A możemy tak bez określania?

579 16 4
                                    

Marisa wróciła do mieszkania po dwóch godzinach- myślała, że wszyscy już śpią, ale Tomek nie spał. Gdy weszła do mieszkania oświetlonego tylko mała lampką stołową,  siedział na kanapie, z łokciami opartymi na kolanach.
- Jezu, wystraszyłeś mnie. Co Ty cierpisz na bezsenność?-wyszeptała.
- Chodziłaś sama po nocy po takiej akcji. Jak miałem spać? Czekałem, żeby z Tobą pogadać, przeprosić ... odpowiedział.
- Aj daj spokój. Wszystko ok, przynajmniej ze mną i u mnie.
- A między nami?- wyszeptał niepewnie.
- Między nami przecież nic się nie zmieniło.
- Na pewno?
- A co Ty myślisz, że zostawię swojego kumpla tylko dlatego, że jego była mnie zwyzywała- zaczęła cicho chichotać. Usiadła obok niego na kanapie- tylko mam jedną prośbę - następnym razem wybieraj mądrzej. Wiesz... Wolałabym jednak jakoś się dogadywać z Twoją dziewczyną - i znów zachichotała.
- Następnym razem? Oj... Oby tylko jakaś mądra mnie chciala- spuścił głowę.
- Tom, wszystko to, co powiedziała jej wtedy o Tobie to prawda. I wierzę w to, że znajdziesz dziewczynę, która dostrzeże w Tobie o wiele więcej niż ja i pokocha Cię a Ty ją. A jak się pokochacie to będziemy się tak przyjaźnić i będę mieć kompankę na Twoje mecze. Bo nadal będziesz mi załatwiał bilety?
- Masz to jak w banku, bo wróżę nam świetlaną przyszłość- i razem zaczęli się śmiać.
Rozmawiali jeszcze długo o wszystkim i o niczym. O tym co ich łączy i dzieli.  Aż zasnęli razem na kanapie.
Powrót do rzeczywistości nastąpił szybciej niż Marisa tego chciala- praca, studia, praktyki. Od czasu imprezy codziennie wymieniała się z Tomkiem wiadomościami. Jedna z nich brzmiała:
- To co w niedzielę widzimy się na meczu? A co powiesz na kolację po?
- Hmm... Jestem pewna, że wygracie, to będzie co świętować, więc ok.
- Ok, więc niedziela: mecz a później kolacja. Jesteśmy umowieni😘
Do niedzieli dzień minął szybko a Marisa równo o 14.30 zasiadła na trybunach. Tomek odszukał ją wzrokiem, pomachał a ona wysłała mu całusa i pokazała, że trzyma kciuki. Jastrzębski w tym sezonie idzie jak burza, więc swobodne 3:0 nie zadziwiło dziewczyny, która jak zwykle zaczekała, żeby kibice opuścili trybuny, podeszła do barierek i czekała na Tomka. On podszedł, uściskał ją i odebrał z radością gratulacje.
- To co? Teraz randka?- zapytał.
- No kolacja, tak jak się umawialiśmy. Poczekam przed halą, co?
- Nie chodź- ziął ją na ręce, przeniósł przez barierki i postawił na boisku.
- Tom, no co Ty. Zaraz ktoś nam strzeli foty i będzie. I tak wszystkim wkoło muszę się tłumaczyć, że tylko się kumplujemy- rzuciła. Tomek zrobił dziwną minę i powiedział:
- A niech robią, w końcu przestaną mnie pytać w wywiadach czy jestem singlem. Ale spokojnie, pamiętam gdzie moje miejsce- jestem Twoim kumplem. Rozmowę przerwał im Popiwczak, który właśnie do nich podbiegł.
- Marisa, prawda?- zapytał z uśmiechem.
- Tak, zgadza się. Kuba, prawda?- odpowiedziała mu pytaniem i zaczęli się śmiać.
- Mari, usiądź w strefie VIP a ja tylko wezmę prysznic, przebiorę się, 10 minut i jestem.
Jak powiedział, tak zrobiła. Po paru minutach wyszli razem z hali i zmierzali do włoskiej knajpki na obiecaną kolację.
Wieczór minął im bardzo szybko. Goście restauracji przychodzili, wychodzili a oni nadal siedzieli, jedli i rozmawiali.
- Tom, maaatko zbierajmy się, ja muszę wracać do domu, jutro praca.  - Dziękuję Ci za wieczór, super się bawiłem. Gdyby tak każdy wygrany mecz kończył się taką randką może w końcu złapał bym formę...
- Przecież dobrze grasz...
- Nie tak dobrze jakbym chciał...
- Ok, to deal- za każdy wygrany mecz przyjacielska randka- spontanicznie rzuciła Marisa.
- A możemy tak bez określania? Przyjacielska, nieprzyjacielska. Może po prostu randka?- zaproponował siatkarz.

nic dwa razy się nie zdarza...Where stories live. Discover now