53. Wizyta

8.4K 221 36
                                    

Pov. Victoria

Kolejnych kilka dnia minęło bardzo szybko. Głównie była to organizacja jakiegoś mieszkania lub domu jednorodzinnego dla mnie, Vina i naszego dziecka. Na ten okres byliśmy u dziadków Vincenta, który przyjęli nas z szeroko otwartymi ramionami. Szczególnie gdy dowiedzieli się że jestem w ciąży.

***
- Babciu, nie męczy już Vic. - marudzi mój mąż, przewracając oczami, gdy jego babka po raz kolejny zadaje mi pytanie dotyczące dziecka.

- Ale wnusiu! Ja muszę wiedzieć, żeby się przygotować! - gani go. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, kochanie! - kobieta po raz kolejny dzisiaj porywa mnie w swoje ramiona. - Przypomnij, który to tydzień?

- Ósmy. - mówię, upiając łyk zielonej herbaty.

- Dopiero początek. Chłopiec czy dziewczynka?

- To się dopiero okaże. Mam wizytę przed samymi świętami. - oznajmiłam spokojnie i spojrzałam kątem oka na chłopaka.

On tylko uśmiechnął się do mnie słodko i skinął głową, że się zgadza. On sam wybrał mi ginekologa – podobno najlepszego we Włoszech – i zadbał o to by badała mnie kobieta. Trochę się tym stresowałam, kobieta mogła wybrać Vinowi o wyniku badań. A bardzo bym chciała by to było jego prezentem na święta. Chyba nie ma nic lepszego, prawda?

- Och, to doskonale! - krzyczy uratowana.

- Babciu, stresujesz mi żonę. - znowu wcina się mężczyzna.

- Przecież tylko rozmawiamy! -  oburza się staruszka. - Ach, nie mogę się doczekać aż będę mogła go potrzymać na rękach.

- Czemu go? Może to będzie ona? - mówi wchodząca do kuchni Kelly. - Taka mała, świrnięta gwiazdka. - rozmarza się.

- A wy? Jak sądzicie? - pyta Elizabeth.

- Mi jest to obojętne. - wtrąca Vincent, gładząc kciukiem moje kolano. - Będę je kochał niezależnie od płci. Tak samo, jak kocham Vic. - mówi powoli i wyraźnie.

Przechodzi mnie przyjemny dreszcz, gdy słyszę te kilka zdań. Uśmiecham się aż nadto szeroko, po czym czuję jak mężczyzna całuje mnie lekko w skroń.

Rozmowa na tym się kończy, dopijamy herbaty, po czym idziemy do naszego pokoju trochę odpocząć.

***

Tak właśnie było. Co jakiś czas wracam jeszcze do tej rozmowy, przywołując w głowie jego ciepłe spojrzenie posłane w moją stronę. Chociaż to nie była jedyna taka sytuacja.

Prawda jest taka, że kiedy tylko wróciliśmy Vin zaczął odkupywać swoje winy. Robił za mnie praktycznie wszystko zaczynając od gotowania mi zbilansowanych posiłków, przechodząc przez masę słodyczy którymi mnie obsypuje i kończąc się na uroczych randkach lub spędzaniem kreatywnie razem czasu. Dostawałam też kilka razy ogromne bukiety kwiatów od niego co niesamowicie mnie cieszyło, ale i trochę przeszkadzało.

Nie byłam nigdy przyzwyczajona do takiego życia. To nie było dla mnie. Było to cholernie miłe i słodkie, ale jednak nieco przytłaczające. I jak dla niego to było całkiem normalne, ja nie mogłam się przemóc.  Dlatego tylko gdy nadarzyła się okazja przystopowałam jego samcze zapędy, prosząc by się ograniczył. Nie zniechęciło to go, robił dosłownie wszystko bym czuła się dobrze.

Kiedy to się skończy?

- Zostajemy dziś sami. - mówi, wchodzący do naszego tymczasowego pokoju, Vin.

ślub ( nie ) chcianyOnde histórias criam vida. Descubra agora