25. Wątpliwości

452 63 7
                                    





Po powrocie z Nowego Orleanu od razu rzuciłem się na swoje łóżko z zamiarem odespania niewygodnej podróży samolotem. Byłem tak strasznie padnięty, że aż zapomniałem, jak się nazywam. Miałem ochotę na długi, nieprzerwany sen. Najlepiej wieczny.

Czekał mnie intensywny tydzień, podczas którego niemal codziennie mieliśmy mieć treningi do zbliżającego się meczu. Owy mecz o półfinał mistrzostw stanowych miał odbyć się w tę sobotę, co wcale mi się nie podobało. Jedynym plusem było jedynie to, że miał rozegrać się u nas w Vancouver. Nie przeżyłbym kolejnego wyjazdowego weekendu. Zwłaszcza, że ostatni skończył się niezłym zawodem.

Nie dowiedziałem się zupełnie nic, co pozwoliło by mi na to, abym chociaż trochę przybliżył się do prawdy. Po spotkaniu z Lorraine byłem już niemal pewny, że coś ze mną było nie tak. To mnie tak strasznie dobijało. Plułem sobie również w brodę o to, że zapomniałem spytać kobiety o dziwny rytuał ściągnięcia klątwy, o którym przeczytałem kiedyś w miejskiej bibliotece.

Na szczęście przeszedł mi już mój dupkowaty nastrój, dlatego też nie musiałem dalej przejmować się tym, czy populacja moich znajomych w końcu spadnie do zera. Chyba najbardziej było mi szkoda Lucasa. Nigdy nie powinienem był rzucić w niego takim granatem. Przecież prawda była taka, że sam byłem sobie winny. Na początku chciałem to jakoś naprawić, ale moja duma mi w tym przeszkodziła. Jeszcze naprawdę wiele musiałem w sobie zmienić. Podczas stresującego lotu w stronę Vancouver zrozumiałem jedną bardzo ważną rzecz. Wybór był kluczowy, to fakt. Musiałem w końcu zdecydować się na jakąś stronę i przestać udawać, że istnieje jakaś trzecia droga.

Jeżeli bycie dobrym sprawiało, że nie będę tym złym, to byłem w stanie się zmienić. Postanowiłem być dobry.

Jednak łatwo jest powiedzieć, a o wiele trudniej wykonać. Ostatecznie uznałem, że nie obchodzi mnie cały ten przygłup Bruce. Może mnie nawet zabić, droga wolna. Ale już nigdy nie wypiję ludzkiej krwi. Nigdy. Przez te wszystkie lata stałem się kimś, z kim z pewnością nie chciałbym się zapoznać. Czasami przerażałem nawet sam siebie. Nie chciałem być więcej bezmyślnym potworem. Chciałem w końcu zacząć żyć.

Ale gdy w poniedziałek rano dostałem do rąk swój egzamin z chemii, siarczyście zakląłem pod nosem. Pierdolona chemiczka i jej pierdolona chemia — rzuciłem pod nosem, zerkając w stronę ucieszonego czymś Milesa, który właśnie siedział obok mnie. Posłałem mu podejrzliwe spojrzenie, które całkowicie zbył, nadal szczerząc się sam do się siebie.

No powaliło chłopa.

— Laura? — spytałem. Zauważyłem w jego spojrzeniu nutę niepewności. — No to co się tak, kurwa, szczerzysz?

— Uroczy jak zwykle — rzucił rozbawionym tonem. — Nate, czy wspominałem ci już kiedyś o tym, że twój optymizm jest powalający? — zapytał. W tamtej chwili chciałem mu jebnąć. Bez powodu. Tak dla zasady. — Laura stwierdziła, że musimy wyjść paczką w piątek na karaoke do tego nowego baru na skrzyżowaniu Anderson z Barnes. Wchodzisz w to?

Szczerze powiedziawszy — chyba potrzebowałem takiego wyjścia. Wzruszyłem ramionami.

— Jeżeli nie będzie blondyny, to mogę pójść — rzuciłem znudzonym tonem, po czym spojrzałem w stronę chemiczki, która tłumaczyła coś na tablicy.

— Nie będzie — odparł, nieco markotniejąc. W odpowiedzi skinąłem głową, nadal na niego nie zerkając.

Mogłem udawać przed nim zadowolonego z takiego obrotu spraw, jednak gdzieś tam w środku mnie czułem lekki zawód. Cholera, naprawdę chciałem ją zobaczyć. Chociaż na chwilę. Wiedziałem, że będzie to niemożliwe, ponieważ dobitnie zaznaczyła Clarze, że nie chce mieć ze mną nic wspólnego, ale nie mogłem tego znieść. Przecież nie chciałem tego kończyć. Ale z drugiej strony jakimś dziwnym trafem ważniejszy był dla mnie jej komfort. Jeżeli nie chciała się ze mną widzieć, to musiałem to uszanować. Nieważne jak bardzo by mi się to nie podobało czy też by mnie to bolało. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, co musiała przeze mnie przejść. Nie zamierzałem dokładać jej kolejnych zmartwień.

My Ethereal - I TOMWo Geschichten leben. Entdecke jetzt