42. Lekarz

10.4K 268 54
                                    

Pov. Victoria

Było mi nie dobrze już któryś dzień z rzędów. Spałam i jadłam o wiele więcej, bolały mnie plecy, mam wrażenie że przybrałam na wadze oraz wymiotowałam jak kot, szczególnie rano. Luca przewidywał, że czymś się zatrułam, a Matteo zawiózł mnie następnego dnia do szpitala.

I tak zrobiliśmy.

Z samego rana Matteo zawiózł mnie do szpitala, gdzie dokładnie mnie zbadano. Pobrali mi krew, posłuchali bicia serca, sprawdzili jeszcze kilka rzeczy profilaktycznie. Jednak ani krew, ani inne badania nie wskazały na zatrucie.

Lekarz, który mnie badał zalecił jeszcze USG, ale na nie musieliśmy chwilę poczekać. Mówił, że objawy są podobne do ciąży i że można jeszcze to sprawdzić. Jednak jeśli nadal to nie to, przyczyną mogła być jeszcze inna.

Ale ja nie mogłam być w ciąży. Tylko raz współżyłam z Vincentem i to dość dawno. Było to chwilę po jego odzyskaniu pamięci, czyli na oko jakieś dwa miesiące temu. Ale używał prezerwatywy. Nie mogłam być w ciąży... Po prostu nie!

- Gotowa ? - zapytał, ściskając moją dłoń w geście otuchy.

- Nie. - odpowiedziałam smętnie. Nie jestem gotowa na to, nie teraz.

- Dasz radę. Może to zwykła pomyłka?

- Raczej trudno mi w to uwierzyć. Jeśli nie to co? - warknęłam.

Zastanawiałam się jak powiem o tym Vincentowi i czy w ogóle mu o tym powiem. Czy się ucieszy? Może zdenerwuje? Każe usnąć dziecko? A co jeśli to dwójka? Przecież on mnie wyrzuci z domu! Kurwa, zostanę sama! Jeśli już nie zostałam!

Przecież mógł mieć tą inną z którą spędził noc. Nie potrzebował mnie ani naszego dziecka. A jeśli mu nie powiem? Nie będzie wtedy problemu? Może jakiś inny mężczyzna zechce mi pomóc w wychowaniu dziecka i zapewnienia mu godnych warunków?

- Możesz przestać analizować wszystko w głowie?- pyta lekko zirytowany Matteo. - Już czas- dodaje spokojniej. Kiwam spętanie głową i wstając powoli z swojego miejsca.

- Dzień dobry, przyszłam na USG. - mówię, stając przed kobietą.

- Ach tak, Victoria? - przytakuje. - nie bój się. Najpierw zmierzę twoją wagę i wzrost, dopiero później przejdziemy do USG. - opowiada z uśmiech na ustach doktor Prescott, co wyczytałam z jej plakietki.

Staje na wagę z polecenia kobiety. Zapisuje wszystkie pomiary, po czym każe mi rozebrać się od pasa w górę i położyć na fotelu. Bez zająknięcia wykonuje wszystkie jej polecenia.

Kobieta bierze głowicę z rączki do podtrzymywania i wprowadza urządzenie do mojej pochwy. Na ekranie niemal od razu pojawia się szary obraz. Oprócz delikatnego dyskomfortu, nie czuję żadnego bólu. Doktor Prescott jakoś dziwnie się uśmiecha do monitora, przez co się niepokoje. Po kilku minutach wyjmuje głowicę, odkładając na miejsce, wcześniej ją czyszcząc.

- To już prawie siódmy mieście- mówi, pokazując na jakieś plamki. - Jest pani w ciąży, gratuluję. - uśmiecha się do mnie, wyłączając urządzenie.

Z moich oczu wypływają łzy, nie te z szczęścia czy smutku. To są łzy niedowierzania i strachu.

- Za trzy tygodnie proszę przyjść na kontrolę. Wtedy też założymy książeczkę ciążową. - mówi, po czym daje mi zdjęcie USG - Wszystko dobrze? - pyta kobieta, dostrzegając moje oczy i wyraz twarzy.

- Niezbyt. - odpowiadam ponuro. - Mężczyzna, który jest ojcem dziecka... On... On mnie zdradził i nie wiem czy będzie zadowolony.... Z powodu dziecka. - tłumaczę, wycierając łzy.

- Och, przykro mi. - rzekła szczerze i spojrzała na mój brzuch. - Możemy jeszcze usunąć dziecko, jeśli pani chce. - proponuje doktor Prescott.

Przez chwilę się wacham. Czy dam radę je wychować w pojedynkę? Tego nie wiem. Jestem bezrobotna, mój ojciec nie żyje, a matka to suka. Ale ... Może razem z maluchem we mnie damy sobie radę?

- Nie, nie chcę. - odpowiadam stanowczo, zerkając na mój brzuch.

- Dobrze, powodzenia życzę i do zobaczenia za kilka tygodni - rzuca z lekkim uśmiechem.

Wizyta przebiegła niezwykle szybko, ale zmieniła całe moje życie, tak jak zmieni życie ojca dziecka i wszystkich naszych bliskich. Oszołomiona wychodzę z gabinetu doktor Prescott, przy drzwiach stoi Matteo z wyraźnym zdenerwowaniem. Patrzy na mnie pytająco, gdy ja wbijam wzrok w ścianę przede mną, a w ręku ściskam pieprzone zdjęcie.

- Jestem w ciąży. - mówię cicho i niewyraźnie. Czuję się jakbym miała zaraz zemdleć.

- Osz, w mordę - mamrocze pod nosem chłopak. - Czyli jednak?

- Tak. - mruczę, a łzy panownie wypływają spod moich powiek. - Ja ... Mam mu powiedzieć? - pytam załamana, opierając głowę o jego klatkę. Od razu przytula mnie mocno, dodając otuchy i ciepła.

- Nie denerwuj się teraz. Jeśli nie jesteś gotowa, zaczekamy. Na razie możesz zatrzymać się u nas. Luca nie będzie miał nic przeciwko.- deklaruje. - Kiedy masz przyjść na następną wizytę? - pyta, ruszając w stronę elegancko urządzone recepcji z miłą kobietą.

- Za trzy tygodnie - odpowiadam smętnie.

- Od razu to załatwimy, chodź. -  chłopak ciągnie mnie z powrotem do gabinetu, zanim zawołają kolejną kobietę.

Matteo szybko omawia z nią moją następną wizytę i co mniej więcej na niej będzie. Sprawdzą ile będzie dzieci, założą mi książeczkę ciąży gdzie będą o niej wszystkie informacje i powiedzą mi co mam robić by dziecko lub dzieci miały się jak najlepiej. Brzmi łatwo, ale w całe takie nie jest.

Po godzinie Matteo podwozi mnie do mieszkania, które wynajmują, a sam musi jechać na jakieś zadanie, które dał mu Marco. Żegnam się z nim i wchodzę do mieszkania, gdzie jestem sama i kładę się na łóżko zwijając w kłębek.

Co teraz będzie?

***

Godziny, które spędziłam głównie na użalaniu się nad swoim losem i płakaniu w poduszkę z pudełkiem czekoladowych lodów, skończyły się.

Luca z Matteo wrócili, co wnioskuje po przekręcaniu klucza w drzwiach. Drzwi są naprzeciw salonu, w którym siedzę. Drzwi gwałtownie się otwierają a do środka nie wchodzi tylko Matteo i Luca, ale i Vincent.

Odwracam się w ich stronę, napotykając spojrzenie Vina. Przez chwilę patrzymy w swoje oczy przesiąknięte bólem i nieopisanym smutkiem. Vincent zaciska szczękę i pięści, jakby był  mocno czymś zdenerwowany, a jego szaro - niebieskie oczy lśnią dziwnym uczuciem.

- My naprawdę staraliśmy się go trzymać, ale był szybszy. - broni się na wstępie Luca, przerywając tą chwilę ciszy.

- Vic, wysłuchaj mnie. - szepcze niemal nie słyszalnie, stawiając jeden krok w moją stronę. Wygląda jakby miał zaraz paść na kolana i błagać mnie o przebaczenie.

- Co chcesz jeszcze powiedzieć? - warczę z bólem. - Jaka była dobra? Może lepsza ode mnie?  Albo opowiedzieć mi jak ją pieprzyłeś, co? - pytam z wyrzutem.

- Vic. - upomina mnie cicho Matteo, spuszczając wzrok na mój brzuch.

No tak, nie mogę się za bardzo denerwować.

Biorę kilka chaotycznych wdechów, by się uspokoić. Powstrzymywałam też gromadzące się w moich oczach łzy, by znów się nie rozpłakać. Jednak nadal to bolało i nadal przeżywałam tą chwilę, jak wtedy.

- Czemu Vin? - pyta w końcu, łamiącym się głosem. - Nie wystarczałam ci? Znudziłam?

- A skąd! - niemal krzyczy. Podchodzi do mnie o kilka kolejnych kroków, ale zatrzymuje się. - Możecie wyjść? - pyta chłopaków, którzy nadal przyglądają się tej żałosnej scenie.

- Vicky? - pytają jednocześnie i odchylają głowy, by na mnie spojrzeć.

- Jest okej. Chyba nadszedł czas... - mruczę cicho, spuszczając wzrok.

- Vic...

ślub ( nie ) chcianyOù les histoires vivent. Découvrez maintenant