7. Pizza

16.2K 425 99
                                    

Pov. Vincent

- Hej - przywitałem się zaspanym głosem.

- Cześć. - wychrypiała, mają jeszcze lekko zamglone oczy od snu.

Był już wieczór, oboje zasnęliśmy po którejś rundzie gry w pytania. Miało być pięć codziennie, wyszło na to że przez pół dnia zadawaliśmy i odpowiadaliśmy sobie na nurtujące nas pytania, aż oboje nie usunęliśmy.

Vic zasnęła na kanapie lekko przytulna do mojej ręki. Ja za to praktycznie cały ją przykrywałem, a moja noga znajdowała się pomiędzy jej nogami. Muszę przyznać, że pozycja była dość przyjemna, szczególnie że byłem blisko jej.

I to było najlepsze...

Bo to właśnie Victoria, zjawiając się w moim świecie z całkowicie nim zawładnęła od pierwszej chwili. Od pierwszego spojrzenia w jej oczy wiedziałem że zakochałem się w tej smutnej dziewczynie. Reszta to tylko dodatek, czy kwestia czasu tak jak to że jest teraz u mnie w domu w Portland. Vic tak naprawdę nie miała innej opcji, musiała trafić w moje ręce.

Teraz nie wyobrażam sobie abym nie miał rano widoki na jej pogrążoną w śnie twarz, gdy idę załatwiać swoje sprawy. Nie wyobrażam sobie teraz dnia bez przynajmniej jednej rozmowy z nią, czy przekomarzanek. Teraz po prostu moje życie byłoby smutne, bo ona jest jego światłem, słońcem i nadzieją. Teraz mam do kogo wracać i nie żałuję niczego.

Zwariowałem z miłości do niej, bo jestem w stanie przywiązać się do tej kobiety w siedem pieprzonych dni. Tak, minął dopiero tydzień! A ja już jestem w stanie pisać wiersze o jej zajebiści, i jak mi źle gdy nie ma jej obok.

Chore, nie?

- Vincent? - pyta nagle cicho dziewczyna, wyrywając mnie z zamyśleń.

- Tak, Bella? - pytam spoglądając na nią z góry. Nadal tkwimy w uścisku, w którym się obudziliśmy, ona nie wykazuje chęci ucieczki. To dobry znak, prawda?

- Nie oddasz mnie już do ojca? - pyta z nadzieją, bawiąc się zamkiem od mojej bluzy.

- Skąd to pytanie? Jasne, że cię nie oddam. Mówiłem już, że będziesz wolna. - wyjaśniam po raz kolejny.

- Wiem, ale...  - zacina się.

- Ale? - dopytuję. Co ci znowu przyszło do tej główki?

- Po prostu. - wzdycha, po kolejnej chwili ciszy. - Oni są straszni, nie chcę ich więcej widzeć.

- Niestety z tym nie widzeniem może być problem. - mówię, próbując ją jakoś rozśmieszyć. Z marnym skutkiem. - Victoria, oni to przeszłość, a ty patrz w przyszłość. Nie martw się takimi głupstawami. - powiedziałem i przytuliłem ją nieco mocniej. Co oni jej musieli zrobić?

- Dzięki. Co teraz robimy? - pyta, zmieniając temat.

- Głodny jestem. - marudzę, masując się po brzuchu.

- Jakby to było coś nowego. - rzuca, przewracając oczami. Wyplątuje się z moich rąk, wstając z ciasnej kanapy. Czuję teraz dziwne zimno na całym ciele, gdy nie ma jej obok.  - Na co masz ochotę?  - woła, wchodząc do kuchni z biednymi kubkami w ręku.

- Myślałem by coś zamówić. - krzyczę, by mnie usłyszała. - Pizza, sushi, kebab, cokolwiek!

- Pizza. - mówi, wchodząc z powrotem do salonu z słodkim uśmiechem. - Chcę z pepperoni, szynką, kurczakiem, kukurydzą, rukolą, mozzarellą, papryką i cebulką, najlepiej na grubym cieście, ale bez brzegów. Brzegi są zawsze suche. - wymienia z rosnącym na jej twarzy uśmiechem.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now