Rozdział 24

27.5K 1.3K 357
                                    

Brooke POV'

Wpatrywałam się w krajobraz za oknem samolotu, starając się mrugać jak najrzadziej, aby nie ominąć żadnego wspaniałego widoku. Zbliżaliśmy się właśnie do lądowania w Hiszpanii i czym bliżej ziemi byliśmy, tym coraz bardziej byłam podekscytowana. Od zawsze marzyłam aby tutaj przylecieć i moje marzenie właśnie się spełnia. Uśmiechnęłam się szeroko i w końcu obróciłam głowę do pozostałych.

- Co sądzisz? – zapytał Luke, uśmiechając się.

- Wygląda niesamowicie.

- Poczekaj aż wylądujemy. – mężczyzna uśmiechnął się szerzej i oparł głowę o oparcie fotela.

Przeniosłam spojrzenie na Justina i uśmiechnęłam się delikatnie, kiedy moje spojrzenie skrzyżowało się z szatynem. Nasze fotele znajdowały się obok siebie, więc jeśli tylko wyciągnąłbym dłoń w prawą stronę, bez problemu mogłabym go dotknąć i cholernie tego chciałam, lecz wiedziałam że muszę się powstrzymać, ponieważ nie byliśmy sami.

Pilot oznajmił iż lądujemy, więc upewniłam się czy mój pas jest aby na pewno dobrze zapięty, a następnie zacisnęłam palce na podłokietniku i westchnęłam głośno, zwracając tym na siebie uwagę Rachel. Dziewczyna mrugnęła do mnie i przeniosła spojrzenie na Justina.

- Skoro zająłeś moje miejsce, Bieber, to chyba tym razem do Ciebie należy próba uspokojenia Brooke. – rozszerzyłam oczy i spiorunowałam dziewczynę wzrokiem.

Justin spojrzał na Rachel, następnie na mnie, a potem ponownie na Rachel.

- Co mam robić?- kątem oka widziałam jak Jake próbuje ukryć uśmiech, natomiast reszta przyglądała nam się z zaciekawieniem.

- Wystarczy, że złapiesz ją za dłoń i spróbujesz zagadać na czas lądowania. – odpowiedziała Rachel.

Obie bardzo dobrze wiedziałyśmy że trzymanie mojej dłoni nie jest konieczne, ponieważ zawsze rozmowa ze mną sprawiała że odrywałam się chociaż na chwilę od myślenia o lądowaniu, przez co znosiłam to lepiej. Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę dłoń Justina i niepewnie ułożyłam na niej swoją. Bieber od razu ścisnął moją rękę, a następnie przeplótł swoje palce z moimi, kciukiem głaszcząc grzbiet mojej dłoni. Szatyn nachylił się w moją stronę i uśmiechnął się uroczo.

- Co chciałabym robić w Hiszpanii?- jego głos stał się cichszy, tak abym tylko ja mogła go słyszeć.

- Na pewno chce iść na plaże i wykąpać się w tych niesamowitych wodach. – oznajmiłam od razu.

- Da się to załatwić. - uniosłam do góry brwi, lecz nie skomentowałam w żaden sposób słów Justina.

- Jak twoja twarz?- przeniosłam wzrok na posiniaczoną i lekko opuchniętą część twarzy szatyna.

- Nie jest tragicznie. Z pewnością gdybyś ty się tym zajęła było by lepiej. – wywróciłam oczami, śmiejąc się cicho.

- Twoimi obrażeniami lepiej niech zajmie się profesjonalista, Justin. – Ścisnęłam mocniej dłoń szatyna, kiedy poczułam jak samolot zaczyna się lekko trząść.

- Spokojnie, skarbie, wszystko jest dobrze. – uchyliłam powoli oczy, słysząc głos szatyna.

Wyjrzałam przez okno i odetchnęłam z ulgą widząc, że znaleźliśmy się już na lotnisku. Obróciłam twarz w stronę Justina i uśmiechnęłam się lekko.

- Dziękuje. – spojrzałam prosto w brązowe oczy i zaczerpnęłam powietrza, kiedy poczułam dziwny ścisk w żołądku.

Samolot zatrzymał się, a jeden z pilotów poinformował nas o lądowaniu na hiszpańskich ziemiach, oraz udzielił informacji na temat pogody oraz godziny.

BOKSER | Justin Bieber ✔Место, где живут истории. Откройте их для себя