14. Krzyk

14K 352 65
                                    

Pov. Vincent

Spojrzałem na zegarek z zdjęciem Vic, dochodziła już dwudziesta pierwsza, czyli czas kolacji. Po Victorii czy Kelly nie było ani śladu, a czekaliśmy już tylko na nie dwie. Babcia niż chciała po nie iść, gdy można było usłyszeć w korytarzu na górze stukot obcasów. W następnej chwili przed nami pojawiły się obie dziewczyny z uśmiechami na twarzy, które szły pod rękę.

Muszę przyznać, że obie wyglądały pięknie. Ale że Kelly to moje kuzynka, skupiłem się na szatynce. Szczerze to na blondynkę spojrzałem raz, może dwa, gdy z drugiej praktycznie nie zdejmowałem spojrzenie.

Jej beżowa sukienka  opinała jej talię i wydłużała nogi. Jej dekolt był optycznie większy przez ramiączka, nie zamierzam narzekać na takie widoki. Na stopach za to miała złote szpilki z wiązaniem na kostce. Powiedzenie, że była ładna lub piękna jest sporym niedomówieniem.

Gdy patrzyłem na jej twarz, ozdobioną mocniejszym makijażem, mogłem zamienić się w pieprzonego Szekspira i pisać o niej, i jej wdziękach miliony wierszy. Mógłbym zaciągnąć ją do pokoju, nie wychodząc stamtąd godzinami, studiując jej całe ciało. Chciałem to zrobić, ale ona nawet na mnie nie spojrzała, co skutecznie ochładza moje zapały. Kusiła swoim ciałem, pewnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy. I mogę się założyć o stówę, że w tym momencie nie ma na sobie stanika.

Gdy zeszły po wszystkich stopniach niemal od razu ruszyłem w ich stronę, mając przed oczami tylko ją. Chciałem zaproponować jej moją dłoń, by elegancko podeszła do stołu w jadalni, później może jakiś taniec albo drinka, by rozluźniła spięte ramiona. Ale potem... Potem dostaje cholernie mocny opieprz od Kelly, która broni mojej narzeczonej jak lwica. Wypomina mi wszystko po kolei, co przypomina mi jak bardzo bolało mnie serce, gdy usłyszałem tę rozmowę. Jak jego kawałki zostały zdeptane i spalone doszczętnie.

Nim się obejrzę, wychodzę na dwór przed domem pchany złymi emocjami. Wyjmuje paczkę papierosów, które od tamtej kłótni zaczęły być moim codziennym przyjacielem. Odpalam końcówkę i zaciągam się głęboko, by zagłuszyć chaos w mojej głowie, który krzyczy że ma już dość.

Najgorsze jest to jak serce krzyczy co innego, a rozum co innego. Wtedy zostanie rozpętana wojna.

- Vincent! - krzyczy mój ojciec. Wybiega zza drzwi wyjściowych i staje przede mną cały czerwony z złości. - Możesz mi powiesz co ty odpieprzasz? - zapytał, stając przede mną i wyrywając mi tlącego papierosa z ręki.

- Ej, ja to paliłem! - mówię z pretensją. - Wiesz, że właśnie wyrzuciłeś złoty dziesięć w pizdu? - zapytałem, czując jak palące uczucie wraca.

- Nie pozwolę ci się truć, kurwa! - wykrzykuje dalej zdenerwowany. - A teraz powiedz co to było? Po co ta scena? Teraz wszyscy, kurwa mać, wiedzą.

- Wiem o tym, ale to Kelly pierwsza na mnie naskoczyła! - zauważam. - Miałem stać bezczynnie i słuchać jak mnie obraża?! - pytam beznamiętnie, sięgając po paczkę i zapalniczkę.

- Vincent, do kurwy. - warczy i wyrywa mi rzeczy, chowając je sobie do kieszeni spodni. Przewracam oczami, zakładając ręce na piersi. - Czy to nie ty ostatnio mówiłeś, że należy kontrolować emocje? I że Victoria to miłość twojego życia? - pyta.

- Ale to było zanim mnie zdradziła. - powiedziałem z goryczą.

To nadal tak cholernie mnie boli. Niby nic takiego, ale cenie sobie takie coś jak zaufanie. A zaufanie w związku to jeden z jej fundamentów, a Vic nimi zachwiała. Jak całym moim życiem. Może to dlatego tak bardzo boli? Bo kocham ją tak kureswsko mocno, więc najbardziej boli mnie jej zdrada.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now