21. Emocje

11.2K 252 14
                                    

Pov. Vincent

Przeszukałem całą salę, gdzie kręcili się ludzi, cały dół i górne piętro, ale po Vic ani śladu. George też gdzieś nagle wyparował nie przejmując się kompletnie zniknięciem swojej jedynej córki. Nie zdziwiłbym się gdyby to on ją upozorował. Jak dla mnie jest pierwszym podejrzanym, razem z tym wujaszkiem, którego też nie mogę nigdzie znaleźć.

Sofia twierdzi, że George musiał coś pilnie załatwić, ale podobno zaraz wróci. Dzwonię kilka razy na telefon dziewczyny, ale za każdym pieprzonym razem włącza się ta irytująca poczta głosowa. W przerwie od dzwonienia do niej, poinformowałem Marco o jej zniknięciu. Był także zaniepokojony, szczególnie że zamieszana była w to rodzina Smith.

- Nie wiem, Vincent. Może przylecę i wtedy coś zrobimy. Masz całkowity zakaz kurwa, ruszać jakiegokolwiek skurwiela. - mówi chaotycznie, sam nie wiedząc co robić, co mnie wcale nie uspokaja. - Jesteś jeszcze na tym bankiecie?

- Tak, nie mogę się teraz zmyć bez Vic. W dodatku czekam na starego Smith'a. - tłumacze, nerwowo tupiąc noga o kafelki w męskim kiblu.

- Jak wróci, masz im powiedzieć, że Victoria czeka na ciebie w aucie i musisz się zbierać. Wyślę do siedziby głównej informacje by sprawdzili monitoring z daleka, ale wątpię by coś to dało. - powiedział, a po drugiej stronie było słychać szmery. - Nie znalazłeś żadnych śladów? - pyta, a jego głos jest nieco oddalony.

- Nie, ale nauczyłem się na pamięć tej pieprzonej sekretarki - warczę, zdenerwowany coraz bardziej.

Drażni mnie to, że nie wiem gdzie jest, co się z nią dzieje i czy jest jeszcze w jednym kawałku. Jeśli zrobią coś mojej Vic, nie będę miał dla nich litości i powystrzelam wszystkich po kolei, jak pieprzone kaczki. Moja narzeczona ma wrócić do mnie całą i zdrowa. Jeśli będzie cierpieć, jeśli coś jej zrobią lub chociażby naruszą... Naprawdę wysadzę ich wszystkich w powietrze.

Nie mogę znieść tej bezsilności, która mnie ogrania. Chciałbym by dziewczyna była obok mnie w tej czerwonej sukience i uśmiechała się nieśmiało w moim kierunku, gdy rzucę jakiś dwuznacznym tekstem o nas w łóżku. Nienawidzę gdy nie mam kontroli nad swoim życiem i bliskimi w nim, którzy są dla mnie w chuj ważni. A taka była właśnie dla mnie Victoria. Była moim jebanym życiem...

- Vin, uspokój się do cholery, bo nic tym jie uzyskasz. Nie dowiesz się złością i rozwaleniem wszystkich skurwielów, gdzie ona jest. - wyrzuca z  siebie z irytacją. - Więc. Się. Uspokój. Russo. - mówi beanie powoli, akcentując swoim Włoskim akcentem każdy słowo. - Do zobaczenia za niedługo, będę góra za sześć godzin. - oznajmia, po czym się rozłącza.

Wzdycham z frustracją, ciągnąć sieje włosy za końce. Następnie z mniejszym wkurwieniem na twarzy, idę wśród tłumu, do stolika państwa Smith, by ogłosić im, że się zbieram, a Vic czeka na mnie już w samochodzie.

Wszystko jest okej, Vin. Znajdzie się, na pewno. Jest cholernie silna i nic jej nie złamie, a tym bardziej kilku wyrośniętych mężczyzn.

Zaraz będę, kochanie!

- Victoria do mnie dzowniła przed chwilą. Jest w aucie, ale nie czuję się najlepiej, więc będziemy się zbierać m - rzekłem, wymyślając pierwszą lepszą historyjkę.

Obserwuje jak twarz George na milisekundę się zmienia w lekko przestraszoną, ale szybko wraca na swoje miejsce. Gdybym nie patrzył, nic bym nie zauważył. Reszta reaguje normalnie, czyli życzą szybkiego powrotu do zdrowia i każą przekazać pozdrowienia. Po ich słowach wychodzę z ogromnym mętlikiem w głowie, który cały czas rośnie.

Wsiadam do auta i każe jechać Pedro do domu w Portland. Z kieszeni wyjmuje telefon i jeszcze raz dziwnie na numer Victorii z nadzieją że odbierze. Jednak po czterech sygnałach odpowiada mi tylko ta nieznośna sekretarka. Jeśli Vic do mnie wróci, osobiście jej nagram pocztę głosową, bo ta baba mnie irytuje.

Po godzinnej jeździe jestem z powrotem w domu, ale tu też ani śladu po dziewczynie, oprócz małego bałaganu w szafie i łazience po jej szykowaniu się na bankiet. Z złością otwieram barek w kuchni i nalewam do ozdobnej szklaneczki bursztynowego trunku, niemal od razu zatapiając w nim wargi.

Może to jakoś ukoi moje szalejące z niepokoju serce?

- Vicky, gdzie jesteś? - mamrocze sam do siebie, mając nadzieję że ktoś mi odpowie.

Nagle mój telefon zaczyna dzwonić, a ja mam nadzieję że może to Vic. Udało jej się uciec, gdziekolwiek była i dzwoni, bym zabrał ją do domu. Całą zmarzniętą i w podartych ciuchach, ale całą. Jednak mój zapał szybko gaśnie i znowu zamienia się w smutek, gdy na ekranie widzę imię jednego z moich przyjaciół.

- Czego chcesz, Luca? - pytam smętnie.

- Ło, aż tak ciepło to ty nie musisz mnie witać. - mówi ironicznie, na co tylko przewracam oczami.

- Po co dzwonisz? - pytam znowu, chcąc już tylko zasnąć i obudzić się z nadzieją, że to tylko zły sen.

- Słyszeliśmy co się stało, stary. Znajdziemy ją, a jak nie...

- Nawet nie chcę wiedzieć co będzie, gdy jej nie znajdziemy! - warczę, upiając kolejny spory łyk whisky.

- Chciałem powiesz, że to silna babka, ale masz rację, źle dobrałem słowa. - odpowiada cicho. - Macie już coś?

- Nie, dopiero wróciłem do domu. Vic tak po prostu zniknęła z swoim wujkiem, kiedy tańczyli, gdy zgasły światła. George też gdzieś na chwilę wcięło, gdy poszedłem jej szukać, a teraz dopiero wróciłem do domu. - zadaje mu szybką relacje z ostatnich kilku godzin, na co on wzdycha.

- Czyli mamy dwóch podejrzanych. George, który tylko tak przypominam, że ją sprzedał, a potem zrobił z niej psa na posyłki. Drugi jest jej wujek, który mógł ją porwać, gdy zgasły światła na sali. - mówi, analizując wszystkie informacje.

- Jest też trzeci, który może być głową tego wszystkiego. - dodaje do jego wypowiedzi, na co tylko mruczy niewiedząc o co chodzi. - George nie jest na tyle mądry, by wymyśleć taki plan, jest kierowany odgórnie. Victoria nie wiedziała kim on jest, podobno zawsze komunikował się z nimi przez telefon i modulator głosu. Ale jeśli George dla niego pracuje, ten cały wujek też może. Więc mamy trzech podejrzanych. - tłumacze.

- Ale nadal to do nikąd nie prowadzi, prawda? - pyta cicho Luca, gdy przyswaja wszystkie informacje.

- Nie, to nie daje nam lokalizacji Vic. - szepcze, lekko załamanym głosem.

- Vince, znajdziemy ją. - obiecuję mi mój przyjaciel. - Na pewno z Matteo ci pomożemy, przecież twoja narzeczona to prawie jak dla nas rodzina, chociaż... Praktycznie jej nie znamy, ale hej! Ja i tak większość moich ciotek na oczy nie widziałem.

- Dzięki, Luca. Marco przyleci do Portland, gdzieś koło czwartej w nocy. Kazał włamać się do monitoringu z bankietu i zobaczyć nagrania. - informacje.

- Spoko, może coś znajdziemy? - pociesza mnie, chociaż marnie mu to wychodzi. - Idź już spać, Vince. Jest już po dwudziestej trzeci, dobranocki się skończyły.

- Do jutro, ciołku. - syczę rozbawiony do słuchawki, po czym słyszę tylko przeciągłe pip.

Odkładam pustą szklane po alkoholu do zlewu, po czym kładę się na kanapie z nową nadzieją. Z nimi wszystkimi może faktycznie będzie łatwiej ją odzyskać? Co nie zmienia faktu, że zajebie ich wszystkich, gdy tylko dowiem się kto to.

Moją nadzieją na lepsze jutro była właśnie Vicky, a jeśli mi ją odbiorą stracę nadzieję i umrę. Będę ciałem, ale nie duchem. Bo moje serce odejdzie razem z nią, tak samo jak dusza, która już dawno została z nią związana. ...

Żałuję tylko że wcześniej nie powiedziałem „ Kocham cię ” , mogę nie mieć więcej okazji. Ale to zrobię, gdy tylko cię znajdę, nie ważne czy się przestraszysz czy nie. Musisz wiedzieć, że oszalałem na twoim punkcie. Musisz....

ślub ( nie ) chcianyWo Geschichten leben. Entdecke jetzt