62. Herbatka z Hiszpanii

2.1K 357 121
                                    

Świat wreszcie przyjął do wiadomości, że powrót Voldemorta był prawdą, lecz Llian na powszechną panikę zaognioną przez gazety zareagowała dość obojętnie. Ona już dawno była o tym przekonana, poza tym jej świat zawalił się już ponad rok temu i choć bała się nasilających się ataków Śmierciożerców, to nerwy nie były dla niej niczym nowym.

Przepiśnik od Cedrika Llian już dawno wcisnęła gdzieś w kąt, bo zwyczajnie nie był jej potrzebny, ale bransoletkę od niego nosiła przez cały czas, gdziekolwiek nie była.

Okazało się, że Llian zdała Owutemy na tyle dobrze, żeby w grudniu móc zacząć szkolić się w zawodzie. Syberyjskie pamiętniki, czyli biografia Alexandriyi Kedrovej, która jeszcze kilkadziesiąt lat temu terroryzowała świat czarodziejów wraz z Grindelwaldem, była jej ulubioną książką. Dziewczynę fascynowało czytanie o tym, jak doszli do władzy, jak krok po kroku wszystko zdobywali i dlatego postanowiła w swojej nowej pracy zrobić to samo: dowiedzieć się, jak Voldemort doszedł do tego wszystkiego, zbadać jego korzenie...

Dziewiętnaste urodziny Llian były kolejnymi, których dziewczyna nie chciała zbytnio świętować. Po wyjściu z pracy, a właściwie praktyk, które na razie polegała tylko na mozolnym porządkowaniu historycznych archiwów, Patrickowi i Georgii udało się ją namówić na spacer.

Spacerowali po Cardiff, w którym padał śnieg, jednak natychmiast się roztapiał. Marna była ta zima, tak jak nastrój Llian, którą przyjaciele chcieli zabrać do kawiarni. Dziewczyna czuła się źle z tym, że nie potrafiła dla nich wykrzesać z siebie więcej radości, dlatego chciała chociaż jakoś zagaić rozmowę:

- A jak twoje szkolenie na Aurora, Patrick?

- Ciężko jest, ale wiedziałem, że tak będzie - odparł od razu, poprawiając swój szalik. - Mimo wszystko mam frajdę, bo już nauczyłem się mnóstwo, ale zanim zostanę takim prawowitym Aurorem, to jeszcze trochę minie.

- To jakie ty miałeś wyniki, że cię przyjęli? Na Aurora to trzeba mieć dosłownie z kosmosu - powiedziała zdumiona Georgia, na co Patrick uśmiechnął się tylko pod nosem.

- Sporo się uczyłem, Georgia.

- Ja w zasadzie na moje archiwum potrzebowałam tylko Wybitnego z historii magii, aż głupio...

- Ale właśnie, archiwum? - powiedziała zdumiona Georgia. - Llian, a co z tą twoją herbaciarnią? Przecież...

- Jaką herbaciarnia? - przerwała jej Llian natychmiast. - Ja nie piekłam od prawie dwóch lat i prawdopodobnie już nigdy nic nie upiekę. Poza tym wojna wisi w powietrzu, jak mogłabym myśleć o herbaciarni?

- Ale ludzie tego chcą, Llian! - przekonywała dziewczyna, kładąc rękę na ramieniu przyjaciółki. - Ludzie marzą o jakiejkolwiek cząstce normalności. Widziałaś, jakie tłumy są w tym sklepie Weasleyów na Pokątnej?

Llian zatrzymała się gwałtownie, by posłać przyjaciółce zrezygnowane spojrzenie.

- Georgia, ja po prostu nie mam na to siły - powiedziała z prawdziwą rozpaczą w głosie. - Nie mam już chęci, nie chcę o to walczyć. Wszystkie moje plany nie są już aktualne, bo wszystkie uwzględniały Cedrika. Od prawie dwóch lat próbuję wrócić do normalności, ale nie umiem, nie radzę sobie, rozumiesz? I nawet nie mów, że może powinnam przestać czekać, bo to się nie stanie.

Po tym zapadła chwila ciszy, a Llian prędko wyjęła ręce z kieszeni, by otrzeć łzy, już tak jej znajome, że robiła to automatycznie. Przyjaciele patrzyli na nią nie ze złością za jej wybuch, a ze szczerym współczuciem i zmartwieniem.

- Przepraszam was - powiedziała po chwili, kręcąc głową sama do siebie. - Przepraszam, to wszystko to nie jest wasza wina, ja wiem, że chcecie dobrze... Ja sama siebie nie poznaję od jakiegoś czasu. - Ostatnie zdanie wyszeptała, a następnie ukryła twarz w dłoniach, zażenowana sama sobą.

Georgia bez zawahania ją przytuliła, by dać jej do zrozumienia, że żadne z nich nie było wściekłe. Llian odwzajemniła ten uścisk, którego w tamtej chwili tak bardzo potrzebowała.

Patrick niestety musiał im przerwać tamtą chwilę.

- Dziewczyny, nie, że chcę wam przerywać, ale musimy stąd znikać - powiedział stanowczo ze wzrokiem wlepionym gdzieś daleko za Llian.

- Co? - zapytała Georgia, odrywając się od przyjaciółki.

- Dementorzy... - Patrick wychylił się, by upewnić się, że widział te ciemne, przerażające kreatury daleko na końcu ulicy. - Szybko, musimy się deportować.

Llian pokiwała głową, ale tak naprawdę myślała tylko o jednym.

Ci dementorzy nie mieliby już co ze mnie wyciągnąć.

Dni mijały wolno, sunęły się wręcz smętnie, a dla Llian były niezwykle podobne. Chodziła szkolić się w archiwum, odwiedzała Cedrika, co chwilę słyszała o zaginięciach jakichś mugolaków i mugoli... I tak przez cały czas od nowa.

Sypiała coraz mniej, od jedzenia ją odrzucało, a jej organizm naprawdę powoli zaczynał się wyniszczać, czego, zbyt zamknięta w swoich myślach, nawet nie zauważała. Pamiętnik wciąż stanowił jej głównego powiernika, bo tam chociaż przez chwilę czuła się tak, jakby rozmawiała znowu z Cedrikiem.

Wszyscy z jej otoczenia byli jednak zgodni co do jednego - Llian nie była już sobą.

O tych wszystkich zmianach najmniej wiedziała Paola, bo przecież gdy Llian z nią korespondowała, to w listach starała się brzmieć jak najmilej. Ostatni list od Hiszpanki mówił wiele: pisała o tym, jak bardzo cieszyła się z ukończenia Beauxbatons, że zamierzała teraz rozwijać malarstwo, no i że chyba się zakochała...

A na końcu dopisała, że rodzice nie pozwalali jej znowu przyjechać do Wielkiej Brytanii po tym, jak usłyszeli o powrocie Voldemorta. Llian to rozumiała, lecz i tak bardzo żałowała.

Z każdym listem Paola przysyłała też mnóstwo hiszpańskich słodyczy oraz innych smakołyków, a także, znając upodobania Llian, hiszpańską herbatę. Puchonka nie pozostawała jej dłużna, jeśli chodziło o prezenty; ta korespondencja z nią była jednym z małych promyczków przy obecnym stanie rzeczy.

Czerwiec, jak na złość, przyszedł szybciej niż Llian by tego chciała.

Minęły dwa lata. Dwa lata płaczu, nerwów, ciągłej niewiadomej... I niewygasającej w jej sercu nadziei.

Dziewczyna przelewała całą swoją miłość, pisała wręcz eseje o uczuciach na kartach pamiętnika opartego o jej poduszkę, gdy nagle do pokoju wpadła pani Griffiths.

- Llian, nie uwierzysz... Dumbledore został zamordowany - wydusiła, trzymając się za serce, na co jej córka początkowo zareagowała przerażeniem.

- Co? Kiedy? - Odwróciła głowę w jej stronę.

- Wczoraj w nocy. Śmierciożercy wtargnęli do Hogwartu.

Strach oraz nerwy ścisnęły Llian całe ciało, by już po chwili odpłynąć i zmienić się w jej przerażającą obojętność, która nękała ją od miesięcy.

- A może to i dobrze, że nie żyje - stwierdziła po chwili, spoglądając ponownie na pamiętnik. - To między innymi on był odpowiedzialny za ten turniej.

- Llian, jak możesz tak mówić...?

Ona tylko westchnęła.

- Taka jest prawda, mamo.

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now