11. Lot

14.2K 381 65
                                    

Po. Vincent

Byłem tak cholernie wściekły, nadal tak naprawdę jestem. Z każdym kolejnym papierosem i każdym kolejnym łykiem jakieś taniej wódki, mój gniew gasł, a zastępowało go zranienie.

Ja naprawdę ją kocham, a ona wbiła mi nóż prosto w plecy. Tak się po prostu nie robi. Mało jej teraz dałem? Pieniądze, dach nad głową, jakiś zalążek wolności i świadomego podejmowania decyzji, moje jebane serce, które nie wiedziałem że mam. Nie biłem jej, starałem się być łagodny, nie maltretowałem jej dzień w dzień, nie kazałem jej zaspokajać moich potrzeb seksualnych, ani nie kazałem jej być kuś domową. Ale nie, ona musiała kurwa mieć jakieś umowy z George'em!

Nie wiem czy ja jeszcze umiem ją kochać, bo to tak cholernie boli. Było dobrze zanim się pojawiła w moich domu, nie miałem tego cholernego poczucia ochrony jej, ani ściskania w dołku gdy tylko widziałem strach lub smutek na jej twarzy. Oczywiste było jednak to, że jeśli postawili by mi ją przed lufą pistoletu, prędzej sobie bym strzelił niż jej.

Ale nie mówię, że jeszcze wczoraj było źle. Było wręcz idealnie. Pomału dochodziliśmy do rozejmu, ona się mnie nie bała, a ja nabierałem coraz większego zaufania do niej. Ale wszystko spieprzył ten jebany telefon!

Teraz nawet nie umiem jej spojrzeć w oczy z innymi emocjami niż wściekłość. Serce mnie tak napierdala w klatce piersiowej, że mam wrażenia iż zaraz wyskoczy mi z piersi. Procenty czy nikotyna też już je dają ukojenia.

Więc, co da?

***

Nadszedł dzień wyjazdu w moje rodzinne strony. Jeśli mieliście nadzieję, że coś między mną a dziewczyną się zmieni, to byliście w grubym błędzie.

Nadal zachowuje się jak zimny skurwysyny, nie chcę słuchać jej pojebanych tłumaczeń o innej wersji wydarzeń czy swoim poglądzie na tá całą sprawę. Nie chcę w ogóle jej słuchać i najlepiej wychodziło mi ignorowanie jej, wieczorne wypady do Luca albo Matteo, którzy wielokrotnie w tym tygodniu mnie widzieli. Oni też chcieli, bym z nią porozmawiać, ale nie umiem tego zrobić.

Przepuściłem Victorię przodem, jak powinień zrobić każdy gentleman, a sam poszedłem tuż za nią. Ostatnio ciemnooka jest bardziej przebita i posępna, tak dokładniej to od wczoraj, gdy kazałem jej przenieść się na kanapę. Cały czas widzę jak, czasem wzdryga się gdy podnoszę rękę, jakby czekała na mój atak. Lub stoi dziwnie daleko mnie, w razie gdyby coś strzeliło mi do głowy. Przestała też się tak często uśmiechać, oczy znowu miała puste jak dwie szklanki, a jej blask, który tak lubiłem przygasł.

To jedyne czego mi brakowało.

Teraz nawet nie rozgląda się po wnętrzu samolotu, tylko siada na wolnym miejscu i wbija wzrok w małe, kwadratowe okienko. No cóż, mi też się to nie podoba, ale za bardzo mnie to wszystko boli, by z nią porozmawiać.

Zdrady nie umiem tak o wybaczyć, nawet jeśli nie doszło do żadnego aktu cielesnego. To taka zdrada, która nie jest do końca jasna i zrozumiała. Jakby twój najlepszy przyjaciel, wyjawił przypadkiem twój sekret, którego pilnujesz jak oka w głowie.

Boli, ale nie możesz tego uzasadnić w żaden sposób.

- Chcesz coś do picia czy do jedzenia? - pytam z grzeczności.

- Nie, dziękuję. Jadłam przed wyjściem. - odpowiada, nawet na mnie nie patrząc.

Wzdycham cicho, po czym czekam aż wystartujemy, żeby zacząć pracować. Wyciągam laptopa z futerału i otwieram. Nie wiem co zamierzałem zrobić na nim, bo i tak wszystko już załatwiłem przed lotem i jeszcze trochę do przodu, by odciągnąć moje myśli od nieprzyjemnych zdarzeń.

ślub ( nie ) chcianyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz