58. Skrywana prawda

8.6K 212 26
                                    

Pov. Vincent

Dziewczyna uparcie milczy, nadal zasłonięta swoimi rękoma. No kurwa jebana jego mać! Uderzam pięściami w kierownicę, a głośny dźwięk klaksonu rozbrzmiewa w wozie i na ulicy.

Włączam się do ruchu i jadę prosto do szpitala. Mam zamiar ją tam zwieść, by wyjaśniła wszystko do kurwy nędzy Vic i skończyła ze mną spór. Tym gnojem – kim kolwiek on jest – zajmie się później

Z tego co też wyłapałem z jej słowotoku to to że zdrowa to ona na pewno nie jest. Ma jakąś pojebaną obsesję na moim punkcie! Nie żebym wcześniej tego nie widział, ale wtedy myślałem że jest po prostu nieszczęśliwe zakochana.

Jak widać się kurwa myliłem!

Hamując gwałtownie, wysiadam. Po chwili ciągnąłem za sobą nie do końca świadomą Chloe. Nadal cholernie wściekły, ruszam w stronę sali mojej żony i bez pukania wchodzę z dziewczyną do sali.

- Ciąża Chloe! Była ustawiona! Nie zdradziłem cię! Wszystko mi ładnie wyśpiewała w aucie po badaniu. Okazało się że ktoś ją zapłodnił wcześniej, obiecując niewiadomo jakie rzeczy! - krzyczę na wejściu, odszukując wzrokiem oczu Vic, które patrzą na mnie z lekkim strachem i wielkim znakiem zapytania.

- Brzmisz jak opętany, zdajesz sobie tego sprawę? - komentuje moją wypowiedź moja kuzynka, która siedzi obok łóżka dziewczyny

- Wiem. - odpowiadam z irytacją - Ale to prawda.

- Zrobiłeś testy na ojcostwo? - pyta podnosząc jedną brew do góry i jeszcze ta min typowej matki.

- Po chuja? - prycham zdziwiony. Jeszcze pieniądze w błoto będę wyrzucał.

- A skąd wiesz że ta suka kolejnego kitu ci nie wciska? - wzrusza ramionami. - To też mogło być zaplanowane, myślisz że czemu się nie stawiała gdy ją tu wlokłeś? Powiedziała ci niby prawdę?

- Nie kłamie. Tym razem - przewraca oczami. Ta sytuacja staje się coraz bardziej popierdolona.

Fakt, mogłem najpierw coś takiego sprawdzić, ale samo to że daty się nie pokrywają, daje do myślenia! Musiałem mieć tą cholerną pewność, bo to mogło zaważyć na całym moim małżeństwie. A chciałbym żeby jeszcze trochę ono potrwało.

- Chcę jej wysłuchać, Kelly. - mamrocze słabo dziewczyna, posyłając mi przelotne i pełne nadziei  spojrzenie.

Nie zawiodę cię tym razem.

- Mów. - rozkazuje delikatnie przestraszonej dziewczynie.

-  To nie jest dziecko, Vince'a. Nie może być. Plan był taki, że jedna z innych dziewczyn pracujących w klubie miała dorzucić mu czegoś do drinka, co by go po prostu odrzuciło. Nie wiedziałam dokładnie co to było. Na początku myślałam, że stchórzyła bo Vince się mocno stawiał i mówił różne ... Ciężkie dla mnie słowa. To jak bardzo cię kochał.... Bolało. Już wtedy byłam w ciąży od jakiegoś tygodnia lub dwóch, ale na szczęście brzucha nie było prawie widać. Vince zaczął coraz bardziej odlatywać, więc sądziłam że to będzie dobry czas na zabranie go do hotelu. Tak też zrobiłam. Tam go rozebrałam i ... Tyle.  On pomimo to, że się nie stawiał, to bredził. To też mnie bolało. Nie mogłam tego mu zrobić, bo pomimo wszystko go kochałam. I nadal kocham, Victorio. Ale bardziej chyba zależało mi na jego szczęściu, niż na tym chorym planie. On obiecał mi, że z nim będę, że w końcu o tobie zapomni. Ale prawda jest taka, że nigdy by o to je nie zapomniał. Nawet gdyby jakimś cudem byłby ze mną, w co teraz wątpię, on by nigdy o tobie nie zapomniał. Nigdy by mnie nie pokochał taką miłością, o której nawiasem mówiąc zawsze marzyłam. Nie tylko od Vince'a, ale od rodziców też. - opowiada.

Przez chwilę obserwuje reakcje Vic. Widzę jak jej twarz wykrzywia się w delikatnym grymasie, gdy analizuję każde słowo i skupia całą swoją uwagę na dziewczynie. Skanuje jej ciało oraz twarz, które nie wyrażają ani jednej maluteńkiej emocji.

- Kim jest on? - pyta w końcu.

- Jedyny z ocalałych z rodziny Accardo. - mówi beznamiętnie, a mnie aż muruje w podłogę. Mój oddech zastyga, tak jak i ciała innych. - Był podczas wybuchu w piwnicy, zdążył się ukryć. Oczywiście bez obrażeń się nie obyło, połowę ciała i twarzy ma zmasakrowaną. Jakby się ... Stopiła. - wyjaśnia spokojnie Chloe.

- Czyli...?

- Nie, wasza walka jeszcze trwa. - oznajmia. - I jeśli nie chcesz, Vince, stracić swojej ukochanej oraz dziecka to radzę ci ich pilnować. I działać szybko.

- Mamy troje dzieci. - zdradzam.

Usta dziewczyny lekko się rozchylają, ale za chwilę znowu jej wyraz twarzy staje się bez wyrazu. Jak kamień. Nawet nie ma w niej złośliwej nuty.

- To ... Cudownie. - mamrocze.

- Pomożesz nam? - pytam

- O ile dasz mi wolność. - odpowiada mi.

- Zgoda

- W takim razie umowa stoi. - chrypi, odwracając się do mnie twarzą. - Czy mogę już odjeść? - pyta cicho.

- Tak. Dzięki. - mruczę, przenosząc wzrok na kobietę leżącą w łóżku.

Mijam Chloe i podchodzę do łóżka. Nie muszę już się martwić o dziecko z Chloe, nie jest ono moje. To raczej nie moja wina, że nic do niej nie czuję, a moje serce w całości skradła ta niewinna i bezbronna kobieta, o iście diabelskim imieniu. Słyszę trzask drzwi i ciche kroki za nimi, co daje mi pewność że zostaliśmy w trójkę. No dobra, w szóstkę.

- Do niczego nie doszło, Bella. To nie moje dzieci i cię nie zdradziłem. - szepcze, podejmując próbę złapania jej dłoni.

Udaje się, nie wyrywa się. Wzdycha głośno, po czym przenosi swoje spojrzenie na mnie, w jej oczach tlą się łzy.

- Przepraszam za wszystko, Vic. - mamrocze, przykładając usta do jej tym razem ciepłej skóry.

- Masz szczęście, Vin. - mówi cicho, przez ściśnięte gardło. - Z Kelly już obgadałyśmy plany tortur i egzekucji dla ciebie. - śmieje się, a w tym samym czasie po jej policzku spływa łza, która szybko ścieram.

- Tak? Jakie na przykład?

- Najłagodniejsza miała być kastracja ogniem. - wtrąca blondynka na krześle po drugiej stronie.

- To chyba nie chce wiedzieć co było najboleśniejsze.

- Oj, nie chcesz. - odpowiada, robiąc wielkie oczy.

Cicho się śmieje i znów całuje dłoń mojej żony, która posyła mi delikatny uśmiech.

- Co teraz?

- Załatwię skurwysyna. Przy okazji dopadnę twojego.... Wujka. - mamrocze. -  A później urodzisz w świętym spokoju troje silnych dzieci i będziemy żyć długo i szczęśliwie.

- Jutro mogę już wyjść. Badania się polepszyły, a mój stan jest stabilny. - oznajmia.

- Okej, przygotuje wszystko. - informuje i posyłam jej delikatny uśmiech.

- To.... Ja was może zostawię, coś czuję że zaraz zaczniecie się rozbierać, a ja jakoś nie mam dzisiaj ochoty na oglądania was nago. - przerywa tę słodką chwilę moja kuzynka, wstając ciężko z krzesła i zmierzając do wyjścia, rzucając do nas jeszcze głośne „ Pa ” .

- Bardzo tęskniłaś? - przerywam chwilą ciszę między nami, a potem jakoś tak wychodzi że oboje opowiadamy o ostatnim, ciężkim dla nas tygodniu. Co jakiś czas lecą nam łzy, głównie dziewczynie w ciąży lub wybuchamy śmiechem.

W końcu jest dobrze....

ślub ( nie ) chcianyWhere stories live. Discover now