19. Kiss

12.3K 299 93
                                    

Pov. Victoria

Gdy tylko znalazłam się w domu, dostałam w ręce telefon z wykręconym numer George. Miałam mu powiedzieć parę nieprawdziwych rzeczy, które sobie wymyśliłam o wcisnąć mu ten kit, jak najlepszy alkohol, który on tak bardzo kocha.

- Dasz radę. - mówi ciepło Vin, trzymając mnie za rękę i kucając przede mną, tak samo jak w samolocie.

Klikam na zieloną słuchawkę i czekam aż odbierze. Miałam w głowie już kilka pomysłów na to co mogę mu powiedzieć. Wzięłam głęboki wdech, by oczyścić umysł i tak bardzo się nie stresować tym wszystkim.

- Słucham? - mówi ochrypły, męski głos mojego ojca.

- To ja. Przepraszam, że wcześniej nie odbierałam, ale Vincent się kręcił. - wymyśliłam na poczekaniu, zerkając na mężczyznę, który delikatnie ściska moją dłoń i kiwa głową.

- No nareszcie. Coś nowego? - charczy do słuchawki, a ja nawet po drugiej stronie telefonu czuję jak pali cygaro w swoim gabinecie.

- Tak. Właśnie wróciliśmy z Włoch, jego rodzina ma nas za idealne narzeczeństwo i niczego względem nas nie podejrzewają. Dowiedziałam też się, że ślub ma być w Portland, za tydzień wybierany kościół i dokładną datę. - recytuje, bez zająknięcia się z  czego jestem ogromnie dumna.

- To dobrze, wreszcie jakieś informacje. Szef nie skręci mi przynajmniej karku. - odpowiada, analizując informację. - Spróbuj owinąć Russo wokół palca, by robił tak jak mu zagrasz. Wasz ślub będzie jego klęską. - rzecze ze złością.

- Dobrze. Muszę iść, Vincent coś chce. - migam się, po czym on rozłącza się, a ja ciężko wzdycham.

- Jest dobrze. - pociesza mnie mężczyzna i siada obok mnie, przytulając do siebie. - Jestem dumny.

- Nie chcę by coś ci zrobił na tym ślubie. Boje się że komuś stanie się krzywda. - mówię mu swoje obawy, bezwładnie dając się otulić jego ciepłym ramioną.

- Nie stanie. Przynajmniej wiemy co planują. - pociesza mnie dalej. - Coś wymyślimy.

Przez chwilę po prostu trwamy w tej chwili ciszy, gdy Vin proponuje zrobienie czegoś do jedzenia i obejrzę filmu, tak na odstresownie po podróży i rozmowie. Przytakuje mi na ten pomysł, bo jestem głodna, a każdy kto leciał kiedykolwiek samolotem doskonale wie, że tamtejsze jedzenie nie zbyt dobre.

Tak więc znajdujemy się w kuchni, robiąc ciastka z czekoladą, którą znaleźliśmy w szafce i popcorn z mikrofali, oczywiście solony. Vincent, jak to facet, zamiast pomagać, przeszkadza mi przy kręceniu ciąża, zjada resztki czekolady czy surowej masy.

Gdy wkładam blaszkę do piekarnika i nastawiam timer w kształcie kucharza, którego znalazłam w odmętach jednej z szafek, idziemy do salonu, by wybrać film. Wspólnie uzgodniliśmy, że troche to potrwa.

Najpierw kłóciliśmy się o gatunek: gdy ja chciałam komedie, on wolał thriller, gdy ja zmieniłam na fantastykę, on zapragnął horroru, aż wreszcie się zdziwcie, bo padło na romans. Oczywiście z scenami seksu, dla niego.

Potem przyszedł moment na wybranie filmu. Mieliśmy różne wymówki, to widziałem, na tym byłem w kinie, to mi zaspoilerowali, tego nie lubię, tu nie fajny główny bohater, następny ma słabego lektora, ten jest w innym języku, ten ma tylko napisy, tej aktorki nie lubię, tu jest słaba jakość, ten to staroć, ten to nudny, ten zbyt wybujały i tak można było bez końca, naprawdę. Wreszcie padło na sekstaśma, nie mając nic lepszego do wyboru.

- Idę wyjąć ciastka. - informuję, słysząc szefa kuchni, który informuje o końcu czasu pieczenia.

Założyłam czerwone rękawice i ostrożnie wyjęłam blaszkę z ciasteczkami, wykładając je na talerz. Nalałam też do szklanek mleka, zanosząc wszystko do salonu. I tak mogłabym spędzać większość wieczorów: beztrosko, jedyne kłótnie są o ostatnie ziarenko popcornu i nikt na ciebie nie krzyczy. Nie myślisz co będzie jutro, albo co było wczoraj, bo cieszysz się dzisiaj. Cieszysz się jedzeniem, towarzystwem czy dziwnym filmem, który wybrał twój narzeczony.

Vincent odpalił film, biorąc gorące ciastko do buzi. Po chwili jednak zaczął chuchać w przestrzeń, a z jego otwartych ust unosiła się para.

- Gooące. - powiedział z ciastkiem w buzi, na co cicho zachichotałam.

- Są świeżo wyjęte z piekarnika, trudno o to by były zimne. - mówię z uśmiechem, przewracając oczami.

Chłopak bierze szklankę mleka i udaje mu się jakoś połknąć gorący smakołyk. Następnie oglądamy w spokoju film bez większych rewelcji. Vincent co jakiś czas śmieje się z gry aktorów, naśladując ich, szczególnie przy scenach stosunku. Przez większość czasu, po prostu się śmieje, albo uśmiecham z jego głupawych min.

- Podniosę. - mówimy w tym samym czasie, gdy upada mi pilot, kiedy che trochę podgłośnić.

W rezultacie oboje prawie zderzamy się głowami, gdy jesteśmy blisko pilota. Podnoszę nieco głowę do góry, tak samo jak on i wpatrujemy się w swoje oczy. Ja w jego szaro - niebieskie, a on w moje czekoladowe. Znowu czuję jak ciarki przechodzą mnie po całym ciele, a ciepło rozlewa w podbrzuszu, tak samo jak na policzkach. Przełykam ślinę i oboje, nadal blisko siebie, podnosimy się do pozycji pionowej.

Jego wzrok pomału wędruje w dół, na moje usta. Jednak co jakiś czas powraca do oczu, jakby chciał się opamiętać lub powstrzymać, chociaż coś ciągnie go do tej czynności. Pochyla się nieco, zapewne czekając na jakiś znak. Ale ja nie wiedziałam co zrobić?

Odepchnąć go?

Uciec?

Pocałować?

Powiedzieć coś?

Jakby nie patrzeć to mój pierwszy pocałunek w życiu!

Dlatego zanim Vin coś robi, zatrzymuje się milimetry od moich warg i dotyka ciepłymi palcami mojego policzka odgarniając niesforne kosmyki włosów z mojej twarzy, a następnie chwycił tył mojej szyi.

- Mogę zrobić to co tak bardzo chcę, czy będziesz miała coś przeciwko? - pyta, a jego maślano - czekoladowy oddech rozbija się na mojej twarzy.

- Ym... - mruczę niezdolna do niczego innego.

Pochyla się jeszcze bardziej, a nasze wargi po raz pierwszy się stykają. Muska je delikatnie raz za razem, upewniając się czy aby na pewno tego chce. I chcę. Bo jego wargi są tak bardzo miękkie, ciepłe i po prostu uzależniające. Przymykam oczy, nie wiedząc co mam zrobić, co mężczyzna chyba wyczytuje. Zabiera moje dłonie z kanapy, którymi się podpierałam i delikatnie przewraca mnie na plecy, zwisając nade mną.

Wypieram z umysłu jego obrzydliwe łapy, jego głos, który szeptał mi sprośne rzeczy i jego usta na moich. Bo jest tu ze mną Vincent i to on mnie teraz całuję.

Zanim nasze niewinne muśnięcia przerodzą się w coś głębszego, mężczyzna odrywa się ode mnie na kilka centymetrów. Patrzy mi prosto w oczy, tym roziskroznym spojrzeniem, które jeszcze nie wiem co znaczy, ale co na pewno. Pociąg seksualny?

- Następnym razem będzie namiętniej. - mówi wstając, ze mnie i znikając w drzwiach łazienki.

Czy ja właśnie go podnieciłam?
O. Mój. Boże.

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now