Paczka

2.3K 146 26
                                    

W czwartek Kate powoli żuła śniadanie w Wielkiej Sali, czekając na obronę przed czarną magią. Lochart nie robił na niej żadnego wrażenia, choć jej wszystkie przyjaciółki były nim po prostu zachwycone-nawet Hermiona.
Oliver bazgrał coś na kawałku pergaminu, a ona bez patrzenia wiedziała, że to próbna strategia na mecz ze Ślizgonami. Ten dzień zbliżał się nieubłaganie, ku utrapieniu Gryfonów.
Młoda Chamberlain wciąż spoglądała w górę z nadzieją.
-Kiedy sowia poczta?-spytała po chwili, siedzącego obok Georga.
-Niedługo powinna być. Czekasz na jakiś list?
-Na paczkę-mruknęła i znowu wbiła wzrok w talerz-Od taty. Chyba, że dowiedział się od Snape'a o tej całej aferze z Malfoyem i się obraźił...
Wczoraj Snape razem z profesor McGonagall uznali, że zarówno Kate, jak i Malfoy powinni otrzymać karę i oboje musieli odbyć dwugodzinny szlaban po lekcjach, co oczywiście skończyło się pojedynkiem, rozwaloną salą i przedłużeniem szlabanu o kolejne dwie godziny.
Na dodatek Chamberlain była pewna, że Snape powie o tym jej ojcu-sugerowała to jego złośliwa mina.
-Może nie-wtrącił Fred i kiwnął głową w górę.
Kate spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła mnóstwo sów odnajdujących swoich właścicieli.

Rozejrzała się i odnalazła swoją, która razem z kilkoma innymi ptakami niosła gigantyczną paczkę.
Gdy zwierzęta znalazły się już nad stołem Gryffindoru, zrzuciły przedmiot.
Kate wskoczyła na ławkę i złapała paczkę, zanim ta zdążyła opryskać wszystkich jedzeniem.
Spojrzenia wszystkich uczniów przeniosły się na nią, ale Gryfonka szybko wybiegła z Wielkiej Sali.

Odniosła paczkę do dormitorium i rzuciła ją na łóżko. Zaraz potem ona także na nim usiadła, ciężko oddychając. Siedem Nimbusów sporo ważyło, a ona nie miała nawet wolnej ręki, żeby wyciągnąć różdżkę.
Kate szybko odwinęła papier i przyjrzała się miotłom. Były piękne, takie jakie je zapamiętała.
Błyszczące rączki, wygładzone witki, złote oparcia na stopy i niewielki napis Nimbus 2001.
Patrzyła na przedmiot jak zahipnotyzowana i w końcu upchnęła wszystkie pod łóżkiem.
Gdy stanęła w drzwiach jeszcze raz obejrzała się za siebie i szepnęła zaklęcie maskujące. Potem zadowolona schowała różdżkę i pobiegła w stronę klasy obrony przed czarną magią.

-Nie wzięłaś nawet swojej torby-stwierdziła Hermiona, gdy zobaczyła zdyszaną blondynkę.
-Dzięki-powiedziała i zarzuciła sobie torbę na ramię-Locharta jeszcze nie ma?
Szatynka pokręciła głową ze smutkiem.
Ciekawe czy dzisiaj też będziemy musieli łapać chochliki kornwalijskie?-pomyślała Kate.
Cały czas była wściekła na nauczyciela za zmarnowaną i bezsensowną lekcję.
Lochart pojawił się dopiero po kilku minutach i wpuścił uczniów do sali. Oczywiście Chamberlain nie spodziewała się ciekawych zajęć.
Zaraz po rozpakowaniu się wysłała liścik do Freda i Georga. Uśmiechnęła się na myśli jak musi wyglądać mała karteczka, samoczynnie latająca po korytarzach Hogwartu.
Lochart kazał im wyciągnąć podręczniki i przeczytać rozdział ze strony 134.
Wszyscy naturalnie otworzyli książki i Kate już miała zacząć czytać, gdy jej kolczyki w kształcie złotych zniczy zatrzepotały.
Nie zakładała ich na codzień, bo to całe trzepotanie powtarzało się co kilkanaście minut. W końcu Oliver cały czas przemiszczał się po zamku, ona też.
Zaryzykował jednak i wysłała liścik także do kapitana. Wiedziała już, że ma lekcje niedaleko.

Pierwsza wróciła odpowiedź od Freda i Georga. Karteczka cicho wleciała do klasy i równie cicho wylądowała na ławce Kate.

Masz OPCM? My historię magii :(

Gryfonka szybko nabazgrała odpowiedź i wysłała ją do Weasleyów. Po chwili obok niej wylądował kolejny skrawek papieru, tym razem od Wooda.

Nie mogę. Mam eliksiry.

Odpuściła. Nie chciała narobić mu kłopotów-doskonale znała surowość Snape'a.
Przez praktycznie całą lekcję pisała więc z bliźniakami i gdy po zajęciach chciała wyjść z sali uśmiech nie schodził jej z twarzy.
-Panno Chamberlain, proszę zaczekać!
Dziewczyna odwróciła się i popatrzyła na Locharta zdziwiona.
-Na lekcji nie piszemy liścików.
-Przepraszam, nie rozumiem-odparła niepewnie.
-Och, Kate, Kate. Nie jestem głupi-nauczyciel zaśmiał się perliście.
Naprawdę?

Zarówno transmutacja, jak i numerologia minęły dziewczynie w ponurym nastroju. Lochart dał jej szlaban, który na szczęście miała odbyć z Harry i to była jej jedyna pociecha.
Gdy w końcu poranne zajęcia dobiegły końca, poprawił jej się humor.
Szybko pobiegła znaleźć Olivera. Skończył akurat wróżbiarstwo i wychodził z dusznej sali profesor Trelawney, gdy podeszła do niego Chamberlain.
-Oliver, zbierz drużynę! Teraz!-zarządziła i znowu zbiegła w dół.
-Co?! Kate? Po co?-zdziwił się kapitan i dogonił ją na schodach.
-Ślizgoni mają teraz trening. Musimy iść na boisko.
On zmarszczył brwi i pobiegł za nią.
-Przebierz się i zbierz drużynę. Za 10 minut na stadionie. No dobrze, za 20. Już!-krzyknęła, gdy znaleźli się w Pokoju Wspólnym.
Brunet nie wiedział o jej chodzi, ale kiwnął głową. Nie potrafił się z nią kłócić.
Tymczasem drugoroczna wpadła do dormitorium dziewcząt, natychmiastowo zarzuciła na siebie strój do ćwiczeń i wyciągnęła spod łóżka miotły.
Unosząc je w powietrzu czarami pobiegła prosto na stadion. Oczywiście biegnąc musiała wpaść na Malfoya, który również zmierzał na swój trening.
-Co to jest?-spytał podejrzliwie, wskazując na tobołek.
-Nic co powinno cię obchodzić-odburknęła blondynka, ale on mocno złapał ją za ramię.
-Puszczaj!
-Nie wiem co ty kombinujesz, Chamberlain, ale...
-Odwal się, Malfoy! Spieszę się!
Mocno wyrwała rękę z jego uścisku i pobiegła do szatni Gryfonów, którzy czekali na nią zniecierpliwieni. Chciała zobaczyć ich miny, gdy dowiedzą się co przyniosła. Najbardziej minę kapitana.

Pum pum pum-niespodzianka



1/3 maratonu. Tak wiem miałam nie robić, ale chcę jak najwięcej napisać w wakacje, których wiele nie zostało😂

Lwy też potrafią latać · Oliver WoodWhere stories live. Discover now