37. I'm idiot

8.7K 228 8
                                    

Pov. Vincent

Obudziłem się z cholernie mocno bolącą głową i lukami w pamięci. Nie wiedziałem gdzie jestem, co robiłem przez ostatnie kilka godzin ani co takiego wypiłem, że mnie aż tak odcięło. Zazwyczaj miałem mocną głowę do picia.

Rozejrzałem się po eleganckim pokoju w kolorach czarno - białych. Pokój był dość mały, nie było kuchni, tylko dwie pary drzwi, jedne zapewne wyjściowe, a drugie do toalety. Czyli to pokój hotelowy. Pytanie brzmi: Ci ja tu do cholery robię?

- Cześć, Vince. - wita się nagle jakiś głos obok mnie, a ci najgorsze był on strasznie blisko mnie.

Powoli odwróciłem się w stronę osoby leżącej obok mnie w łóżku i z niepokojem, oraz narastającą złością zauważyłem że było to Chloe. Miała lekki uśmiech na twarzy, roztrzepane włosy, niezmyty makijaż i co najgorsze była kurwa mać naga. Ja też byłem.

Kurwa! To nie może być prawda!

- Co tu robię? - pytam chłodno, szukając wzrokiem moich ubrań.

- Jak to co? - pyta zdziwiona dziewczyna, podnosząc się na ramiona. - Sam zacząłeś mnie rozbierać.

- Co ty pieprzysz? - pytam się wściekły, wstając z łóżka i zakładając moje bokserki oraz spodnie. Głowa nakurwiała mnie przy tym niemiłosiernie, ale musiałem stąd wyjść i jechać jak najszybciej do Vic. Co ja jej w ogóle powiem? Przecież ja jej do kurwy nędzy w oczy nie spojrzę, jeśli faktycznie zrobiłem to co zrobiłem.

- Raczej to ty pieprzyłeś mnie wczoraj. - zauważa, przeciągając się na łóżku i eksponując swoje atuty. - A tak nawiasem mówiąc, możemy to powtórzyć. Jestem niezaspokojona, Vince... - mruczy.

Wstrząsa mną dreszcz obrzydzenia na samą myśl, że dotykałem ją zeszłej nocy, że całowałem jej usta, że to w nie był zanurzony mój penis, że to ona wczoraj jęczała, chociaż niczego nie pamiętam. I moja Vic...

Ona mi do cholery zaufała, powierzyła swoje kruche, ledwo posklejane serce, a ja je zdeptałem  jak nic nie warty chuj. Zniszczyłem to wszystko na co oboje pracowaliśmy tak ciężko. I to chyba dobija mnie bardziej, niż ból głowy.

Wszystko jakby nagle runęło, pozostawiając po sobie tylko wielką dziurę, której nikt i nic nie załata. Zostałem przygnieciony przez gruz, który sam rozwaliłem i nie tylko ja zostałem w nim pogrzebany. Bo do związku potrzeba dwóch osób, więc i dwie osoby potem cierpią z winy jednej.

Jestem chujem.

- Pierdol się, Chloe. - warczę, zapinając pośpiesznie koszule i sprawdzając gdzie mam telefon. - Nie przychodź do mnie więcej, nie chcę cię już nigdy więcej widzieć ani słyszeć, zrozumiałaś? - pytam oschle, zawiązując buty i zabierając z komody telefon.

- Czemu to na mnie jesteś zły? - pyta niezrozumiale. - To ty zawiniłeś, nie ja. To ty ją zdradziłeś, nie ja. Ja tylko czerpałam z tego przyjemność, bo to ty mnie pieprzyłeś. - mówi chłodno. - Powinieneś być zły na siebie, Vince.

- Spieprzaj. - syczę ostatni raz.

Wychodzę szybkim krokiem, trzaskając mocno drzwiami. Schodzę po schodach, przeskakując co parę kroków. Duszę się pomału w tym wszystkim, a najlepsze jest to że kurwa sam się znowu wjebałem w to gówno.

- Czego kurwa? - warczę do słuchawki, gdy ktoś do mnie dzwoni. Z nerwów nawet nie spojrzałem kto. A jeśli to Vic?

- Jesteś kurwa pierdolonym sukinsynem, Vincnet! - drze się Matteo. - Naprawdę tak bardzo ci na niej nie zależało?! Po chuj te wszystkie porady, serduszka i kwiatki?! Chciałeś oszukać nas wszystkich, ją, czy sobie, Vince?! Bo ona ci tego do cholery nie wybaczy! Ja pierdole, jak można byc takim debile?! - prawi, krzycząc na mnie przez kilka minut i wyzywając od najgorszych.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now