4. Początek *

18.1K 476 96
                                    

Wiem, wiem późno ale lepiej tak niż wcale.

Miłego czytania i dobranoc!

________________

Pov. Victoria

Kilka minut po tym jak Vincent wyszedł z pokoju, usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Otworzyłam je i ujrzałam kobietę i matkę Vincenta w jednym, która miała zająć się przygotowaniem naszego ślubu.

Nie, że go chciałam, ale jak już ma się odbyć to niech to będzie z hukiem.

- Witaj, kochanie - przywitała się radoście. - To co, nie przedłużamy i zaczynamy. Mówię ci, powiesz mi co chcesz, a ja wszystko załatwię. - uśmiechnęła się ciepło. Ona była chyba całkowitym przeciwieństwem jej męża i syna. - Masz jakiś pomysł?

- Nie, nie zastanawiałam się. Szczerze trochę się boję. - wyznałam nieśmiało.

- Nie ma czego. Może i moi mężczyźni wyglądają na groźnych, ale jak już z nimi trochę pobędziesz i pożyjesz przekonasz się, że są jak wielkie pluszowe misie z groźną miną. - zaśmiała się znowu. Jej humor udziela się i mnie. - Mój syn, jest.... Trudnym człowiekiem. Świat nauczył go by był silnym i nie okazywać słabości, ale wierzę że ty dasz radę go zmienić. Zawsze bardziej troszczył się o ważne dla niego osoby. - odparła cicho. Ta rozmowa stała się dziwnie poważna - Na swój sposób, ale troszczył.

- Szczerze wątpię, że mogę go zmienić. A ważna mogę być, tylko dla jego celów. - burknęłam. Przy niej czułam się jak przy dobrej przyjaciółce, a jest tu od jakiś pięciu minut. Co się dzieje? Gdzie się podziała moja czujność i brak zaufania do ludzi?

- Czemu w to wątpisz? - Z
Zapytała zdziwiona.

- Nie wydaje mi się żebym była w stanie go zmienić. Jesteśmy w relacjach czysto zawodowych, plus będziemy małżeństwem, ale tylko na papierze. To nie jest ślub z miłości, nie jestem dla waszej rodziny ważna.  - wyjaśniłam.

Tak właśnie myślałam.

Nie jestem dla niego ani trochę ważna, więc czemu miałabym mieć na niego jakikolwiek wpływ? Zna mnie zaledwie dwa dni, nie można tak szybko zaufać obcej osobie. Rodzina powinna być ważniejsza, niż jakaś tam dziewczyna.

- Mylisz się moja droga, ale o tym porozmawiamy jak skończymy przygotowania do waszego ślubu, dobrze? - zapytała miękko, na co tylko przytaknełam jej głową. - Słyszałam, że bardzo lubisz Włochy. Może to tam odbędzie się ślub?

- Tak, zawsze chciałam tam polecieć. Bardzo podoba mi się tamtejsza kultura. - odpowiedziałam ożywiona.

- Z całego serca polecam Rzym, Weronę, Florencję, Sienę, Vernazzę albo La Spezia. Piękne miasta, mówię ci. - rzekła, gestykulując żywo rękoma. - Ale sama ocenisz, jak polecisz. -  U
uśmiechnęła się, co odwzajemniłam. - A teraz sam ślub. Myślałam o czymś nie szablonowym. Zawsze te wszystkie wesela są takie same, tradycyjne, nudne. Co ty na to by zrobić wasz ślub bardziej w stylu Russo? Jaki jest twój ulubiony kolor?- zapytała.

- Złoty. - odpowiedziałam po chwili zastanowienia.

- Idealnie. Myślę, że czarno - złoty ślub będzie odzwierciedleniem waszych dusz. Vincent to czarny, ty to złoty. On zły, ty dobra. Aż sama wam zazdroszczę. - nawijała jak najęta. Jestem pod wrażeniem jaka ta kobieta jest energiczna i wesoła.

- Myślę, że będzie to idealny plan. - Uśmiechnęłam się szczęśliwa, że już coś mamy. Dalsze przygotowania poszły już z płatka.

Pani Russo, która tak nawiasem mówiąc kazała mówić sobie po imieniu lub po prostu mamo. Jednak z drugim określeniem czułam się niezręcznie. Dlatego zostaliśmy przy Grace. Kobieta pokazała mi parę przykładowych szablonów, które przyniosła.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now