27/01*

395 56 5
                                    




Miałam wrażenie, że odkąd pogodziłam się z Nathanem, nasze relacje weszły na jakiś nowy poziom. Nie byłam pewna, na czym dokładnie staliśmy. Przypuszczałam, że byliśmy czymś na kształt dobrych znajomych lub nawet przyjaciół. Przynajmniej ja tak na to patrzyłam. Nie mogłam również okłamywać się w nieskończoność. Ja po prostu lubiłam spędzać z nim swój wolny czas. Często bywał nieznośny, uparty i żenujący, ale naprawdę potrafił mnie rozbawić. W sumie nie było to takie ciężkie, bo mam naprawdę specyficzne poczucie humoru.

Kiedy w środę wieczorem leżałam na swoim łóżku i głaskałam Ryana, zastanawiałam się nad tym, jak pójdzie im sobotni mecz. Wiedziałam, że trener da im niezły wycisk, ponieważ były to eliminacje do półfinału mistrzostw stanowych. Widziałam po Lucasie, że bardzo się tym przejmował. Cały czas chodził jakiś spięty i wszczynał ze mną kłótnie bez żadnego powodu.

Czasami zupełnie nie rozumiem mężczyzn.

Włożyłam do swoich uszu bezprzewodowe słuchawki i przymknęłam powieki. Tamtego dnia miałam dwa egzaminy, dlatego czułam się wykończona. Zakuwałam do nich od tygodnia i naprawdę nie miałam siły na nic poza leżeniem w swoim łóżku. Przyciągnęłam do siebie kota, który chwilę później wygodniej ułożył się na mojej klatce piersiowej.

Chyba właśnie tak wyglądało niebo.

Ale kilka sekund później zjechałam windą kilka poziomów niżej, aż do samego piekła, ponieważ drzwi do mojego pokoju się otworzyły i stanął w nich przeklęty D'Abernon we własnej osobie. Ten podły prosiak już nawet nie trudził się tym, żeby zapukać do drzwi czy wcześniej do mnie zadzwonić. Stwierdziłam, że będę mieć go gdzieś i ponownie przymknę powieki.

— A tobie co? — prychnął z rozbawieniem. Gdy ponownie uchyliłam swoje powieki, spostrzegłam, że usiadł przy moim biurku. — Wstawaj, zdziro, twój korepetytor jest potwornie zajęty, więc musimy się streszczać.

— Chcesz mi zrobić korepetycje? — zapytałam, unosząc się do siadu. Mimowolnie ziewnęłam, co zdawało się rozśmieszyć chłopaka. — Myślałam, że Johnson poznęca się nad tobą trochę bardziej. Powinnam do niego zadzwonić i poprosić, żeby zorganizował ci prywatny trening?

Chłopak kolejny raz parsknął śmiechem, a potem przeniósł swoje spojrzenie na ścianę za biurkiem, na której mieściło się pełno cytatów i zdjęć. Z uwagą analizował każdy cytat, co nieco mnie zdziwiło, ponieważ wydawało mi się, że znał każdy z nich niemal na pamięć. W końcu dość często przebywał w moim pokoju.

— Jestem cały twój, Martin — odrzekł beznamiętnie. — Ale do końca tygodnia będę Johnsona, więc lepiej jakoś spożytkuj ten cenny czas.

— Możesz sobie iść do tych swoich siatkarzy — powiedziałam z uśmiechem. — I tak dzisiaj jestem do niczego. Chcę iść spać, a ty mi w tym przeszkadzasz.

Chłopak ciężko westchnął, a potem spojrzał na mnie z rezygnacją. Odwrócił fotel w moją stronę i zacisnął szczękę.

— Koszykarzy.

— Jeden pies — machnęłam ręką.

Opadłam plecami na materac i wbiłam swój wzrok w sufit. Kolejny raz postanowiłam go zignorować i włączyłam jedną z piosenek.

Chwilę później poczułam, że materac ugina się tuż obok mnie. Szybko przekręciłam głowę, aby spotkać się ze spojrzeniem chłopaka, który również postanowił położyć się obok mnie. Gdy wyciągnął jedną z słuchawek z mojego ucha, a następnie wsadził go do swojego ucha, zmarszczyłam czoło. Chciałam coś powiedzieć lub też wygonić go z mojego pokoju, ale stwierdziłam, że i tak mnie nie posłucha, więc tylko mu się przyglądałam. Nie byłam pewna, czy National Anthem przypadnie mu do gustu, ale nie zamierzałam zmieniać piosenki.

My Ethereal - I TOMWhere stories live. Discover now