36. Impreza

9.4K 212 28
                                    

Pov. Vincent

* Tydzień później *

- Cześć, Bella. - witam się z lekkim uśmiechem, gdy wchodzę do naszej sypialni.

- Hej. - mówi, odrywając się na chwilę od lektury.

- Co czytasz? - zapytałem, kładąc się obok niej na łóżko i spojrzałem na tekst.

- Zabić drozda - oznajmia, przewracając na kolejną stronę.

Przyglądałem się jej przez chwilę, analizując jej humor. Raczej nie jest zła, smutna czy zirytowna. To dobry znak.

- Mam do ciebie pytanko. - zacząłem temat.

- Słucham. - mruknęła i spojrzała na mnie, zaznaczając fragment gdzie skończyła.

- Matteo ma dzisiaj urodziny i organizuje urodziny. To mój przyjaciel i chciałbym pójść... Oczywiście ciebie też zaprasza. Przyszedłem cię zapytać, czy miałabyś ochotę iść?

- Nie wiem czy to dobry pomysł. - odpowiada lekko zestresowana. - Gdzie to jest?

- W klubie. Do Matteo przyjeżdża parę naszych kolegów z Włoch, jego kuzynostwo. Będzie nas całkiem sporo, więc pomyślał że klub to będzie odpowiednie miejsce. - tłumacze, spoglądając jej w czekoladowe oczy.

Przez chwilę nic nie mówi, tylko patrzy tępo w coś za mną. Widzę jak trybiki jej pracują, gdy analizuję wszystkie za i sprzeciw. Mam nadzieję, że więcej jest tych za.

Chciałbym z nią tam pójść, by się przełamała i dobrze bawiła. Ale też boję się, że gdy spuszczę ją tam na chwilę z oka to może jej się coś stać. Wcale nie mało jest takich kretynów w klubach. Urodziny Matteo to tylko wymówka, by wyjść znów gdzieś z Vic, nawet jeśli ma być to w tłumie ludzi.

- Vincent, naprawdę to nie jest dobry pomysł. - mówi w końcu. - Ja nigdy nie byłam w żadnym klubie i chyba nie chce być. Nie lubię takich imprez. - wyjaśnia spokojnie, a potem patrzy na moją twarz. - Ale nie zabraniam ci tam iść, w końcu to urodziny twojego przyjaciela. - uśmiecha się słabo. - Idź i się baw.

- Chciałem tam iść z tobą. - marudzę, przewracając się na brzuch.

- Przepraszam, ale ... Zrozum mnie. Nie chcę tam iść.

- Rozumiem. - kiwam delikatnie głową. - Wrócę jak najszybciej. - wołam, zanim idę w kierunku łazienki.

- Nie ma takiej opcji, Vin. Nie chcę cię tu widzę co najmniej do poranku. Mówiłam, że masz się dobrze bawić! - ruga mnie, na co cicho się śmieje.

- Czy to nie dziwne że właśnie mafiosa daje sobą żądzić przez kobietę? - pytam z rozbawieniem.

- A skąd. - macha ręką. - Nie od dzisiaj wiemy, że kobieta jest lepsza od facetów.

- Grabisz sobie.

- Być może. - wzrusza ramionami, wracając z uśmiechem do swojej lektury.

Kręcę głową na tą upartą kobietę i przebieram się w czarną koszulę, ciemne, eleganckie spodnie i lakierki. Mankiety koszuli zapinam i psikam się dwa razy perfumami.

Bardzo żałuję, że Vic tam nie będzie. Moglibyśmy razem potańczyć, wypić drinka, poznać nowych ludzi czy pójść do łazienki i zaliczasz szybki numerek. Nadal pamiętam co spotkało moją Belle, ale to nie znaczy że odpuszczę wydostania jej z bagna przeszłości.

- Ja lecę, do jutra. - całuje ją przelotnie w usta i wychodzę, rzucając jej ostatnie spojrzenie. Dziewczyna uśmiecha się do mnie i macha mi wesoło. - Pilnujcie domu i Victorii. - rzucam do ochroniarzy przy drzwiach.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now