66. Herbatka z Cukrem

2.2K 363 70
                                    

Dni znowu stały się dość monotonne, ale jakże wspaniale monotonne - Llian codziennie starała się znaleźć chociaż chwilę, by odwiedzić Cedrika, pójść do pracy, a jego radość lepiej niż cokolwiek innego motywowała ją do pieczenia mu przeróżnych smakołyków... W którym na nowo się zakochała.

Po bitwie o Hogwart Llian dostała pewnego rodzaju awans i została szefem zespołu pracującego nad życiem Voldemorta. Cały świat czarodziejów chciał teraz znać jego historię, a także Czarnej Pani, w którą wielu uwierzyło dopiero po jej śmierci.

Llian to wszystko fascynowało, wiedziała zresztą, jak wiele osób chciało poznać historię największego zbrodniarza czarodziejów. Ku swojemu zaskoczeniu, dziewczyna prędko odniosła sukces dzięki swoim skrupulatnym badaniom... I udało się jej odnaleźć lokalizację domu Voldemorta, w miejscu, które już znała.

Zaczął się gorący lipiec, a przerażenie przejęło serce Llian, kiedy wraz z dwojgiem historyków i grupą Aurorów zjawiła się na Wzgórzu Marzeń, na którym wcześniej była, nie zdając sobie sprawy, że niedaleko u jego stóp znajdowała się siedziba zbrodniarzy. Kiedy pomyślała, że w tamtej chwili była dosłownie na ich celowniku, że mogli ją nawet widzieć...

Cedrik miał rację. Życie było kruche i nigdy nie wiedziało się, skąd może przyjść zagrożenie...

Dom nie był widoczny ze wzgórza, bo zakrywały go gęsto rosnące drzewa. Cała grupa zaczęła się do niego zbliżać bardzo wolno, z Aurorami na czele, którzy oczekiwali, że wokół posiadłości będzie mnóstwo pułapek.

Gdy dotarli przed bramę, Szef Aurorów nakazał historykom zaczekać, po czym sam ruszył do środka na czele swojej grupy, dając Llian czas na przyjrzenie się domowi od zewnątrz.

Był spory, choć wciąż za mały, by nazwać go willą. Ogród wokół niego nie był zbyt okazały, a z przodu dało się też zauważyć też niepozorne drzwi po prawej i niewielki taras po lewej. Dom, w każdym razie, był stanowczo za duży na dwie osoby, które najprawdopodobniej tam mieszkały.

Kilka minut później Aurorzy wrócili do nich z właściwie niczym.

- Żadnych pułapek, pewnie dom był zabezpieczony Fideliusem. W środku wszystko wygląda, jakby wyszli i spodziewali się wrócić - przekazał Szef Aurorów. - Znaleźliśmy tylko martwego kota, chyba matagot, wzywamy już magizoologów. A tak to możecie wchodzić, choć ostrożnie z jakimiś artefaktami, bo Merlin wie, co tam znajdziecie.

- Dzięki. - Llian pokiwała głową. - Coś czuję, że sporo tu znajdziemy...

Dziewczyna się nie myliła. Jej znaleziska potwierdziły ostatecznie, że mieszkał w nim Voldemort oraz Czarna Pani, choć wcześniej należał do dziadków kobiety, a to był zaledwie czubek całej góry lodowej informacji, które tam odnalazła. Llian prawie codziennie relacjonowała to wszystko Cedrikowi, który powoli zaczynał widzieć kontury różnych przedmiotów...

- Mówię ci. Całymi dniami siedzę teraz i analizuję to wszystko, tyle tam znaleźliśmy rzadkich ksiąg... Wiedziałeś, że Voldemort i Czarna Pani wzięli ślub? Zresztą co ja mówię, ona nazywała się Diana Riddle, z domu Wharflock. A im bardziej się wgłębiam w rodzinę Wharflocków, tym dziwniejsze rzeczy znajduję... Kogoś z jej rodziny w ogóle z niej wykreślono, kogoś chyba wsadzili do Azkabanu? Jeszcze muszę pogrzebać, ale takie dramaty...

- Jak ja żałuję, że wciąż nie mogę cię zobaczyć. - Cedrik westchnął. - Pewnie masz iskierki w oczach.

Na te słowa Llian złapała się za policzki, które natychmiast zrobiły się cieplejsze.

- Oj, no nie słodź mi tak już, bo mam herbatę z cukrem.

- Ale wiesz, jak miło się słucha, że to cię tak ekscytuje?

- Wiesz... - Dziewczyna zaczęła nagle drapać się po szyi. - W zasadzie w związku z tym miałam taki mały plan, ale nie wiem, czy nie jest głupi.

- Mów - powiedział bez zawahania, poprawiając swoje usadowienie na łóżku. - Przecież wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.

Llian nie zamierzała się z nim kłócić. Mimo że to on wciąż leżał w szpitalnym łóżku, miała wrażenie, że od paru tygodni to ona była leczona. Jak cudownie było znowu przebywać z osobą, której sama obecność dodawała ci sił. W istocie, wiedziała, że przy nim mogła mówić wszystko.

- Bo pamiętasz, jak mówiłam ci o mojej ulubionej książce?

- Syberyjskie pamiętniki, jeśli się nie mylę?

- No pamięć to ty też masz boską. - Pocałowała go w czoło, przypominając sobie, że przecież zawsze słuchał tego, co do niego mówiła, tak jak chociażby wtedy, gdy zorganizował dla nich piknik. - Tak, to ta. I ona jest biografią Alexandriyi Kedrovej na podstawie wywiadu z nią. I tak pomyślałam, skoro teraz zbieram tyle informacji o Czarnej Pani... Może dałabym radę napisać coś
podobnego o niej? Tak historycznie i kronikarsko, jak trzebo. Nie mogę z nią zrobić wywiadu, oczywiście, ale znaleźliśmy tyle jej wspomnień w domu, mogłabym też podpytać tych, którzy ją znali... Myślę, że ludzie byliby ciekawi jej historii, zwłaszcza, że wielu w nią nie wierzyło. A przy okazji wplotłabym tam początki Voldemorta, oczywiście...

- No pewnie, że dałabyś radę - odpowiedział Cedrik bez żadnego zawahania. - Zrób to, nawet się nie zastanawiaj.

- Tak po prostu? Zacząć pisać?

- Jasne, przecież widzę, jak cię to cieszy. Poza tym, masz rację, że ludzie będą ciekawi. Ja sam pierwszy przeczytam... No, jak już będę widzieć.

- Wiesz co? Tylko tyle chyba potrzebowałam - wyszeptała, a następnie wtuliła się w jego ramię. - Zawsze sprawiałeś, że czułam się ze wszystkim komfortowo, od herbaciarni aż do...

- Herbaciarnia, właśnie - przerwał jej nagle, przysuwając ją bliżej do siebie. - Ją też bym chciał, żebyś ostatecznie otworzyła...

- Cedrik... Na to jest już chyba za późno. Myślmy realistycznie.

- Ale dlaczego? - zapytał z niedowierzaniem. - Mówisz, jakbyś była już starą babcią, a jeszcze - pocałował ją krótko w szyję - nie mamy nawet dzieci...

Te ostatnie słowa wywołały u niej gęsią skórkę; wiedziała, że zrobił to specjalnie. Już od paru dni wyłapywała te subtelne gesty, które dawały im obojgu znać, że bardziej dojrzeli, i że nie zapomnieli o swoich planach sprzed turnieju.

- No bo ja już mam tę pracę jako historyk i...

- I pracy nie można zmienić, bo...? - przerwał jej ponownie. - Oj, ja wezmę sprawy w swoje ręce, jak stąd wyjdę.

- Co ty będziesz brał? Ty to jeszcze masz sporo leczenia, mój drogi. Wciąż cię muszę karmić, przypomnę. - Zaśmiała się, obdarzając go całusem w policzek.

- I właśnie jak wyzdrowieję, to wzięcie się za herbaciarnię będzie doskonałym pomysłem na odwdzięczenie ci się za wszy...

- Przecież nie musisz mi się za nic odwdzięczać.

- Ale mam taki kaprys. - Założył ręce na piersi. - Lils, przecież oboje dobrze wiemy, że ta herbaciarnia to twoje największe marzenie. Mnie nie porzuciłaś, a ją tak?

- Och, ty czasem jak coś powiesz...

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now