16. Florencja

14.5K 354 93
                                    

Pov. Victoria

- Przynosiłam wam melisę. - mówi Grace, wchodząc do pokoju.

Akurat leżeliśmy w łóżku czyści, wykąpani i przebrani. Byłam bardzo zmęczona dzisiejszymi wydarzeniami, więc to cud że nie zasnęłam do jej przyjścia.

- Dziękuję. - odpowiadam jej szczerze i odbieram od niej kubek. Kobieta uśmiecha się łagodnie, po czym wychodzi, życząc nam miłej nocy.

Upijam łyk ciepłego napoju od razu czując jak moje gardło oblewa przyjemny żar, rozgrzewając zdarte struny głosowe i zdrętwiałe kończyny.

- Wiesz jak dzisiaj się bałem? - pyta nagle Vincent, patrząc beznamiętnie na kubek w jego ręku. - Gdy tylko usłyszałem twój krzyk wybiegłem z domu. Myślałem, że ktoś cię krzywdzi w inny sposób. Ten... Najgorszy dla kobiety. - wyznaje, patrząc co kilka sekund na moją twarz.

- Skąd wiesz, że już nie skrzywdził w ten konkretny sposób? - zadaje słabo pytanie. Nie jestem jeszcze gotowa, by mu to opowiedzeć, ale może jak wyznam mu chociaż część prawdy do się w końcu pogodzimy. Tak jak sobie obiecałam.

- Co? - marszczy brwi i patrzy na mnie tępo. - Ktoś cię... Ktoś cię dotykał, całował i ... A ty tego nie chciałaś?

- Na tym to chyba polega. - wzruszam ramionami, upijając kolejny łyk, by uspokoić szalejące z nerwów i stresu serce.

- Vic, kto to zrobił? Kto cię ... Zgwałcił? - pyta wściekły.

- Vincent, proszę. Trudne rozmowy mieliśmy przenieść na jutro. - mówię błagalnie i robiąc słodkie oczka.

- Za jakieś dwadzieścia minut będzie jutro. - zauważa niecierpliwy.

- Wiem, że możesz być zły. Ale ja naprawdę nie chcę teraz o tym rozmawiać, nie jestem na to gotowa. Nie wiem czy kiedyś w ogóle będę, to to nadal boli Vincent. Niby jak jakiś mężczyzna mnie dotyka, to nie mam już obrzydzenia, ale ... Ale to nadal jest. - oznajmiłam zmęczona.

- Masz rację, przepraszam. - wyznaje z skruchą. Prawdziwą skruchą?!

- A co to za święto? - zadaje pytanie z lekkim, szczerym uśmiechem.

- Co? - pyta zdezorientowany,opadając na poduszki głową.

- Właśnie mnie przeprosiłeś, a nawet nie miałeś za co. - zauważam z coraz większym uśmiechem na twarzy.

- Nie przyzwyczajaj się. - bąka pod nosem, po czym odkłada na szafkę pusty kubek. - Idziemy spać, jak mówiłaś trudne rozmowy na jutro. Dzisiaj cieszymy się sobą. - mówi i przytula moje plecy do swojej klatki.

- Ej! - syczę z pretensją. - Nie wygodnie mi!

- Trudno, mi jest zajebiście. - szczerzy się, po czym całuje mnie w ramię, przez co przechodzą mnie przyjemne dreszcze.

- Jesteś straszny. - skarże się. - Dobranoc, Vin.

- Dobranoc, Bella. - szepcze. - Boże, jak ja tęskniłem za tym przezwiskiem. - wzdycha ciszej, jakby mówił sam do siebie.

Na szczęście, usłyszałam.

***

Gdy się obudziłam Vin cały czas był gdzieś obok. Zdążyłam zjeść tylko śniadanie, umyć się i zostałam przez niego porwana w miasto. Chciał mi pokazać najpiękniejsze miejsca Florencji i miejsca w których bawił się za dziecka. Był zupełnie inny niż wczoraj, co mi się podobało. Może to właśnie poprzednia noc zapoczątkowała jego dobry humor i większą chęć do zakończenia ciszy między nami?

ślub ( nie ) chcianyNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ