57. Herbatka Żadna

2.2K 376 59
                                    

Kiedy większość uczniów Hogwartu z peronu dziewięć i trzy czwarte udawała się prosto do domu, Llian szła prosto do szpitala. Wreszcie miała znowu zobaczyć się ze swoim ukochanym... Nawet jeśli on nie będzie mógł jej widzieć.

Rodzice Cedrika dali Llian upoważnienie do odwiedzin, a także do otrzymywania informacji na temat stanu jego zdrowia, choć ten się nie zmieniał. Uzdrowiciele twierdzili, że nie było ani lepiej, ani gorzej od dnia turnieju - czyli zwyczajnie rozkładali ręce.

Choć tak bardzo pragnęła go zobaczyć, moment, w którym weszła do jasnej sali szpitalnej rozerwał jej i tak podarte już serce na nowo.

Cedrik leżał pod białą pościelą także w białej koszulce. Oddychał, wyglądał, jakby po prostu spał... Zatem dlaczego ten widok tak bardzo ją bolał?

Llian naciągnęła fiołkową sukienkę, tę samą, którą miała na sobie w ten pamiętny dzień, gdy do niej przyleciał i złapała ich ulewa, a następnie usiadła na taborecie stojącym pomiędzy łóżkiem, a oknami, za którymi wysoko świeciło lipcowe słońce.

Położyła swoją rękę na jego, tę z bransoletką, a kiedy wreszcie poczuła tę znajomą, dużą dłoń, która nie mogła jej złapać, rozkleiła się zupełnie.

Mimo że uzdrowiciele nie byli w stanie stwierdzić, czy chłopak słyszał cokolwiek, Llian zaczęła mówić.

- Diggory, tu durniu - wydusiła niby ze śmiechem, chociaż pojedyncze łzy powoli spływały jej po twarzy. - Kazałam ci uważać, a ty co? Miałeś mnie przytulić, mieliśmy pić herbatę, jeść ciastka... Oddałam je skrzatom, wiesz? - Zaśmiała się żałośnie. - Jak się obudzisz, to ci zrobię taką burę...

On nawet nie drgnął, a dłuższe spojrzenie na jego twarz sprawiło, że w Llian coś złamało się na dobre. Opuściła głowę i położyła ją na poduszce obok niego, gdzieś w środku łudząc się, że ją usłyszy.

- Ja cię tak kocham, Cedrik... - Wyłkała, z trudem łapiąc powietrze. - Musisz do mnie wrócić, rozumiesz? Mieliśmy zamieszkać na wsi, już zapomniałeś? Nie składa się tak obietnic bez pokrycia... Cholera jasna, czemu ja ci pozwoliłam na ten pieprzony turniej...

Llian spędziła tam jeszcze kilka minut, ale zrozumiała, że im dłużej będzie tam siedzieć, tym większy będzie ten ścisk w żołądku, który miała od oglądania go. Z jednej strony nie chciała go zostawiać ani na moment, a z drugiej już nie mogła na to wszystko patrzeć.

Kiedy wyszła z sali, od razu wpadła na mamę Cedrika, która siedziała tam przez cały czas od jej pojawienia się.

- Ja... Już pójdę, moi rodzice się martwią... - powiedziała, starając się stwarzać przed kobietą pozory spokoju, bo dobrze wiedziała, że ona cierpiała zapewne jeszcze bardziej. - Do widzenia pani.

- Zaczekaj, Llian. - Pani Diggory wstała z krzesła, a następnie wzięła głęboki wdech. - Jeszcze jedna sprawa. Posłuchaj, Harry Potter zaoferował nam pieniądze, który wygrał w turnieju, twierdził, że dotknął pucharu z Cedrikiem w tym samym momencie... Nie przyjęliśmy ich, ale pomyślałam... Może ty powinnaś.

- Ja? - wydusiła Llian w kompletnym szoku, tak wielkim, że na moment zapomniała o bólu.

- Cedrik opowiadał mi, że chciał kupić coś dla ciebie, gdyby wygrał, więc...

Llian przymknęła oczy, bo przecież wiedziała, o czym mowa. Ale po co byłyby jej chociażby dom, skoro nie mogła go z nim dzielić...?

- Nie, ja za nic w świecie nie mogłabym ich przyjąć. - Natychmiast pokręciła głową. - Niech Harry je weźmie, tak będzie najlepiej.

Gula stanęła jej w gardle, bo serce krzyczało z nadziei, że przecież kiedyś Cedrik się obudzi, że te pieniądze się mu przydadzą...

- Rozumiem. - Pani Diggory pokiwała głową, nie drążąc już tematu. - Bardzo mądra z ciebie dziewczyna. To jasne, dlaczego Cedrik zawsze tak dobrze o tobie mówił.

Llian nie chciała rozpłakać się przed kobietą po raz kolejny, dlatego podziękowała, a potem przeprosiła ją i udała się do domu.

Przez następne dni jej życie stało się szarą monotonią. Zdawszy test na deportację, sama codziennie teleportowała się do szpitala, a potem wracała do domu, po którym snuła się bez celu, próbując ciągle nie płakać, próbując przespać chociażby jedną noc...

Nie potrafiła się cieszyć już niczym. Za oknem codziennie świeciło wakacyjne słońce, lecz dla niej równie dobrze mógło ciągle lać. Zupełnie straciła swój zapał do pieczenia, a marzenia o herbaciarni odeszły w zapomnienie. Miała wrażenie, że przestała w ogóle lubić herbatę, jeść zresztą też za bardzo nie chciała. Jej rodzice dwoili się i troili, by jakoś poprawić jej humor, a choć ona zawsze za wszystko dziękowała, dała im do zrozumienia, że na razie lepiej nie będzie. Nie ucieszyła jej nawet kartka i paczka od Paoli, wypełniona po brzegi hiszpańskimi słodyczami.

Przyjaciele też ją odwiedzali, starali się pomóc, ale nie mieli pretensji, że była przygaszona. Georgia i Phoebe mimo wszystko starały się ją pocieszyć, siedząc z nią na kocu w ogrodzie, wyciągnąwszy ją z domu po raz pierwszy od tygodni.

- Dziewczyny... Ja nie wiem, czy ja wrócę w tym roku do Hogwartu - powiedziała Llian nagle, na co jej przyjaciółki zareagowały oburzeniem.

- Llian, co ty gadasz? - wydusiła Phoebe.

- Musisz wrócić! Przecież to nasz ostatni rok!

- Georgia, ale ja nie jestem w stanie funkcjonować tu, w domu, a co dopiero tam? - jęknęła dziewczyna, czując, że za moment znowu się rozpłacze, co stało się jej codziennością. - Gdzie wszystko mi się z nim kojarzy?

- Ale my ci pomożemy, Llian. - Phoebe przytuliła ją od boku, lecz tamta tylko pokręciła głową.

- Jak ja mam się uczyć, jak ja mam zdać Owutemy, jeśli teraz nie jestem nawet w stanie książki otworzyć...

- Hej, może ja Cedrika nie znam tak dobrze jak ty, ale wiem, że on nigdy by ci nie pozwolił zrezygnować z marzeń - powiedziała Phoebe stanowczo, na co Llian ukryła twarz w dłoniach.

- Ja już nie mam marzeń, Phoebe.

W miarę upływu czasu Llian odnajdywała jednak coraz więcej odwagi, by wrócić do szkoły. Docierało do niej, że jej przyjaciółki miały rację, że właśnie tego chciałby Cedrik - by walczyła dalej. Dlatego podjęła decyzję o udaniu się do Hogwartu, i zamierzała mu o tym powiedzieć.

- Cześć, kochanie - powiedziała cicho, usadawiając się na swoim stałym miejscu przy jego łóżku. - Dziś ostatni dzień wakacji, wiesz? Jutro wracamy do Hogwartu na nasz ostatni rok... - dodała z żałosnym uśmiechem, łapiąc go za rękę. - A ty to porzuciłeś swoją drużynę, i co oni teraz zrobią, lalusiu? Kto ich poprowadzi? Musisz wrócić...

Dziewczyna nie była pewna, co bolało najbardziej - to, że nie dostawała odpowiedzi, to, że nawet nie wiedziała, czy ją słyszał, czy to, że wciąż nie miała pojęcia, czy kiedykolwiek któraś z tych rzeczy się znowu wydarzy....

Czy już nigdy miała nie usłyszeć jej ukochanego Lils z jego ust?

Trzymając go wciąż za rękę, nachyliła się i złożyła czuły pocałunek na jego czole.

- Będzie mi cię tam ciebie tak bardzo brakować, laluś...

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now