57. Ginekolog

7.3K 172 26
                                    

Pov. Vincent

Tydzień zleciał jak z bicza strzelił.

Co głównie robiłem? Odpowiedz była prosta. Siedziałem głównie na korytarzu przed salą mojej żony, która przyjmowała wszystkich tylko nie mnie. Obserwowałem tylko jej coraz szerszy uśmiech, gdy wracała do siebie, a kolejne jej bliskie osoby przychodziły ją odwiedzić.

Z czasem kilku dni odzyskała siły, a jej brzuszek był coraz bardziej okrąglutki  jak piłeczka. Podobało mi się to o to cholernie. Wyglądała seksownie, nawet gdy leżała tak w łóżku. Nawet myślałem przez jakiś czas czy nie wynająć jej jakiegoś fotografa by zrobił jej sesje zdjęciową w tym okresie. W końcu nie zawsze będzie tak zacnie wyglądała, jak właśnie w czasie ciąży. To bardzo magiczny czas...

Jednak gdy ludzie znikali, ja nadal byłem za zasłoną szyby. Widziałem jak mocno odbiła się śmierć dziecka na niej. Obwiniała się o to, nawet po moich tamtych słowach. A ja mówiłem wtedy prawdę, nie obwiniałem jej o to, bo dlaczego? Nic by mi to nie dało, w dodatku w macicy ma jeszcze trójkę dzieci, które trzeba dobrze wychować.

Jednak zawsze mocniej to wszystko trafia do matek. – powiedziała moja mama, gdy ostatni raz wychodziła z sali kobiety.

Dzisiaj nie mogłem jednak zostać z nią tak długo jakbym tego chciał. Miałem dzisiaj tą przeklęta wizytę u ginekologa z Chloe, na której kazała mi się stawić. Wczoraj wieczorem nawet wysłała mi adres kliniki, gdzie będzie na mnie czekać. Mówiła, że to ważne i tylko wtedy dowiem się o co jej wtedy chodziło.

Czasem się zastanawiałem czy Chloe jest na pewno zdrowa psychicznego bo na taką nie wygląda.

Już w czasie naszego pseudo związku zachowywała się dziwnie, jednak zwalałem to na utratę bliskich czy zwyczajną zazdrość. Ale teraz? Teraz to po prostu jest nie do wytrzymania. Dziwne słowa, niezrozumiałe gesty, wielka przepaść niezgody pomiędzy jej decyzjami i mówienie nieskładnie prawie każdego zdania.

Albo to ja pomału zacząłem wariować.

Gdzieś koło czternastej zaparkowałem na parkingu kliniki i weszłem do środka. Chloe już na mnie czekała przy recepcji, trzymając jedną dłonią brzuch.

- Kiedy wchodzisz? - pytam szorstko.

- Za kilka minut. - oznajmia spokojnie. - Przepraszam, Vince. - dodaje po chwili.

Marszczę brwi i chce coś powiedzieć, ale wtedy pani ginekolog wywołuje z listy nazwisko Chloe. Wchodzimy tam oboje. Dziewczyna rozbiera się od pasa w górę i siada na kozetce.

- Pierwsza wizyta? - pyta kobieta.

- Nie, druga. Byłam u innego ginekologa. - informuję, na co druga kobieta tylko przytakuje.

- Badanie czysto profilaktyczne?

- Nie do końca. Chciałabym znać płeć dziecka i tydzień.

- Dobrze. No to zaczynamy.

Po tej krótkiej wymianie zdań kobieta zakłada rękawiczki i smaruje mazią wypuklony brzuch czarnowłosej. Przykłada do niego urządzenie i jeździ nim przez chwilę, patrząc na szaro – czarny ekran.

Ciekawe czy tak samo bym czuł się gdybym przeszedł tu z Vic. Zakładam że byłbym o wiele bardziej przejęty, niż teraz. Cieszyłbym się o wiele bardziej gdybym znał płeć dzieci, które ma w brzuszku moja żona, niż Chloe.

Teraz obawiałem się tylko o to by moja jakże szczęśliwa sperma nie spłodziła Chloe bliźniaków, jak w przypadku Vic.

- Dziecko rozwija się na razie prawidłowo. Trzeba spożywać tylko więcej białka, to podstawowy budulec, a bez niego dziecko może być osłabione. - oznajmia poważnie kobieta, spoglądając przelotnie na dziewczynę. Ta tylko kiwa głową i uważnie słucha pani ginekolog. - Jest to chłopczyk, z tego co widzę koniec siódmego tygodnia. - oznajmia.

Chłopiec...

Siódmy tydzień...

Pierwszy tydzień trzeciego miesiąca....

Fuck! To nie mój bachor! Okłamała mnie, do kurwy nędzy! Chciała wrobić mnie w dzieciaka, pomimo tego że to wcale nie jest spłodzone z mojej spermy.

Ja. Pierdole.

- To wszystko?

- Tak, dziękuję bardzo. - mówi szczerze Chloe, wstając z kozetki i ubierając się w swoje cichy.

Sam opłacam wizytę, bo ta pieprzona kobieta uratowała mi w tym momencie dupę. Boże, ja ją uwielbiam. Prowadzę jednak czarnowłosą do mojego auta, nabuzowany złymi emocjami. Chcę to wszystko wyjaśnić raz na zawsze o wrócić tam gdzie od początku miałem być.

Do Victorii.

- Mów kurwa! - krzyczę na czarnowłosą jeszcze raz. Przy tej dziewczynie nawet anielska cierpliwość pójdzie się jebać. - Co ma znaczyć ten cały jebany cyrk?!

- No dobra! - krzyczy zestresowana, łapiąc za swoje włosy i ciągnąc. Widok takiej Chloe jeszcze nigdy mi się nie zdążył i jest nawet przyjemny.

Wiem że brzmię jak sadysta teraz, ale nie wyobrażacie sobie co ta kobieta robiła wcześniej. Teraz to ja po prostu nie wytrzymuje z nią! Jeszcze w naszym krótkim związku z przymusy oraz mojego poczucia winy, zdarzały się ciągłe manipulacje z jej strony, jak i liczne zdrady. Nie jestem święty, ja też ją zdradzałem, ale u mnie się to zmieniło gdy to ona pierwsza mnie zdradziła, a ja ją na tym nakryłem. Tłumaczyła się mi przez kolejne trzy dni.

Prawie że od tygodnia początku naszego związku, o ile tak to mogę nazwać, wyłudzała ode mnie pieniądze to na ciuchy, to na kosmetyki i tworzyła coraz to bardziej absurdalne pomysły na zdobycie ich. Manipulacja emocjonalna też się zdarzała. Grała mną jak chciała, aż wreszcie powiedziałem koniec.

Jaka wtedy była jazda... Dzień i noc do mnie wypisywała, dzwoniła i szukała kontaktu, kilka raz zdarzyło się że mnie śledziła chcąc wpaść na mnie, niby przypadkiem. Był też szantaż, i to właśnie przekreśliło wszystko.

A czym mnie szatnażowała? Tym samym z czego wszedłem w ten pomylony związek. Na jednej z akcji zabiłem jej dziadka, poszło też kilka innych ofiar, dajmy na przykład z rodziny Accardo.  Miałem wielkie poczucie winy ponieważ kiedyś nasze rodziny się przyjaźniły, z tego co słyszałem to też z rodziną Accardo trzymaliśmy się blisko i z Smithem. Jednak rodzina Smith się od nas odwróciła, szukając przekrętów gdzie ich nie ma. W ten sposób nasze dawne rody się rozeszły.

A z rodziną Peria też mieliśmy na pieńku od dawna, a śmierć dziadka Chloe tylko pogorszyła spór. Nie wiem ile już ta nienawiść się ciągnie, nie wiem też od czego to się zaczęło. Mój tata zobaczył dobro w oczach uroczej dziewczynki, która teraz jest moją żoną i ucieka ode mnie gdzie pieprz rośnie. I to wcale nie tak że już wtedy nie byłem zakochany w Victorii, bo byłem jednak te cholerne wyrzuty sumienia....

- Zostałam do tego zmuszona, Vincent. - bełkocze, chowając twarz w rękach byleby na mnie nie patrzeć. Obraz nędzy i rozpaczy - Ta osoba mnie zgwałciła i zapłodniła. Miałeś się nie dowiedzieć! Wszystko było zaplanowane! Ta cała Victoria miała się od ciebie odsunąć i gdy urodzi tego twojego bachora, miała iść na sprzedaż tak samo jak twoje dziecko! Obiecał mi że będę dzięki temu bezpieczna, nikt mnie już nie tknie i będę razem z tobą już na zawsze! - krzyczy, bełkocząc. Mówi tak nieskładnie że ledwo daje się ją zrozumieć. Z każdym jej następnym słowem moja furia wzrasta jak mój fiut na widok mojej żony.

- Czemu tego nie zrobiłaś? - pytam, nie wiedząc czemu powiedziała mi tyle sprzecznych ze sobą rzeczy.

- Bo widzę do cholery jak oboje siebie kochacie! Ja też tak chciałam, wiesz? - pyta, zanosząc się kolejną salwą płaczu. - Ale.... Ale nie mogłam, bo byłeś już zajęty. Kochałeś ją, ona kochała ciebie, tak samo jak ja. Może nigdy nie byłam jakoś przesadnie dobra, ale kochałam cię, Vince. Zależy mi na twoim szczęściu. - wyznaje, ocierając łzy z swojego policzka. - Proszę, pomóż mi od niego odjeść, a obiecuję, że zostawię ciebie i twoją.... Narzeczoną.

- Masz to wszystko wyjaśnić Victorii. - stawiam warunek.

- Dobrze. - odpowiada tylko z żalem w głosie.

Wiedziała że przegrała a dalsza walka nie miała sensu.

- Kim ten on jest?

ślub ( nie ) chcianyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora