Pov. Victoria
- Bella. - szepcze Vin.
Uchylam leniwe zaspane powieki, dostrzegając kontury jego twarzy nad swoją. Ziewam przeciągle i delikatnie przeciągam, a obraz przed oczami mi się wyostrza.
- Już czas. - dopowiada markotnie. - Dostałem list kolejny list od Chloe. Accardo zainteresował się tobą. Masz pojawić się na tyłach ogrodu, dzisiaj o ósmej wieczorem. - mówi ogólnikowo z mocno zaciśniętą szczęką. - Będziesz miała nadajnik, znajdziemy cię.
- Nawet bez niego, wszędzie mnie znajdziesz. - szepcze prosto w jego twarz.
- A jeśli nie zdążę? Albo jeśli Chloe z nim współpracuje? Przecież jest zachwiana psychicznie! Nie puszczę cię tam! - mówi w złości. - Nie pozwolę byś zginęła... - dodaje po chwili z ogromnym bólem.
Łapię dłonią jego szorstki od dwudniowego zarostu twarzy i gładzę kciukiem. Uśmiecham się do niego z pocieszeniem w oczach.
- Spokojnie, Vin. Dam radę. - zapewniam go.
Przez jego twarz przemija dużo emocji: złość, gorycz, strach, niepewność, miłość i ... Duma. Jednak jego spojrzenie nie zelżało ani na chwilę. Nadal trwamy w tej samej pozycji, napawając się naszą bliskością.
- Jest inne rozwiązanie... - zaczyna, lecz szybko mu przerywam.
- Wiem, Vin. Być może jest, ale nie mamy już czasu na wymyślanie nowego planu. W końcu trwa to już dwa tygodnie.
- Nie pozwolę byś zginęła. - szepcze znowu, a nad nim przejmuje władzę strach. Strach o jego bliskich, których kocha całym sercem. Razem ze mną, zginie trójka innych, jeszcze nie rozumiejących nic ludzi.
- Nie zginę. Nic mi nie zrobi. - zapewniam panownie.
Po jego policzku spływa łza, która łagodnie ścieram z jego twarzy.
- Uda się...
***
Wybiegam przez tylnie drzwi, po kilku metrach delikatnie rzucam się na kolana, przez poplątane nogi. W dłonie łapię trochę ziemi i trawy. Pochylam moją sylwetkę do przodu i drżę, szlochając. Z moich ust wyrywa się jęk. Po kilku minutach tej sceny słyszę jak ktoś do mnie podchodzi. Gwałtownie unoszę głowę, dostrzegając wysokiego faceta z mocno rozbudowanymi ramionami.- Witaj, ślicznotko. - uśmiecha się ochydnie. Niezdarnie cofam się do tyłu.
Mężczyzna jednak szybko mnie dogania i łapię za dłonie, pociągając do góry. Nadal na ustach ma ten nachalny uśmiech, a jego oczy skanują moją całą sylwetkę.
- Szef będzie zadowolony z takiej ślicznej kobiety. Tylko przed tym będzie trzeba zrobić coś z tym. - wskazuje placem na mój brzuch i wykrzywia twarz w grymasie.
- Zostaw je, one nic ci nie zrobiły. - odzywam się drżącym ze strachu głosem.
- Szef nie lubię jeśli to nie jego dzieciak. Wtedy Szef jest bardzo zły i nie przebiera w środkach. - tłumaczy, po czym ciągnie mnie w stronę drzew.
Zapieram się mocno nogami, by nie pozwolić mu za daleko się oddalić, a następnie z mojego gardło wydobywa się ogłuszający i pełen strachu krzyk. Ptaki na drzewach wzlatują w powietrze, a ja czuję na swoim policzku piekący ból.
- Zamknij mordę, dziwko. - warczy, podnosząc mnie mało delikatnie i niesie w głąb lasu.
- Victoria! - słyszę kolejny straszliwy krzyk, należący do Vincenta.
Zostaje wrzucona do ciężarówki, która chwilę po tym odjeżdża. Opieram się o najbliższą zimną ścianę, czekając.
Miałam zobaczyć tego całego Szefa na własne oczy. Tego, o którym mówili jak o pieprzonym bóstwie czy Bogu nad bogami i przed tym, którego tak bardzo się obawiali. Zmanipulował ich wszystkich, by mu służyli. Zrobił pranie mózgu. Ale ja się nie dam.
CZYTASZ
ślub ( nie ) chciany
RomanceMłoda Victoria Smith, jest zniewolona przez swoich rodziców. Robi wszytko co każą, by nie spotkała jej kara. Jej ojciec jest patologicznym tyranem i szefem wielkiej korporacji, która ma układy z mafią, a matka jest snobistyczną projektantką mody. G...