8. Nadzieja

759 70 1
                                    




Kiedy obudziłem się w niedzielę późnym popołudniem, ciężko westchnąłem, ponieważ uświadomiłem sobie, że przespałem cały dzień. Od razu skierowałem się pod prysznic, ponieważ przysięgam — w tamtym momencie czułem się jak pracownik browarni.

Kiedy doprowadziłem się już do względnego porządku, założyłem na siebie jedną ze swoich czarnych koszulek oraz parę spodni dresowych o tym samym kolorze.

Clara, która na wczorajszej imprezie zabalowała bardziej ode mnie, w dalszym ciągu spała w swoim pokoju. Z jednej strony chciałem ją obudzić i trochę się z niej ponabijać, ale uznałem, że chociaż wtedy jej odpuszczę. Nigdy bym nie przypuszczał, że moja osiemdziesięcioletnia zakocha się w śmiertelnym licealiście, ale cóż — życie lubi zaskakiwać.

Czekał mnie naprawdę intensywny tydzień, ponieważ trenera Johnsona znowu popierdoliło i uznał, że skoro w piątek mamy pierwszy mecz w nowym sezonie, musimy codziennie przychodzić na treningi. Czekała nas walka o miejsce w rankingu szkół przyjętych do rozgrywek stanowych z dość mocnym przeciwnikiem. Drużyna z Olympia North High School nie zamierzała tak łatwo oddać swojego miejsca. Występowałem na pozycji rzucającego obrońcy, dlatego też nie mogłem zawieść swojej drużyny, bo dużo zależało ode mnie i od moich umiejętności na boisku.

Ale musiałem przyznać, że naprawdę lubiłem ten sport. W ogóle to lubiłem wszelakie sporty. Kiedy jeszcze mieszkałem w sierocińcu w Nowym Orleanie, kilkukrotnie wygrywałem zawody w bieganiu. Byłem chyba najszybszym dzieciakiem w całej ochronce. Mimo że nie lubiłem wracać do wspomnień związanych z tamtym cholernym miejscem, nie mogłem tak po prostu wymazać tego okresu ze swojego życia. Jednak sierociniec wcale nie był najgorszym miejscem, w jakim przebywałem. Najgorszym był mój dom, w którym mieszkałem ze swoim wiecznie pijanym starym.

Gdy usłyszałem lekkie pukanie do moich drzwi, zmarszczyłem brwi. Moja przeklęta rodzina nigdy nie pukała, tylko wchodziła bez żadnego uprzedzenia. Z jeszcze wilgotnymi włosami podszedłem do masywnej drewnianej płyty, a następnie chwyciłem za klamkę. Przede mną stała ta pieprzona blondyna. Swoje jasne włosy związała w wysokiego kucyka. Lekko się uśmiechnęła, ale jej oczy pozostały puste i w zasadzie nie wyrażały żadnej emocji. Ciężko westchnąłem, ale gestem ręki zaprosiłem dziewczynę do środka.

Naprawdę wolałbym nie spędzać z nią więcej czasu, niż jest to konieczne.

Bez słowa mnie wyminęła i stanęła na środku pomieszczenia. Najpierw spojrzała na mnie, potem jednak na wybitne okno zaklejone taśmą. Jej twarz wyraża ogromne zdziwienie, co wcale mnie nie dziwiło, ponieważ niezbyt często widuje się u kogoś w pokoju taki widok. Znowu przeniosła swój wzrok na mnie, aby po sekundzie znowu zerknąć na okno.

— Interesujące — odparła lekko rozbawionym tonem, podczas gdy ja w ciszy jej się przyglądałem.

— Co tu robisz? — rzuciłem, kiedy po dłuższej chwili ciszy nikt nie zdecydował się odezwać pierwszy. Dziewczyna wzruszyła ramionami.

— Twoja mama mnie wpuściła i powiedziała, że raczej tu będziesz. — Oczami wyobraźni widziałem już dziwne insynuacje Audrey. Ta kobieta czasami rujnuje mi nerwy. — Ostatnio zostawiłeś u mnie bluzę — wyciągnęła ze swojej torebki moje ubranie, po czym mi je podała. Dziewczyna wydawała się strasznie spięta. Miałem szczerą nadzieję, że nie zacznie kolejnej rozmowy o błędzie mojego życia. — No i chciałam ci jeszcze raz podziękować za odwiedzenie mnie do domu. Może wcale nie jesteś takimi zasrańcem, jak myślałam. — Gdy powiedziała ostatnie zdanie, parsknąłem głośnym śmiechem. Jednak był to szczery śmiech, nie można było w nim wyczuć żadnej ironii czy pogardy. — Znaczy dalej jesteś, ale odrobinę mniejszym.

My Ethereal - I TOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz