Rozdział 65

19.2K 809 351
                                    

Brooke POV'

Wpatrywałam się w ciemne chmury spowijające Atlantę w deszczu. Przytknęłam czoło do zimnej powierzchni szyby i odetchnęłam głęboko starając się zminimalizować stres. Wymówiłam w myślach cichą modlitwę i z ostatnim spojrzeniem na spływające po szybie krople deszczu, obróciłam się i chwyciłam torebkę, kierując się na dół, gdzie czekał na mnie i na Rachel samochód, który miał nas zawieść na ostatnią w tym sezonie walkę Justina. 

Rachel czekała na mnie w recepcji hotelu, stukając nerwowo stopą o białe kafelki. Mimo iż, każdy z nas wiedział jak dobry jest Justin w tym co robi, fakt, że dzisiejszego wieczoru zmierzy się z najgroźniejszym przeciwnikiem sprawiał, że w każdym w mniejszym lub w większym stopniu zagnieździł się jakiś rodzaj strachu. Ufałam umiejętnością Justina, ale wiedziałam, że jego ciało nie jest z kamienia, a ciosy jego przeciwnika nie zawsze będą nietrafione.

Rachel przytuliła mnie mocno na powitanie i uśmiechnęła się, kiedy odsunęłyśmy się od siebie. 

- Gotowa? - Kiwnęła głową na zewnątrz w stronę zaparkowanego przy krawężniku czarnego Mercedesa. 

- Fizycznie, tak. 

- Będzie w porządku, chodźmy, bo inaczej się spóźnimy. - Chwyciłam jej ramię i razem wyszłyśmy przez obrotowe drzwi, prosto w stronę samochodu. Kierowca wysiadł, obchodząc samochód dookoła.

- Pani Thompson? - Upewnił się, otwierając drzwi.

- Tak. - Pokiwałam głową, posyłając na oko 40-sto letniemu mężczyźnie uśmiech.

- Dzień dobry. Mam na imię Mark.

- Brooke, a to Rachel. - Kiwnęłam na blondynkę obok mnie. - Miło Cię poznać.

Mark uśmiechnął się delikatnie i wskazał gestem ręki, abyśmy wsiadły do środka wozu.

Usiadłyśmy na wygodnej tylnej kanapie samochodu, a następnie przyglądałyśmy się, jak kierowca płynnie rusza od krawężnika, włączając się w ruch uliczny.

Przed areną stały tłumy, ponieważ wejścia miały zostać otwarte dopiero za 5 minut, a walka miała rozpocząć się za nieco więcej niż pół godziny. Kierowca objechał budynek dookoła, zatrzymując się przed bramką, która chroniła tylne wejście. Otworzyłam szybę po swojej stronie w tej samej chwili co Mark. Wytknęłam przepustkę ze swoim imieniem oraz oznaczeniem Bieber Teamu, zanim Mark zdążył się odezwać.

- Proszę chwilkę poczekać, muszę to potwierdzić. - Ochroniarz uniósł telefon do góry, wykręcając do kogoś numer. Minęło dobre pięć minut, aż w końcu zostaliśmy wpuszczeni na tyły hali, ale rozumiałam to, przy tak wielkiej imprezie musiał się upewnić, że nikt niepożądany nie dostanie się w nieodpowiednie miejsce, chociaż byłam zdziwiona faktem, że nie został poinformowany, że pojawimy się.

Przy tylnych drzwiach zostałyśmy sprawdzone po raz kolejny przez kolejnych dwóch ochroniarzy, aż w końcu szybkim krokiem ruszyłam w stronę szatni, gdzie pokierował nas jeden z ochroniarzy. Można było usłyszeć już hałas z głębi hali, gdzie ludzie zajmowali swoje miejsca. 

Przed drzwiami szatni Justina stał kolejny ochroniarz, ale tym razem wystarczyło tylko szybkie machnięcie przepustką.

Weszłam do pokoju w chwili, kiedy Luke zawiązywał bandaż wokół prawej dłoni Justina.

- Hej. - Uśmiechnęłam się do wszystkich, starając się zamaskować moją nerwowość.

Luke w kilku następnych szybkich ruchach skończył z dłońmi Justina i odsunął się, pozwalając wstać szatynowi.

BOKSER | Justin Bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz