45. Wyjazd

9K 219 7
                                    

Pov. Vincent

- Z jakiego konkretnie dnia panowie chcą nagranie? - pyta facet.

Nie muszę chyba mówić jak się tu dostaliśmy j zachęciliśmy pana do współpracy. Jedno zadanie wam wystarczy: Ma przyłożona spluwę do skroni. Od razu zrobił się grzeczniejszy i milszy.

Cudownie być w mafii...

- dwudziesty dziewiąty października. - recytuje Matteo, patrząc jak gość wstukuje w komputer datę.

- A godzina? - dodaje po chwili.

- Gdzieś koło drugiej. - mówię.

Po chwili na wszystkich chyba dwudziestu paru ekranach z kamer pokazuje nam się obraz sprzed prawie miesiąca o godzinie drugiej. Przeczesuje wszystkie małe ekraniki w poszukiwaniu tej, która jest skierowana na nasz stolik.

- Puszczaj. - rozkazuje Luca, który trzyma spluwę przy głowie jegomościa.

Chłopak bez zająknięcia  kilka w trójkącik, a wszystkie kamery zaczynają się ruszać. Obserwuję obraz z kamery dwunastej i każe dać ją na pełny ekran.

Tam dokładnie jest widać jak po kilku minutach wpada na mnie ta niezdarna kelnerka, wylewając zawartość kilku kieliszków. Gdy ścieram z siebie chusteczkami choć trochę alkoholu, który krurewsko się lepił, ona dyskretnie dosypuje mi jakieś białe prochy do resztki alkoholu.

- Wiedziałem kurwa! - krzyczę jednocześnie szczęśliwy, jak i wkurwiony.

Dalsze minuty umiają na tym, że kelnerka odchodzi przepraszając za wypadek, za to ja zirytowany dopijam resztkę alkoholu w szklance. Kilka sekund później pojawia się Chloe w skąpej, czarnej sukience i zaczyna ze mną rozmowę.

Dziewczyna zbliża się do mnie niebezpieczne, zaczynając szeptać mi coś do ucha i całować. Widać wyraźnie, że na początku mocno się stawiam i próbuje ją odepchnąć. Ale w pewnym momencie pewnie narkotyk w drinku musiał zacząć działać, a ja tracę jakąkolwiek zdolność siłową. Więc Chloe bezkarnie mnie obcałowuje, a ja nie mogę nic zrobić.

Kolejne sekundy upływają, a wtedy czarnowłosa wstaje, ciągnąc mnie za sobą w stronę wyjścia.

- Przełącz obraz na kamerę.... Siódmą. - rozkazuje Matteo, patrząc na akcje.

Chloe wyciąga mnie szybko z klubu i dalej ciągnie w stronę postoju dla taksówkę. Widzę jak chłopaki krzyczą na mnie przy wejściu, mając jeszcze w dłoniach niedopałki papierosów. Jednak ja jak zaczarowany podąża za nią, wsiadając do żółtego auta i odjeżdżając.

- Przerzuć nagranie na tego pendrive'a z dokładnie tej godziny do tego momentu. - syczy do niego groźnie blondyn, czuwając by młody nic nie na walił i podaje mu pamięć przenośną.

- Vince, ale dalej nie wiemy co stało się w mieszkaniu. - mówi do mnie cicho Matteo.

- To mnie akurat najmniej teraz obchodzi. Ważne że jakaś dziwka mi coś podała i że może to wystarczy by przekonać Vic.

- A co jeśli do zdrady w ogóle nie doszło? - pyta Matteo.

- Chloe jest jedyną, która coś pamięta z tego wieczora, a ona mówi że doszło. Kamer raczej nie ma, a wykrywacz kłamstw dla dzieci nic tu nie pomoże. - syczę i podchodzę do młodego, ktöry zgrał już plik.

- Dzięki młody i ani słowa nikomu, jasne? - pytam go, a kiedy kiwa głową wyjmuje z kieszeni parę dolców i daje mu. - Za pomoc, jakby nie patrzeć uratowałeś mi dupę.

Po tym zdaniu w trójkę wychodzimy i jedziemy z powrotem do mieszkania chłopaków, które za kilka dni idzie do kogoś innego. W końcu Matteo i Luca są tu głównie dla mnie, więc kiedy wrócę do Włoch razem z Vic, oni także tylko nieco później.

Po paru minutach jazdy, jesteśmy i niemal jak wichura wpadam drugi raz podczas pobytu tu do mieszkania. I jak za pierwszym razem Vic odwraca się w naszą stronę, lecz tym razem jest ona w kuchni.

W podskokach przytulam zdezorientowaną kobietę i kieruje ją na kanapę z jedzeniem, które sobie przyszykowała, kradnąc jednego ogórka.

- Co wy odpierdalacie? - pyta, a przekleństwo w jej ustach brzmi w chuj słodko.

- Mam wyraźny dowód, że jakaś suka dosypała mi jakiegoś gówna do drinka. - mówię uradowany, w tym czasie Matteo przynosi laptopa, a Luca podłącza pendrive'a.

Następnie brunet włącza odtwarzanie i leci film z kamer. Victoria przybliża się do monitora wgryzjąc się w bułkę i uważnie śledząc co się dzieję. Marszczy brwi gdy ta suka wpada na mnie i dosypuje mi biały proszek, a potem robi zniesmaczoną minę, kiedy Chloe mnie całuje. Ale widzę, że coś w jej głowie się przestawia, widząc że na samiutkim początku ją odpycham, nie dając się.

Gdy nagranie się kończyć, dziewczyna z smutną miną odwraca się do mnie i siada obok.

- Przepraszam, miałeś rację. - oznajmia.

I pomimo tego że zrobiło mi się cholernie ciepło w sercu, jak i coś urosło mi w spodniach, gdy tak na mnie patrzyła, po prostu nie mogłem.

- Nie wygłupiaj się, Vic. I tak.... Nie zmienia to że zdradziłem cię. - mówię, ale tym razem gdy łapię jej dłoń, ona na to pozwala.

- Ale nie byłeś sobą, dosypali ci coś.

- Wiem. Nie mówmy już o tym. - proponuję z lekkim uśmiechem. - Pakuj się, lecimy do Włoch!  - dziewczyna śmieje się z mojej głupoty, gdy wykrzykuje te parę słów i dokańcza swoje jedzenie. - I odbierzemy twoją suknie ślubną od Margaret.

- Co?! - pyta zaskoczona, odwracając się z powrotem do nas gdy biegła już truchtem do pokoju Matteo. - Który dziś?

- Dwudziesty piąty. Zdążymy jeszcze wszystko przygotować, Vic. - uspokajam ją z lekkim śmiechem. - Pamiętaj, że masz się nie stresować ani nie przemęczać.

- Dobrze, tatku. - mamrocze, przewracając oczami.

- Wolałbym nie być twoim ojcem. - mówię, gdy dziewczyna powoli odchodzi. - Nie mógłbym zrobić bardzo dużo grzesznych rzeczy, na które mam ochotę.

Vic spala pomidora po czym odchodzi w głąb pokoju i zabiera sieje rzeczy. Potem jedziemy do domu, gdzie także ekspresowo nas pakuje. Pod koniec jedziemy jeszcze do Margaret odebrać suknie. Oczywiście nie mogło się u niej obyć bez poczęstowania nas czymś słodkim.

Już wcześniej dzowniłem do Marco, prosić o samolot do Portland. Wyjaśniłem mu całą sprawę, za to on uznał że razem z Vic wsadzimy ich wszystkich do grobu.

Tak więc teraz znajdujemy się w samolocie, który zabierze nas prosto do Florencji. Vic wymyśliła już moją pierwszą karę, otóż miałem umilić jej lot masażem pleców i stóp, oraz zrobieniem samodzielnie kakaa i czegoś słodkiego dla niej, w dodatku warunek był taki że ma być to zjadliwe.

Będzie ciężko, ale warto xa tje słodki jak miód uśmiech.

- Vin, wiesz że ci wybaczyłam, prawda? - pyta, przysypiając na nich kolanach.

- Wiem, Bella. Ale i tak odkupie swoje winy. - zapewniam na co tylko delikatnie się uśmiecha i zasypia.

Cudownie....

ślub ( nie ) chcianyHikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin