Pov. Victoria
- Masz do mnie pisać, dzwonić, możesz nawet gołębia wysłać, ale informuj mnie co u ciebie, okej? - pyta Kelly, gdy przyszedł czas na nasz powrót. Dziewczyna przytula mnie mocno i gładzi po plecach. Cudownie jest czuć w kimś takie oparcie.
- Obiecuję. Często się nudzę, więc przygotuj się na częste dzwonienie. - mówię, oddając jej uścisk.
- No ja liczę. - mamrocze, po czym ostatni raz poklepuje mnie po plecach i odsuwa się, ścierając pojedyńcze łzy. - Nie wierzę, że mam przyjaciółkę. - szepcze sama do siebie.
- Ja też. - śmiejemy się, po czym jeszcze raz się przytulamy.
Pożegnania są najgorsze...
- Vic, musimy już lecieć, jeśli chcemy zdążyć przed zmrokiem. - głos Vincenta przerywa nam chwilę czułości.
- Pieprz się! - krzyczy zdenerwowana Kelly. - Ja tu emocjonalną rozpacz przeżywam, nie przerywaj nam! - mówi dramatycznie, na co jej kuzyn tylko przewraca oczami.
- Ale to moja narzeczona. - podaje argument.
- A moja przyjaciółka! - kłóci się.
- Na razie dzieciaki, widzimy się na waszym weselu. Obiecuję, że wszystko będzie gotowe. Koniec sierpnia czy początek września? - przerywa im Grace, zwracając się do mnie.
- Myślę, że początek września. Muszę się przygotować psychicznie. - śmieje się po czym ją też przytulam.
- Na to nie da się być gotowym, na pewno nie z moim synem. - szepcze do mnie cicho, na co chichocze.
Niesamowicie się cieszę z tego, że się pogodziliśmy. Dzięki temu, ostatnie trzy dni we Włoszech spędziliśmy w miłej, domowej atmosferze, którą tak naprawdę poczułam pierwszy raz od... Od zawsze. Vincent znowu się stał tym samym Vincentem jak w czasie mojego pierwszego przyjazdu do jego domu.
- Bell, my naprawdę musimy już lecieć. - znowu przerywa męski głos.
Westchnęłam cicho, ale posłusznie oderwałam się od kobiety i podeszłam do Vina, który objął mnie w talii, przyciągając do siebie. Nie mam pojęcia czy to jakiś jego fetysz, czy nawyk, ale chyba zaczynam lubić być blisko niego. Jest zawsze ciepły, jak kaloryfer zimą, w dodatku mam przeczucie że obroni mnie przed wszelakim złem tego świata.
Ostatni raz pomachałam wszystkim i weszliśmy do kabiny samolotu. Stewardesa uśmiechnęła się do nasz chociaż miałam bardziej wrażenie, że do Vincenta. Zajeliśmy swoje miejsca, tak samo na przeciwko siebie jak wylatywaliśmy z Portland.
- Który kościół wreszcie wybrałyście? - pyta Vin, przerywając panującą między nami ciszę od piętnastu minut.
- Padło na Santa Maria del Fiore. - wyrecytowałam. - Ale jeśli ci nie pasuje, to możemy go zmienić.
- Nie, jest w porządku. Ważne, że tonie się podoba, Vic. - mówi, odkładając laptopa na miejsce obok i patrząc na mnie. - Jestem strasznie ciekaw jaką będziesz miała na sobie sukienkę. - zagaja, rozmarzony.
- Mam wrażenie, że w głowie masz tylko jedno. - odpowiadam przewracając oczami.
- Ach, tak? Co takiego mam w głowie? - pyta zdziwiony, a na jego ustach majaczy szelmowski uśmiech.
![](https://img.wattpad.com/cover/275220742-288-k794079.jpg)
VOCÊ ESTÁ LENDO
ślub ( nie ) chciany
RomanceMłoda Victoria Smith, jest zniewolona przez swoich rodziców. Robi wszytko co każą, by nie spotkała jej kara. Jej ojciec jest patologicznym tyranem i szefem wielkiej korporacji, która ma układy z mafią, a matka jest snobistyczną projektantką mody. G...