63. Herbatka Różana

2.3K 393 153
                                    

W dzień dwudziestych urodzin Llian już niewiele kto wierzył w to, że Voldemorta będzie dało się pokonać, i w to, że Cedrik kiedykolwiek się wybudzi.

A jednak Llian w maju na własne oczy zobaczyła pokonanie Voldemorta po tym, jak walczyła w wydarzeniu, które historia miała zapamiętać jako bitwę o Hogwart. To Patrick kilka miesięcy wcześniej wciągnął ją w konspirację przeciwko czarnoksiężnikowi, a ta pozwoliła jej odżyć, znaleźć choć trochę sensu w życiu. Zwycięstwo pierwszy raz od dawna przyniosło uśmiech, szczerą radość na jej twarz...

Tak bardzo żałowała, że Cedrik nie mógł tego wszystkiego zobaczyć... I że ona, tak jak wielu innych, jeszcze zapewne długo będzie żyć ze skutkami wyszkodzonych przez niego szkód.

Aż w ten sam dzień zdarzył się cud, ten, na który już tak długo czekała.

Kiedy Llian wróciła z bitwy, spędziła kilka długich minut w objęciach swoich rodziców, dziękując im za to, że byli, za całe wsparcie okazywane od prawie trzech lat... I obiecając, że od teraz będzie bardziej starała się coś ze sobą zrobić, żyć, a nie tylko egzystować, bo przecież właśnie przeżyła prawdziwą wojnę.

Było południe, kiedy pani Griffiths bandażowała z ostatnich ran córki, płacząc ze szczęścia, że wszyscy byli już bezpieczni, a Llian popijała przy tym różaną herbatę - tę ulubioną, tę, której nie odważyła się zaparzyć od tamtego feralnego dnia. Piła ją zawsze, gdy coś się działo, a pokonanie potężnego zbrodniarza zdecydowanie kwalifikowało się pod to, że się działo.

Dziewczyna nie miała przy tym pojęcia, że chęć na tę herbatę to właśnie był znak, ten, o który prosiła...

Tamtego dnia wszyscy w domu Griffithsów byli szczęśliwi, zresztą cały świat czarodziejów był tak szczęśliwy, że nie liczył na jakiekolwiek lepsze wieści - a te jednak przyszły.

- A teraz to kogo niesie? - zapytał pan Griffiths, kiedy cała trójka usłyszała z jadalni pukanie do drzwi.

- To może Patrick, otworzę - powiedziała Llian akurat w momencie, gdy matka opatrzyła jej ostatnią ranę.

Dziewczyna podeszła do drzwi i otworzyła je, spodziewając się przyjaciela...

A ku swojemu szokowi, ujrzała rodziców Cedrika, tak wstrząśniętych, że przez ułamek sekundy spodziewała się najgorszego. Nie zdążyła ich nawet przywitać, zanim pani Diggory wydusiła z zaszklonymi oczami:

- Llian. Cedrik się obudził.

Pani Diggory mogła równie dobrze zdzielić dziewczynę w głowę czymś ciężkim. Po trzech długich latach Llian wreszcie usłyszała te słowa, których ze łzami w oczach wyczekiwała każdego dnia, a gdy je wreszcie usłyszała, to tylko modliła się, by nie okazały się żartem, snem, fatamorganą wywołaną przez radość zwycięstwa...

- Na... Naprawdę? - Tylko tyle była w stanie wydusić przed tym rozpłakaniem się tak, jak jeszcze nigdy wcześniej. To był lament, ryk, łkanie, łzy szczęścia, ulgi, niedowierzania i rozdarcia jednocześnie, który natychmiast ściągnął do przedpokoju jej matkę. Państwa Diggorych najwyraźniej wcale nie zdziwiła taka reakcja.

Llian nie wiedziała nawet, jak do tego doszło, ale chwilę później siedziała na kanapie naprzeciwko Diggorych i wciąż zanosiła się płaczem, podczas gdy jej równie zdumiona matka podawała jej chusteczki.

- Uzdrowiciele dali nam znać dziś rano, mówili, że to cud - mówił Amos, bo jego żona też była zbyt roztrzęsiona, by coś z siebie wykrztusić. - Zabrali go teraz na badania, będziemy go mogli zobaczyć dopiero za godzinę... Mówili, że nie odzyskał jeszcze wzroku, ale że to normalne po takiej klątwie, że za kilka tygodni mu wróci...

Dzieje Herbatki Różanej • Cedrik DiggoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz