23. Plan

10.6K 245 10
                                    

Pov. Vincent

- Vin? - pyta głucho Marco z lekkim strachem w głosie.

Wstałem od komputera, zauważając że minęły trzy godziny od jego wyjścia, a ja nic nadal nie mam. Dosłownie jakby rozpłynęła się w powietrzu, razem z jej porywaczami. Zero śladów, zero świadków, zero czegokolwiek.

Wszedłem do holu, gdzie stał mężczyzna z małą kopertą w rękach. Zauważyłem na przodzie moje imię, napisane schludnym, pochyłym pismem.

- Co to? - pytam niepewnie.

- Nie wiem, Vin. Ale zapewne nic dobrego. - odpowiada i podaje mi pakunek. Nie jest on ciężki, a koperta wydaje się w środku pusta. - Otwórz. - poleca.

Tak też robię. Rozrywam górę, zaglądając do środka. Wyjąłem z niej mały przedmiot, należący do tylko jednej osoby, bo był tylko jeden taki model. Pierścionek z czarnego złota z ametystem, broni przed złymi intencjami i myślami. Niesamowicie piękny i wyjątkowy, jak jego właścicielka. Pierścionek zaręczynowy Victorii.

Szczerze odebrało mi mowę. W kopercie nie było niczego więcej, oprócz biżuterii. Bałem się tego co może oznaczać i nie chciałem by spełniło się najgorsze. Jeśli ona umrze, umrę i ja.

- Vincent? - pyta cicho Marco.

- Pierścionek Vic, dałem jej go. - szepcze. - Marco, musimy ją znaleźć. - mówię, zaciskając w pięść dłoń z pierścionkiem.

- Znajdziemy. - obiecuję, po czym oboje zabieramy się do pracy.

- Gdzie go znalazłeś? - pytam po dłuższej chwili klikania w klawiaturę.

- Na wycieraczce, gdy wracałem. Musiałem zapalić. - wyznaje bez emocji.

- Myślisz, że ona jeszcze żyje?

- Na pewno, w końcu z tobą wytrzymała dłużej niż tydzień. - naśmiewa się, a ja chcąc nie chcąc mu uwierzyłem.

***

Minął tydzień odkąd moja narzeczona zniknęła. Od tego czasu praktycznie nie spałem, nie jadłem, nie piłem, nie odchodziłem od komputera. Do współpracy pracy drugiego dnia przyszli Luca i Matteo, którzy przez ostatnie kilka dni pilnowani George i wujka Vic.

Jednak nic nie znaleźliśmy, a ja cały czas miałem tą cholerną nadzieję, a jej pierścionek nosiłem jako naszyjnik pod koszulką.

Wszyscy trzej mężczyźni pilnowali bym nie zmienił niczego głupiego, mama codziennie po kilka razy do mnie dzwoniła i kazała mówić mi o swoich uczuciach, które rozpierdalają mnie od środka i postępach, a tata mówił że damy radę, oraz że może przylecieć by pomóc. Jednak odmówiłem, ze względu na mamę, która także może być w niebezpieczeństwie, tak samo jak Beatrice, która na ten czas mieszka z moimi rodzicami.

Wszystkim wmawiałem, że Vic jest w domu, jest cała i bezpieczna, gdy tak naprawdę nie wiedziałem gdzie ona jest. A najgorsze jest to że dokładnie z czterdzieści osiem godzin ma odbyć się mój udawany ślub z nią, który był tylko przykrywką na tej prawdziwy.

Co ja miałem zrobić? W końcu panna młoda się nie zjawi, a każdy by zauważył gdyby to nie ona podeszła do ołtarza. George pewnie już teraz wszystkiego się domyślił, więc nie muszę go już zapewniać i nie wiem czemu to robię. Dla zmyłki? Może.

- Pojawisz się tam, Vince. - mówi pewnie Marco. - Może to nas nakieruje na to gdzie jest Victoria?

- Ale co mam powiedzieć, gdy nie przyjdzie? - pytam zdenerwowany. - Że została porwana przed chwilą? Zablokowała się w przymierzalni? Poplamiła sukienkę i nie może teraz wyjść? - zadaje pytania, chodząc w kółko po salonie, gdzie wszyscy się zebraliśmy.

- Nie, Matteo wejdzie i powie ci że się rozmyśliła, uciekając z innym. Tym innym będzie Luca. - tłumaczy spokojnie najstarszy z nas.

- Czemu ja? - pytają jednocześnie z pretensją w głosach.

- Luca nie oszukujemy się, jesteś największym lovelasem, a jednocześnie największym nieudacznikiem jakiego znam. - mówi do blondyna, na ten wyrzuca ręce w górę i siada z impetem na sofie. - A ty Matteo, po prostu jesteś jak świadek. Powiesz swoją kwestię, pocieszysz przyjaciela i ot to cała filozofia. - tłumaczy swój plan.

- I co dalej? - pytam. Mogłoby się to udać, a nawet naprowadzić na pewien trop. - Myślisz, że George mógłby gdzieś dzwonić?

- Niekoniecznie. Sam mówiłeś, że zależy im na tobie. Co jeśli, specjalnie ją wtedy porwali, byś był rozkojarzony i nie zauważył na dużym wydarzeniu paru nieproszonych gości, który .... Mogą ci coś zrobić? Albo zabić? Pobić? Cokolwiek. - pyta, a jego tok myślenia wcale nie jest taki głupi.

- Od zawsze wiedziałem, że on myśli do przodu, ale że aż tyle? - mówi sam do siebie Luca.

-  Bez przesady, to nawet przedszkolak odgadnie. - chrząka z nikłym uśmiechem.

Jakby nie patrzeć ma to jakiś sens. Najwyżej Vic nic im takiego nie zrobiła, jest tylko zakładnikiem. Skupiłem się całkowicie na jej odnalezieniu z czystego strachu, że coś jej zrobią. Dzięki temu uzyskali by moje rozkojarzenie pod czas uroczystości, wykorzystali by to by podłożyć jakąś bombę, uśmiercając tym pewnie wszystkich gości, w tym mnie.

Dzięki Bogu, to ja jestem narażony, a nie ona. To ja w najgorszym wypadku umrę, nie moja Vic, ale to nie zmienia faktu że chciałbym się nią nacieszyć. To mi zrobią krzywdę. Chyba że chcą mnie doszczętnie zniszczyć, wtedy zabiją ją... Tylko że na moich oczach.

- Jaki jest plan? - pytam po chwili, wracając do rzeczywiście.

- Taki jaki powiedziałem. Ty spokojnie będziesz zabawiał tych wszystkich snobów, nadejdzie czas zaślubin, wkracza Matteo, a Luca zostaje w aucie, by w razie czego nas zgarnąć. Ściągniemy też wszystkich z Włoch dla nie pozoru. - objaśnia po raz kolejny. - Ja, razem z starszym Russo będziemy pilnowali ludzi. Moi ludzie, będą podłączeni pod kamery w sali i w razie czego będą informować. Jeśli skupią się na samym Vincentcie i go po prostu porwą, jak Victorię, jedziemy za nimi. Jeśli nie i chcą nas tylko nastraszyć to jedziemy za nimi do ich kryjówki. Będą musieli zdać pewnie raport. - mówi.

- Chyba czaje. - oznajmił Luca.

- Ta, ja też. - poparł go Matteo.

- W takim razie do dzieła. - mamrocze.

Tego dnia, jak i już następnych dwóch, nie porównaliśmy jej szukać. Nie miało to sensu skoro za czterdzieści osiem godzin mieliśmy wdrążyć gotowy plan. Przynosiło by to nam niepotrzebnego stresu.

Po kilku godzinach trzej mężczyźni opuścili mój dom, a ja poszedłem prosto do łóżka. Nie do barku, jak miałem w zwyczaju od ośmiu dni i ośmiu nocy. Szklaneczka whisky, wódki, wina, ginu czy innego trunku, pomagała mi przespać przynajmniej kilka godzin.

Tym razem do snu otuliła mnie jedna z koszulek dziewczyny, którą wyjąłem z szafy. Chciałem pamiętać co się działo w nocy, a nie się znów upijać przed snem, pragnąc ukoić ból w sercu. Tym razem wiedziałem że ją znajdę, tak przynajmniej czułem.

Czułem, że znów będę mógł ją przytulić, pocałować, wyznać swoje uczucia, zasypiać obok niej, słyszeć jak się myje, jak tańczy wesoło w kuchni robiąc śniadanie, jak ma dylemat co się ubrać, zrobić jej śniadanie, zwiedzić z nią kolejne zakądki świata lub tylko Włoch, słuchać jej narzekań i przede wszystkim czuć jej obecność obok. To wszystko czułem, że mogłem, gdy tylko się znajdzie.

Dla niej chciałem jej pomóc, dla niej odzyskałem część jej wolności, dla niej w tym momencie żyje, dla niej teraz zasypiam, dla niej jutro wstajesz dla niej będę odpieprzał tą farsę, dla niej nie będę pić, dla niej nie będę palić, dla niej nie będę wyglądać jak zombie przez ostatni tydzień. To wszystko dla niej, niech tylko będzie cała i zdrowa, i będzie mogła być tuż obok mnie do później starości.

Z lekkim uśmiechem zasnąłem od razu otulony jej zapachem....

ślub ( nie ) chcianyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt