogo innego miała patrzeć?

- Powiedzmy, że to drugie zachowam dla siebie. - Przełknęła ślinę. - A co do latania to nie, nie boję się... Wiesz zresztą, że jestem fanką Quidditcha.

- W takim razie zapraszam. - Cedrik przełożył nogę nad swoją miotłą, zostawiając za sobą miejsce dla Llian.

Dziewczyna z radością usadowiła się za nim, a następnie objęła go w pasie i mocno przytuliła, by mieć się na czym oprzeć.

- Miękki jesteś - szepnęła mu do ucha, wtulając głowę w jego ramię. - Ciekawe, jak byś się sprawdził jako poduszka...

Cedrik uśmiechnął się pod nosem.

- Niedługo możemy to sprawdzić - odparł, czym wywołał motyle w jej brzuchu. - Trzymasz się mocno? - dodał, nawet jeśli doskonale czuł jej ręce otulające go z czułością.

- Mhm... - mruknęła w błogości, czując pod palcami niemalże wszystkie mięśnie jego brzucha. Mogłaby je dotykać częściej...

- A chociaż teraz powiesz mi, dokąd lecimy? - zapytała, gdy poczuła, że przygotowuje się do lotu, a on tylko uśmiechnął się sam do siebie.

- Całkiem niedaleko...

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now