9. Światło

680 71 3
                                    




Gdy w sobotę rano w końcu udało mi się zwlec z łóżka, wskoczyłem w swoją ulubioną parę dresów w ciemnozielonym kolorze i pochwyciłem torebkę z krwią, która stała na kuchennej ladzie. Theo — jak to Theo — już od kilkunastu minut czekał na mnie w aucie. Tamtego dnia to właśnie on miał odwieźć mnie na wolontariat, ponieważ Clara odsypiała jeszcze wczorajszy wypad do baru.

Kiedy ziewnąłem ze zmęczenia, chłopak siedzący za kierownicą posłał mi pełne rozbawienia spojrzenie. On również postanowił wczoraj posiedzieć chwilę w barze, ale urwał się z niego koło pierwszej. Ja wróciłem dopiero o czwartej, ponieważ w drodze do domu postanowiłem zrobić sobie mały przystanek w rezydencji Mii Howards.

W tamtym momencie okropnie żałowałem tego, że jednak nie zabrałem się do domu z brunetem, bo przez swój skretyniały debilizm przespałem jedynie dwie godziny. Pocieszające było jedynie to, że wolontariat kończył się dość szybko, ponieważ już o trzynastej. Na początku myślałem, że będę zmuszony do tego, aby przesiedzieć z tymi cholernymi pielęgniarkami cały dzień.

Na początku chciałem włożyć sobie do uszu słuchawki i przespać się chociaż te kilka minut, jednak postanowiłem o coś zapytać skupionego na jeździe Theo.

— Stary, ty wiesz kto to jest Erick Cooper? — Odwróciłem głowę w jego stronę, aby dostrzec jak zdziwiony marszczy swoje czoło. — Podobno jest naszym nowym sąsiadem i podobno z tobą rozmawiał. — Chłopak chyba dopiero wtedy ogarnął, o co mi chodzi.

Nie znałem chyba lepszego kierownicy od Theo. Chłopak zawsze w pełni skupiał się na trasie, dlatego też często podczas jazdy w ogóle się do nikogo nie odzywał. Jego ogromna przezorność na drodze wzięła się z tego, że jako człowiek zginął właśnie pod kołami masywnego powozu. W ostatniej chwili uratowała go jednak Audrey, ponieważ postanowiła ofiarować mu drugie życie.

— Ta, rozmawiałem z nim — burknął. — Wydaje się całkiem spoko, ale czemu w ogóle pytasz?

— Wydaje się całkiem spoko? — Parsknąłem głośnym śmiechem, po czym spojrzałem mu prosto w oczy. Posłał mi tylko krótkie spojrzenie, gdyż nie chciał spuszczać wzroku z drogi. — Mnie się wydaje, że jest pierdolonym, potencjalnym mordercą całej naszej dzielnicy. Albo jeszcze gorzej — zrobiłem dramatyczną przerwę i szeroko rozszerzyłem oczy, gdy właśnie coś sobie uświadomiłem — co jeżeli on należy do tych szaleńców, którzy będą w zimie morsować w rzece?

— Masz strasznie dziwną hierarchię wartości, Nate — prychnął, po czym skręcił w jedną z uliczek. — Zapewniam cię, że nie chodziło mu nic złego po głowie.

Kiedy nałożył nacisk na ostatnie słowa, odetchnąłem z ulgą. Jako, że Theo był w stanie czytać w myślach zarówno ludzkich, jak i w myślach innych krwiopijców, uznałem że nie powinnienem przejmować się dziwnym sąsiadem. Oczywiście nadal pozostawał dziwnym sąsiadem, ale już całkowicie niegroźnym. To też nie było tak, że się go bałem. Po prostu czułem się naprawdę bardzo nieswojo w jego towarzystwie. A może on nawet nie był wcale taki zły, tylko moja wyżarta alkoholem głowa nie mogła dopuścić do siebie takiej myśli?

Po kilkunastu minutach w końcu udało nam się zaparkować przed małym szpitalem w północnej części miasta. Pożegnałem się z Theo i udałem się w kierunku drzwi. Na recepcji dowiedziałem się, że mój wolontariat odbywał się na trzecim pietrze, dlatego tam też się udałem. Jako, że tamtego poranka byłem całkowicie nieprzytomny, postanowiłem wjechać windą na wyznaczone piętro. Kiedy już z niej wysiadłem, przeszedłem przez cały korytarz, aż w końcu zapukałem do jednych z drzwi. Już stamtąd wyczułem zapach krwi i powoli naprawdę zaczynałem żałować tego, że wybrałem akurat taki wolontariat. Gdy przez dłuższy czas odpowiadała mi jedynie głucha cisza, pociągnąłem za metalową klamkę.

My Ethereal - I TOMWhere stories live. Discover now