Rozdział 59

17.2K 999 61
                                    

Brooke POV'

Detroit było naprawdę pięknym miastem i było tutaj naprawdę ciepło. Justin czasami kończył treningi nawet o dwie godziny wcześniej, aby posiedzieć ze mną, przez co z jednej strony cieszyłam się, a z drugiej miałam sobie za złe, że zamartwia się o mnie na tyle, że skraca treningi, a właśnie w tej chwili powinien być na nich najbardziej skupiony, ponieważ pozostały mu już tylko dwie walki do walki mistrzowskiej.
Tak jak obiecałam nie opuszczałam hotelu sama i szczerze mówiąc nie miałam na to ochoty. Mój napastnik z dzieciństwa jak do tej pory nie odezwał się ponownie, wiec Justin starał się przekonać mnie że to dobrze, lecz doskonale wiedziałam, że bokser mimo wszystko się martwi. Niestety nie mamy do czynienia z typem człowieka, który stosuje tylko groźby, on działa i doskonale zdawaliśmy sobie z tego sprawę.

Spojrzałam na zegarek w telefonie i postanowiłam zejść do siłowni, aby odbębnić moją pracę, a potem móc nacieszyć się swoim mężczyzną.
Drzwi od siłowni otworzył mi Luke. Wparowałam do środka i od razu zauważyłam uderzającego w worek Justina, który marszczył gniewnie brwi, spoglądając na Chrisa i Jake'a, którzy coś do niego mówili.
Podeszłam bliżej słysząc zdenerwowany głos szatyna.

- Nie ma, kurwa, mowy. – Uderzył mocniej w worek, przez co ten zakołysał się niebezpiecznie, a następnie odskoczył lekko w bok, aby ten go nie uderzył.
Dziwiłam się, że nikt nie przytrzymuje worka, ale podejrzewałam, że chłopcy wiedzieli że zdenerwowali go na tyle, że nie powinni zbliżać się, ponieważ Justin może zrobić im krzywdę i nie ważne czy zrobi to za pomocą swoich pięści czy rozkołysanego worka treningowego.

- Przecież będzie z tobą. Daj spokój, stary. Tak dawno nigdzie nie wychodziliśmy. Każdemu z nas przyda się chwila odpoczynku od tego całego gówna. – Chris oparł plecy o sztangę, stojącą za nim.

- Czego nie rozumiesz w cholernym „nie"? – Justin obrócił się na pięcie i zatrzymał się dostrzegając mnie.
Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszłam bliżej.

- Hej. O co chodzi? – Przechyliłam głowę na bok i podeszłam do Justina, pomagając ściągnąć mu rękawice z rąk oraz bandaż.

- To nic. Nie zawracaj sobie tym głowy. – Justin pochylił się i pocałował moje czoło.

Spojrzałam przez jego ramię na jego towarzystwo, widząc ich niezadowolone miny.

- Nie wydaje mi się. No już... mówcie o co chodzi.

- Pomyśleliśmy, że fajnym pomysłem byłoby wspólne wyjście do klubu. Tak dawno nigdzie razem nie wyszliśmy, a każdemu z nas przyda się chwila relaksu. – Wytłumaczył Chris.

Spojrzałam na boksera i zauważyłam jak ten piorunuje wzrokiem przyjaciela.

- Całkiem w porządku pomysł, więc w czym problem? – Przytrzymałam rękawice i bandaż w dłoniach, próbując niczego nie upuścić.

- Justin się martwi i nie sądzi aby był to dobry pomysł. Próbowaliśmy go przekonać, że przecież będzie z tobą i nic złego się nie stanie, ale nic z tego.

- Skoro tak kurewsko ci zależy, idźcie sami. – Wywarczał Justin i obrócił się na pięcie wychodząc z siłowi.

- Stary, a co z masażem? – Krzyknął za nim Luke, lecz szatyn zignorował go.

- Spokojnie, zajmę się tym, Luke. A co do was chłopaki, nic nie obiecuje. Kiedy chcecie iść do klubu?

- Może dzisiaj?

- Więc, dam wam znać za godzinkę co i jak, ale nie będę na niego naciskać. Pogadam z nim jeszcze raz i jeśli się nie zgodzi, naprawdę będziecie musieli iść bez nas. Jestem pewna, że innym razem na pewno wybierzemy się wszyscy razem, ale teraz wiecie jak wygląda sytuacja. Justin po prostu się martwi.

BOKSER | Justin Bieber ✔Where stories live. Discover now