15. Zagadka

688 60 6
                                    




Gdyby ktoś w piątkowy wieczór powiedział mi, że dwadzieścia cztery godziny później będę wygodnie siedzieć w samolocie i przemierzać dwa tysiące dwieście sześćdziesiąt jeden mil w poszukiwaniu jednej osoby, umarłbym ze śmiechu.

Moje życie jednak uwielbiało mnie zaskakiwać, o czym miałem dowiedzieć się kilkanaście godzin później.

24 godziny do odlotu

Dla wielu osób moje decyzje lub plany mogły wydawać się niezrozumiałe. Jednak nie mogłem się im dziwić, ponieważ sam często ich nie rozumiałem. Często również nie myślałem nad tym, co robię i w życiu kierowałem się raczej sercem (chociaż nadal zastanawiałem się czy je w ogóle mam), niż rozumem (chociaż byłem pewny, że jego akurat nie mam). Jedynie sporadycznie trzymałem się ustalonego planu, bo zawsze coś lub ktoś stawał mi na drodze do jego realizacji. Działałem impulsywnie i nie przejmowałem się tym, czy sowim zachowaniem kogoś nie zranię. Wyrzuty sumienia pojawiały się u mnie dopiero po czasie. Przyznanie się do błędu nie przychodziło mi z trudem, ponieważ po dogłębnych analizach swoich zachowań, zawsze wyciągałem jakieś wnioski.

Byłem kłótliwym sukinkotem, który nigdy nie odpuszczał i zawsze musiał wygrać każdą kłótnię lub pomniejszą dyskusję. Byłem wrednym typem, który ze wszystkich i wszystkiego szydził (często nieświadomie, a często w żartobliwy sposób, jednak nie wszyscy rozumieli moje poczucie humoru, dlatego też brali mnie za chama). Nie lubiłem przegrywać, bo wtedy czułem, że tracę kontrolę.

Jednak nie posiadałem wyłącznie wad, mimo że wielu mogłoby tak pomyśleć. W ostatecznym rozrachunku wcale też nie twierdziłem, że jestem dobry. Miałem świadomość tego, że po tym świecie chodziło sporo gorszych ode mnie. Jednym z nich mógł być Bruce lub cała jego świta smutnych i nudnych wariatów. Po czasie zacząłem się intensywnie zastanawiać, jacy desperaci się z nim w ogóle trzymają. Na pewno większość z nich stała się chʼį́įdii dopiero po kilku latach, a ich decyzja była świadoma i przemyślana. Zastanawiało mnie to, ile było tam takich jak ja. Przeklętych i skazanych na bycie bestią. Nie potrafiłem zrozumieć dlaczego niektórzy krwiopijcy dobrowolnie stawali się chʼį́įdii.

Zabijanie było czymś całkowicie innym, niż oddanie swojej wolnej wolni w imię bycia silniejszym, szybszym czy inteligentniejszym. Zabijanie było złe i już nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, jednak nie mogło się nawet równać z byciem chʼį́įdii. Wielu z nich nawet nie wiedziało, co robi. Tylko nieliczni zachowywali świadomość. W zasadzie nie była to nawet pełna świadomość, bo ciągła żądza mordu zasłaniała im logiczne myślenie. Nawet Bruce, który potrafił wzbudzić we mnie strach jednym spojrzeniem, nie był zupełnie wolny. Nad nim cały czas coś ciążyło.

Jedni uważali, że był temu winny stary Indiański demon ha'a'aah, który przejmował kontrolę nad opętanymi mordem chʼį́įdii. Sam nie wiedziałem, czy powinienem w to wierzyć, bo niektóre Indiańskie przekazy były już przestarzałe i część z nich nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Inni natomiast sądzili, że Panem wszystkich chʼį́įdii jest demon śmierci o imieniu Abuhene, znany z tego, że pożera wątroby. I właśnie według nich owy Abuhene siał zamęt w głowie zamroczonego krwiopijcy. Sam nigdy nie wierzyłem w jego istnienie, ponieważ była to jeszcze mniej realistyczna opcja, niż ta z demonem ha'a'aah. Jeszcze inni myśleli, że bycie chʼį́įdii wynika tylko i wyłącznie z natury danego krwiopijcy. Ja nie mogłem się z tym zgodzić, ponieważ mój Eugene nigdy taki nie był. Ten blondyn o krępej budowie ciała nie byłby w stanie nikogo skrzywdzić, gdyby nie miał do tego dobrego powodu.

Niektórzy mogliby myśleć, że każdy wampir nagle dostaje paczkę z zestawem nowych cech zaraz po przemianie. Rzeczywistość była jednak zupełnie od tego odbiegła. Nie zyskałem nowych aspiracji czy cech, w końcu nie byłem pieprzonym Simem. Niektóre po prostu odkryłem po czasie, będąc już wampirem, ponieważ tkwiły gdzieś głęboko we mnie, skrywane przez długie lata. Pewnym było jedynie to, że po przemianie nasz charakter zdecydowanie się wyostrzał. Nieśmiały człowiek pozostawał skrytym wampirem, a typowy cwaniak za życia, po śmierci stawał się podłym bucem.

My Ethereal - I TOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz