49. Herbatka Malinowa

3K 431 110
                                    

Po spotkaniu z przyjaciółmi Llian czuła się o wiele lepiej, a choć spodziewała się, że ani wielbicielki Cedrika, ani gazety nie odpuszczą, była na to jakoś bardziej gotowa. Niewiele później Diggory został wezwany przez Ludo Bagmana, a o spotkaniu z nim jeszcze tego samego dnia opowiadał Puchonom, czego się dowiedział.

- Czyli na boisku rośnie... Żywopłot? - zapytał ktoś z siódmego roku, a Cedrik, na którym skupiała się uwaga całego pokoju, pokiwał głową.

- Labirynt z żywopłotu - doprecyzował Diggory. - I w zasadzie to mi się to nie podoba... Liczyłem, że skoro zabiera nas na boisko do Quidditcha, to z tym będzie związane zadanie... W ogóle tęsknię za Quidditchem.

- Może w zadaniu będziesz musiał latać - zaproponowała jakaś dziewczyna z czwartego roku.

- Nie sądzę. Mówili, że po prostu musimy dotrzeć do środka labiryntu i wygra ten, kto pierwszy dotknie pucharu.

Llian, która siedziała przez ten cały czas przy Cedriku na żółtej kanapie, westchnęła głęboko. Ona doskonale znała historię tego turnieju i wiedziała, że to wcale nie będzie tak proste, już obawiając się tego, na co chłopak może tam natrafić. Cedrik był taki miły, spokojny... A choć wiedziała też, że był odważny, wyobrażanie go sobie w walce z potencjalnie śmiertelnie groźnymi pułapkami przychodziło jej z trudem, nie mówiąc już o możliwych obrażeniach... W ogóle sama wizja labiryntu była jakaś niepokojąca, to, że zapewne nie będzie mogła go widzieć... Miała strasznie złe przeczucia, nawet jeśli w poprzednich dwóch zadaniach poradził sobie świetnie.

- Hej, jesteś tu?

Llian poczuła, jak ręka Cedrika obejmuje ją z tyłu, co przywróciło ją do rzeczywistości. Dopiero wtedy zauważyła, że wszyscy zebrani w pokoju wspólnym zaczęli się rozchodzić.

- Skończyło się. Nie gapią się na nas już - wyjaśnił rozbawiony Cedrik, widząc zdezorientowanie na jej twarzy.

- Och... Zamyśliłam się - odparła zgodnie z prawdą.

- Coś się stało?

Nie chciała go martwić sobą - wiedziała, że on miał już przecież wystarczająco zmartwień.

- Tylko zamyślenie. Jutro mam ciężki dzień, spory test z historii, będę też musiała skończyć wreszcie wypracowanie do McGonagall...

- Lils, ty przecież jesteś mistrzynią historii. - Złapał ją za ramiona.

- Dlatego tym bardziej boję się zawalić - przyznała, powoli wstając, a on zaraz za nią. - Nie obrazisz się, jak już pójdę się położyć?

- No co ty. - Pocałował ją w czoło. - Śpij dobrze.

- Ty też. - Llian przytuliła go, czując przy tym, że zbiera się jej na łzy. Znpwu wyobraziła sobie ten labirynt i jego w środku, zupełnie zagubionego, zranionego... Przecież to miało być najtrudniejsze zadanie...

Wzięła głęboki wdech nim Cedrik mógł zauważyć jej poruszenie, a następnie ruszyła do siebie. On zauważył z daleka, że coś ją męczyło - znał ją już za dobrze - ale postanowił zostawić to na następny dzień.

A następny dzień zaczął się od kolejnych pogróżek dla Llian, których tym razem już nawet nie chciało się jej otwierać. Nawet pogoda nie sprzyjała nikomu tamtego dnia; było zimno, sucho, a silny wiatr gwizdał za oknami, sprawiając, że nie chciało wychodzić się z łóżka. Mimo tego, po wyjątkowo wyczerpujących zajęciach Llian wróciła do pokoju wspólnego nie leżeć, a zająć się wypracowaniem, którego pisanie niestety odkładała już jakiś czas.

Na ratunek po raz kolejny miał przyjść jej Cedrik.

- I jak tam, skończyłaś już? - zapytał, podchodząc do niej, gdy za oknami zrobiło się już naprawdę ciemno.

- Dosłownie ostatnie zdanie - odparła Llian, nawet nie unosząc wzroku znad pergaminu.

Cedrik usiadł naprzeciw niej, co widziała kątem oka, po czym powiedział:

- No, to zasłużyłaś na herbatę.

Na słowo herbata Llian natychmiast na niego spojrzała. Zauważyła, że trzymał kubek, który wyciągał w jej stronę.

- Jaka? - zapytała, odbierając od niego kubek z iskrami szczęścia tańczącymi w jej zmęczonych oczach.

- Malinowa.

Llian od razu wzięła łyk, tupiąc przy tym nogami z ekscytacji niczym mały pingwin.

- Ja to cię na loterii chyba wygrałam, co? - powiedziała radośnie. - Zrobię ci za to ciastka.

- Wiesz, jak już odpuszczają mi część tych testów i zadań, to muszę wykorzystać ten wolny czas.

- A no tak, pan na wakacjach, zapomniałabym. - Odstawiła kubek, by ostatecznie dopisać to ostatnie zdanie, a Cedrik zaśmiał się w głos. - Czyli jednak nie chcesz ciastek?

- Wiesz, że ciastkami od ciebie nigdy nie pogardzę... - przyznał. - Chciałem cię właśnie zapytać, jak ci idzie. Wypełniasz swoją książkę?

Llian skończyła wypracowanie i zwinęła je natychmiast jednym ruchem różdżki, po czym skupiła się już tylko na Cedriku oraz herbacie.

- Wypełniam, ale też bez przesady. Nie jestem jeszcze w tym wystarczająco dobra, żeby modyfikować przepisy na tyle, by nazwać je "moimi". Nie mówiąc już o tworzeniu swoich od podstaw.

- Martwi cię to?

- Co? Nie, nie, wierzę, że się nauczę. - Pokręciła głową, popijając herbatę. - Jeszcze nie skończyliśmy nawet Hogwartu. Mam czas, dlatego się teraz doszkalam, nie? I dlatego to wszystko testujesz.

Cedrik wycofał się w swoim krześle i przyjrzał się jej badawczo.

- To cię nie martwi, test zdałaś, wypracowanie skończyłaś... To co cię tak trapi?

- Skąd ta myśl, że... - zaczęła Llian, po czym westchnęła głęboko, zrozumiawszy, że nie miało to sensu. - Ech, za dobrze mnie już znasz, laluś. I wiesz przecież, że martwię się o ciebie i o to trzecie zadanie. Nie podoba mi się ten labirynt.

- Wątpisz w moją orientację w terenie? - zapytał ze śmiechem, jednak ona nie podzielała jego rozbawienia.

- Ced... Wiesz, że to nie o to chodzi.

- Lils, musisz o tym pomyśleć w inny sposób. Zostało tylko jedno zadanie, a gdybym wygrał ten turniej... Z nagrody starczyłoby na ten dom na wsi.

Te słowa zupełnie zaskoczyły dziewczynę, która odstawiła kubek, żeby z szoku go nie opuścić.

- Co? Nie no, Cedrik, nie ma mowy. Nagrodę wydasz na siebie. Za tysiąc galeonów to Merlinie... - Złapała się za głowę. - Możesz kupić sobie nową miotłę, nowe szaty, nową różdżkę, no dziesiątki rzeczy...

- Ale ja już to przemyślałem, Llian - przerwał jej, łapiąc jej dłoń leżącą na stole. - Pracę i tak będę musiał znaleźć, bo za tysiąc galeonów nie przeżyję całego życia... A mogę mieć na start piękny dom, tak czy nie?

Jego rozmówczyni odebrało mowę, ponieważ nie potrafiła uwierzyć w to, że on myślał o tym wszystkim tak poważnie. Nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, dlatego gapiła się tylko na niego wielkimi oczami, licząc na to, że tamta cisza jakoś rozwiąże się sama.

I rozwiązała, choć nie tak, jak się spodziewała - przy ich stoliku znikąd pojawili się Patrick i Anthony.

- Ced! Szukaliśmy cię!

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryDove le storie prendono vita. Scoprilo ora