27. Juneau

527 63 14
                                    


(Jak będę w takim tempie dodawać te rozdziały, to nigdy nie skończę drugiego tomuXD)

Zawsze powtarzałem, że jest w nim więcej niż wzrok potrafi dostrzec.
J.R.R Tolkien — Drużyna Pierścienia


Leniwie uchyliłem swoje powieki, od razu orientując się, że na moim ciele spoczywa jakiś ciężar.

Była nim Haley Martin.

Nie pamiętałem momentu, w którym zasnęliśmy, ponieważ alkohol szumiący w mojej głowie przyćmił moje logiczne myślenie. Dziwiło mnie to, że jakimś cudem udało mi się usnąć na siedząco, ponieważ nigdy mi się to nie zdarzało. Delikatnie odsunąłem się od śpiącej dziewczyny, wygodniej układając ją na kanapie. Okryłem jej ciało kocem, ponieważ wcześniej była nim zakryta jedynie do połowy. Wstałem na proste nogi i z ciężkim westchnięciem ruszyłem w stronę jednej ze ścian, pod którą chwilę później usiadłem. Wyprostowałem nogi i odchyliłem głowę do tylu, wbijając swój wzrok w drewniany sufit. W międzyczasie rozpiąłem pierwsze dwa guziki swojej koszuli, która okazała się niemiłosiernie niewygodna.

Miałem wrażenie, że spieprzyłem wiele rzeczy. Począwszy od mojej relacji z Martin, która już nigdy nie będzie taka sama, a kończąc na słowach, które jej powiedziałem. Najgorsze w tym wszystkim było to, że wtedy z moich ust płynęła czysta prawda. Bałem się tego, jak bardzo się przed nią otworzyłem. Nigdy nie powinienem był tego robić.

Siedziałem tak przez kilkanaście minut, gdy w jednej chwili usłyszałem dźwięk budzika dziewczyny. Nerwowo się zerwała, od razu rozglądając się po wnętrzu. Kiedy w końcu zrozumiała, gdzie się znajduje, spuściła swój wzrok na dzwoniący telefon. Nie mogłem ukryć swojego uśmiechu, gdy na jej twarzy zobaczyłem minę, jakiej jeszcze nie widziałem. Wyrażała coś w tylu obrzydzenia i zszokowania.

— Luke dzwonił — oznajmiła. Nie rozumiałem dlaczego się tym tak przejęła. — Trzydzieści siedem razy. — Już rozumiałem.

Automatycznie wydobyłem z kieszeni swoje urządzenie i spojrzałem na wyświetlacz. Sam dostrzegłem trzynaście nieodebranych połączeń od Clary, siedem od Milesa, trzy od Theo i dwadzieścia od brata Haley.

Dziewczynie szybko udało się dostrzec to, że nie byłem w najlepszym humorze, ponieważ zmartwiona usiadła obok mnie, podwijając swoje kolana do siebie. Ułożyła na nich swoją głowę i z lekko zasmuconą miną zapytała:

— Coś się stało? Wyglądasz jeszcze gorzej niż zazwyczaj. A na co dzień wyglądasz naprawdę kiepsko.

Ta to umie pocieszyć.

— Nienawidzę cię — burknąłem, lekko się uśmiechając.

— Ja ciebie też — skwitowała z rozbawieniem w głosie. — A więc? Jeżeli chcesz, to możesz powiedzieć co ci tam leży ja wątrobie.

— Chyba, kurwa, przede wszystkim alkohol. — Wzruszyłem ramionami. Chwilę później odwróciłem głowę w stronę blondynki. — I nasza rozmowa w moim pokoju. — Nie chciałem do tego wracać, ale czułem, że było to konieczne. — Ciężko mi o tym mówić, ale po części była to prawda. Ale nie powiedziałem ci o jednym. Gdzieś w głębi siebie czuję, że może wcale nie mam wyrzutów sumienia, dlatego że go zabiłem, a dlatego że ty musiałaś to oglądać. I właśnie to mnie dobija, bo mówię jedno, a czuję drugie.

Myślałem, że moja słowa ją zezłoszczą, ale miałem wrażenie, że wcale nie była zła. Skinęła głową, obdarzając mnie ciszą. Przez chwilę żadne z nas się nie odezwało, jednak w końcu blondynka siedząca obok mnie postanowiła zabrać głos.

My Ethereal - I TOMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz