42. Herbatka z Melisy

3.4K 520 295
                                    

Choć Llian wciąż dostawała listy z pogróżkami, z każdym razem przejmowała się tym coraz mniej, wraz z przyjaciółkami układając nawet ranking tych najbardziej absurdalnych. Poza tym, dziewczyna pomiędzy nauką miała coś, na co mogła czekać - i były to walentynki, pierwsze w jej życiu, których nie miała spędzić samotnie.

Nie spędzała zbyt wiele czasu z Cedrikiem po swoich urodzinach, bo on wciąż przygotowywał się do drugiego zadania, a nauki im nie brakowało, dlatego liczyła, że ten dzień będzie wyjątkowy. Diggory zdawał się myśleć tak samo, bo wszystko skrupulatnie zaplanował, by takim go uczynić.

- Gdzie ty mnie ciągniesz? - zapytała rozbawiona Llian, kiedy Cedrik wyprowadził ją z zamku tuż po lekcjach, nie pozwalając jej nawet zajrzeć do Wielkiej Sali. Na zewnątrz wciąż leżał śnieg, lecz Diggory przekonywał, że nie musiała przejmować się warunkami pogodowymi.

- Profesor Sprout robi dla mnie wszystko teraz, jest tak szczęśliwa, że jestem reprezentatem... No i troszeczkę to wykorzystałem - wyjaśnił Cedrik, wciąż prowadząc dziewczynę pewnie przed siebie.

- Chwila, to coś ty zrobił?

- Zaraz zobaczysz, nie martw się. - Zaśmiał się chłopak, a wtedy Llian zrozumiała, że zmierzali prosto w stronę cieplarni. Zatrzymali się ostatecznie przed tą najbardziej po lewej, a wtedy Cedrik puścił dłoń dziewczyny.

- Zamknij oczy.

- I zeżre mnie tentakula po drodze? - zapytała, domyślając się, że wejdą do środka.

- Nie chcesz niespodzianki?

Llian tak naprawdę tylko się droczyła - wiedziała, że Cedrikowi mogła zaufać. Przymknęła więc oczy, a wtedy usłyszała, jak z głośnym piskiem otwierają się drzwi cieplarni. Chwilę później Diggory złapał ją za rękę, a następnie zaczął prowadzić ją do środka; natychmiast zrobiło się przyjemnie ciepło, a w uszach przestało świszczeć od nieprzyjemnego wiatru. Zamknąwszy za sobą drzwi, Cedrik poprowadził ją na sam koniec cieplarni.

- Możesz otworzyć.

Llian zrobiła tak, jak nakazał, a wtedy zobaczyła stolik nakryty różowym obrusem w kratkę, dwa krzesła i koszyk - najwyraźniej z jedzeniem - wszystko zorganizowane w otoczeniu licznych roślin, co nadawało całemu miejscu niesamowitą atmosferę.

- No żartujesz - powiedziała z niedowierzaniem, choć w środku chciała skakać ze szczęścia.

- No nie żartuję. - Cedrik zaśmiał się, zdejmując swój puchoński szalik. - To jest nasza walentynkowa uczta.

- Ale super...! - Pisnęła, a potem zakryła usta, gdy zdała sobie sprawę, jak musiała zabrzmieć. Cedrik tylko zaśmiał się ponownie, a następnie oboje zaczęli ściągać płaszcze, by usiąść przy stole w magicznie ogrzewanej cieplarni.

- Nie no wiesz co... - zaczęła Llian, siadając i rozglądając się wokół, patrząc na głównie różowe oraz czerowne kwiaty, które bez wątpienia nieprzypadkowo się tam znalazły. - Jak na to patrzę, to chcę chyba zamieszkać na wsi. Wyobraziłam sobie taki domek i wokół po prostu nic, cisza, spokój, roślinki i zwierzęta...

Cedrik nie skomentował tych słów, tylko słuchał jej uważnie, jakby starał się wszystko zapamiętać.

- To co... Zacznijmy od herbaty - powiedział po chwili, otwierając koszyk.

- Oj, już mnie masz, już mnie kupiłeś, jestem cała twoja - odparła Llian, na którą słowo herbata zadziałało niczym zaklęcie.

- Mam taką z melisy... Ona jest dobra na nerwy, prawda? - zapytał.

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryWhere stories live. Discover now