Rozdział 49

19.8K 1.2K 238
                                    

Brooke POV'

Przełknęłam nerwowo ślinę, kiedy samochód zatrzymał się przed średniej wielkości domem, z małym, już lekko zniszczonym, białym płotkiem. Przed domem znajdowała się stara, drewniana huśtawka, a dookoła domu rosły krzewy. Wszystko wyglądało dość zadbanie i w sumie sama nie wiem czego się spodziewałam.

- Gotowa? - Justin spojrzał na mnie, a następnie na dom.

- To ja powinnam zadać Ci to pytanie. - złapałam dłoń szatyna, przyglądając się jak w lewej ręce obraca nerwowo kluczyki od wynajętego samochodu.

- Jest w porządku. Chodźmy. - Szatyn przycisnął moją rękę do swoich ust i pocałował jej wierzch, a następnie wysiadł z samochodu, zatrzaskując drzwi.

Dołączyłam do Justina na chodniku i razem ruszyliśmy do pomalowanego na szaro domu. Zatrzymaliśmy się przed drzwiami, więc ponownie chwyciłam dłoń szatyna i ścisnęłam ją. Bieber pochylił się w stronę drzwi i nacisnął na dzwonek. Nie musieliśmy długo czekać, aż drzwi się otworzą. W progu stanęła niska szatynka, wpatrując się w boksera swoimi dużymi, jasnymi oczami. Bez problemu odgadłam, że stoi przede mną matka Justina i nie chodzi mi tutaj o jej reakcje, a o wygląd, ponieważ miała sporo wspólnych cech z Justinem.

- Justin... - wymamrotała i zrobiła krok do przodu, jakby próbując podejść bliżej, ale zatrzymała się nagle.

- Cześć. - Justin ścisnął mocniej moją dłoń. - Jest ojciec?

Kobieta pokiwała głową i nadal wpatrując się w szatyna jak w obrazek, przesunęła się w drzwiach, aby zrobić nam przejście.

- Kto przyszedł? - zza ściany wyłonił się postawny mężczyzna z tatuażami na rękach, lecz nadal niższy i mniej masywny od Justina.

Bokser zatrzymał się nagle, przyciągając mnie bliżej siebie.

- Co ty tu robisz? - mężczyzna zmrużył oczy i zaplótł ramiona na klatce piersiowej.

- Specjalnie się fatygowałem, żeby stanąć twarzą w twarz z gnojem, który na siłę próbuje zniszczyć mi życie. - Justin zacisnął szczękę, wpatrując się w ojca twardym wzrokiem.

- Co próbujesz mi insynuować, dzieciaku? Przyjechałeś tutaj, wlazłeś do mojego domu i myślisz, że masz prawa mnie o coś oskarżać? - Ojciec Justina zaśmiał się, kręcąc przy tym głową.

- To ciekawe, bo moje insynuacje mają całkiem niezłe poparcie w rzeczywistości. Co powiesz na temat kobiety, którą wysłałeś do mnie, aby wrobiła mnie w dzieciaka? Nie radzę zaprzeczać, bo ona raczej była pewna tego kto zapukał do jej drzwi.

- Wierzysz jakieś lafiryndzie? Jesteś kawałkiem gówna, mogłeś faktycznie zrobić sobie dzieciaka i szukasz winy u mnie?

- Chyba się nie rozumiemy. - Justin ścisnął mocniej moją dłoń i nie jestem pewna, czy zrobił to świadomie. - Dzieciak nie jest mój, a ty nie próbuj na siłę mącić, bo ucierpisz na tym o wiele bardziej niż myślisz. Trzeba być niezłym idiotą, żeby sądzić, że wygrasz z kimś kogo zna prawie cały świat. Sporo ludzi zechce mi pomóc, jeśli tylko będę potrzebował ich pomocy, więc uważaj co robisz staruszku, bo twój jeden krok do przodu, to moje dziesięć.

- Naprawdę myślisz, że możesz mi grozić, gówniarzu? - Ojciec Justina ruszył w naszą stronę, więc Justin puścił moją dłoń i ruszył mu na spotkanie.

W porę zorientowałam się co się dzieje i wyprzedziłam Justina, stając przed nim, przyciskając się plecami do jego klatki piersiowej i łapiąc jego dłonie w swoje.

- Na dodatek przywozisz ze sobą jakąś małą dziwkę. Chcesz pogadać, więc zróbmy to jak prawdziwi mężczyźni, bez tej suki. - Justin szarpnął się do przodu, próbując wydobyć swoje dłonie z mojego uścisku, więc wbiłam w nie paznokcie, aby go powstrzymać.

BOKSER | Justin Bieber ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz